Jutro 11.01 o godz. 9:00 w sali nr 3 w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym przy Ul Rakowkickiej w Krakowie obędzie się posiedzenie w sprawie skargi na Strefę Czystego Transportu w Krakowie (sygn. II SA/Kr 484/23). Pan Bartek będzie brał udział w tym procesie – oprócz tego będą rozpatrywane też 2 pozostałe skargi na SCT, m.in. wojewody. Damy znać o wyniku. Od 8:30 Pan Bartek będzę dostępny dla mediów pod nr 519-871-528 oraz messengerem. Na 10:40 zaplanowana jest konferencja prasowa pod WSA.
—–
23 listopada Rada Miasta Krakowa podjęła uchwałę, która już od lipca 2024 roku ma ograniczyć możliwość wjazdu starszych auta spalinowych do Krakowa. Stowarzyszenie Otwarta Wieliczka wystosowało petycję do Wojewody Małopolskiego z wnioskiem o stwierdzenie nieważności uchwały Rady Miasta Krakowa w sprawie ustanowienia Strefy Czystego Transportu (SCT) na terenie całego Krakowa, wskazując na irracjonalność tych zapisów.
27 listopada drogą elektroniczną wysłaliśmy Wojewodzie poniższą petycję.
PETYCJA W SPRAWIE UNIEWAŻNIENIA ZAKAZU AUT I MOTOCYKLI SPALINOWYCH W KRAKOWIE
Jako przedstawiciel Stowarzyszenia Otwarta Wieliczka, mając na uwadze działanie na rzecz praworządności i obrony praw obywatelskich, działając w interesie wielu sympatyków Stowarzyszenia z Wieliczki, Krakowa i całej Małopolski,
sprzeciwiam się wprowadzeniu tzw. „Strefy Czystego Transportu” (SCT) na terenie całego Krakowa i zwracam się do Wojewody jako organu nadzoru o wydanie rozstrzygnięcia nadzorczego stwierdzającego nieważności uchwały Rady Miasta Krakowa z dnia 23 listopada 2022 z powodu irracjonalności jej zapisów, a konkretnie:
1. Jej sprzeczności z:
– uchwały Program Ochrony Powietrza dla Województwa Małopolskiego z dn. 28 września 2020 r.
– ustawy prawo o ruchu drogowym art. 22 ust. 2
– ustawy o drogach publicznych art. 19 ust. 5.
– art. 31 oraz art. 64 Konstytucji Rzeczpospolitej Polski
2. Negatywnych aspektów społecznych dotykających nie tylko mieszkańców Krakowa, ale i całej Małopolski.
UZASADNIENIE
Na wstępie należy zaznaczyć, iż w konsultacjach społecznych nad projektem uchwały SCT zdecydowana większość uwag nie popierała projektu. Niejasne są zapisy co do motocykli (gdzie dać nalepkę) czy wydawania nalepek (tylko korespondencyjnie, co utrudnia szybkie uzyskanie). Najbardziej kontrowersyjnym aspektem jest jednak objęcie SCT całego Krakowa, w jego granicach administracyjnych, które są przeciętnemu obywatelowi nieznane. Objęcie SCT całego Krakowa jest niezgodne z Programem Ochrony Powietrza (POP), który przewidywał pilotażowe wprowadzenie pilotażowej strefy w ramach II Obwodnicy Krakowa oraz docelowej strefy wewnątrz IV obwodnicy Krakowa.
W przeciwieństwie do całkowitego zakazu spalania paliw na terenie Krakowa, SCT nie dotyczy tylko mieszkańców Krakowa. Do krakowskich firm, szpitali czy instytucji na co dzień dojeżdża wielu mieszkańców całej Małopolski, a ponadto turyści z całej Polski i Europy. Należy mieć na uwadze, że kierowca zjeżdżając z autostrady A4 czy drogi ekspresowej S7 w Krakowie, automatycznie trafia do SCT, bez możliwości zawracania. Podobnie wjeżdżając do miasta z drogi wojewódzkiej czy krajowej, w wielu przypadkach dojeżdżający nie będą mieli możliwości zawrócenia lub zjechania w inną drogę, ponieważ granice administracyjne Krakowa, na których będą obowiązywać zapisy SCT, w większości przypadków nie będą dawały możliwości zjazdu czy zawracania.
Innymi słowy, granice strefy SCT powinny być tak ustanowione, by dać możliwość zawrócenia lub zmiany kierunku jazdy w celu ominięcia SCT zgodnie z przepisami Prawo o ruchu drogowym.
Należy mieć na uwadze, iż Miasto Kraków jest zarządcą dróg krajowych, wojewódzkich i powiatowych jedynie w granicach administracyjnych miasta, a więc nie może ustanawiać znaków informujących o SCT przed granicami miasta w miejscach umożliwiających zjazd lub zawracanie.
Ustanowienie SCT na terenie całego Krakowa oznacza również, że obrzeża miasta takie jak Swoszowice, os. Wadów czy Przylasek Rusiecki, gdzie ruch samochodowy jest znacznie mniejszy, również będą objęte tym zakazami. Na obrzeżach Krakowa ponadto problem zanieczyszczeń powietrza jest znacznie mniejszy, niż w centrum Krakowa. Objęcie SCT całego Krakowa jest zatem nadmierną ingerencją władz państwowych w prawa i wolności obywatelskiej (art. 31 Konstytucji) oraz naruszeniem prawa własności (art. 64) Konstytucji, ponieważ wielu właścicieli zostanie pozbawionych prawa do korzystania ze swoich aut bez odszkodowania w imię fałszywych sloganów o czystym powietrzu, którego w Krakowie nigdy nie będzie z uwagi na postępującą, bezmyślną zabudowę i brak przewietrzania.
Wspomniana uchwała ma też szereg negatywnych aspektów społecznych. Utrudnia dojazd biedniejszym mieszkańcom Małopolski (mających starsze auta) do krakowskich szpitali czy nawet do punktów przesiadkowych na komunikację miejską P+R. Ponadto Uchwała nie przewiduje się dopłat do wymiany aut ani zintensyfikowania połączeń komunikacji publicznej, która jest obecnie ograniczana w Krakowie.
Ponadto wprowadzenie SCT nie będzie miało istotnego wpływu na poprawę powietrza w Krakowie, podobnie jak wprowadzenie całkowitego zakazu spalania paliw nie miało istotnego wpływu na poprawę powietrza. Od czasu uchwalenia całkowitego zakazu paliw stałych w Krakowie powietrze się poprawiło we wszystkich miastach wojewódzkich w Polsce bez wprowadzania całkowitego zakazu. Odbyło się to dzięki wymianom pieców i rozsądniejszej polityce zagospodarowania przestrzennego, która w Krakowie jest nieprzemyślana i pro-smogowa.
Zapisy uchwały o SCT utrudniają poruszanie się starszymi motocyklami i skuterami, które mają spalanie na poziomie 2-3 litrów paliwa na 100 km, a dopuszczają poruszanie się przez pojedyncze osoby nowszymi autami terenowymi lub sportowymi spalającymi np. 20 litrów paliwa na 100 km.
Ruch samochodowy powoduje zwiększenie zanieczyszczeń powietrza nie tylko przez emisję spalin, ale wzniecanie pyłów na drodze oraz wydzielanie pyłów z klocków hamulcowych czy zużytych opon – to dotyczy również aut nie objętych restrykcjami SCT.
Czas lock-downów związanych z COVID-19 pokazał, że ograniczenie ruchy samochodowego o ponad 50% nie spowodowało poprawy powietrza. W dniach 1-11 kwietnia 2020, kiedy obowiązywało rozporządzenie o zakazie przemieszczania się, stężenia zanieczyszczeń w Krakowie były podobne, jak w dniach 1-11 kwietnia 2019 r.
Ponieważ krakowska uchwała o SCT jest w pierwszą w Polsce i może być wzorem dla innych miast, szczególnie ważne jest jej wnikliwe zbadanie i niedopuszczenie bubla do obrotu prawnego.
Bartłomiej Krzych Przedstawiciel Stowarzyszenia OTWARTA WIELICZKA
Załącznik. 2 Mapki sytuacyjne zjazdów z A4 i S7 na granicy Krakowa i Wieliczki. Przykłady niepotrzebnych odcinków SCT przy zjazdach z A4 i S7 między Wieliczką a Krakowem.
Czy inflacja w Polsce jest importowana, tak jak mówił m.in. Premier Morawiecki? Jeśli tak, to dlaczego nie importujemy jej ze Szwajcarii, gdzie inflacja wynosi tylko 3% i spada, a w Polsce 18% i rośnie. Skąd ta różnica ? Dlaczego w Szwajcarii nie ma „Putinflacji” ani „Glapinflacji? W tym artykule sobie to wyjaśnimy.
Formalnie za politykę pieniężną (walkę z inflacją) odpowiedzialne są banki centralne, które w teorii mają być niezależne od władzy. W Polsce jest to Narodowy Bank Polski (NBP), a w Szwajcarii – Narodowy Bank Szwajcarii (Swiss National Bank – SNB). W Polsce szefem banku centralnego jest Adam Glapiński, który w 2016 r zastąpił Marka Belkę, a w Szwajcarii szefem banku jest Thomas Jordan, który w 2012 r. zastąpił Philipa Hildebranda. Wpływ na inflację mają jednak też rządy poprzez swoją politykę wydatkową czy energetyczną.
Zacznijmy krótko od poprzedniego prezesa NBP. U końca kadencji Marka Belki mieliśmy w Polsce tzw. deflację, innymi słowy wskaźnik inflacji był ujemny, ceny spadały w tempie ok 1% rok do roku przy stopach procentowych na poziomie 1,5% roku. Oznacza to, osoby i firmy trzymające oszczędności na lokatach zarabiały realnie 2-3% w ciągu roku. To były te czasy, kiedy emeryci dostawali śmieszne 5 zł waloryzacji, ale z racji że ceny spadały – realnie zyskiwali więcej, niż 5 zł. To jednak ma swoje minusy – firmy wolały oszczędzać na kontach, niż inwestować na drogi realnie kredyt, bo po co ryzykować rozwój biznesu, skoro ma się pewne 3% w skali roku? Z mojej strony krytykowałem wtedy Marka Belkę za to, że Polska miała realnie najwyższe realne stopy procentowe na świecie, a utrzymująca się deflacja -1,5% to znaczne odchylenie od celu inflacyjnego na poziomie 2,5%. Czeski bank centralny w tym czasie utrzymywał stopę procentową na poziomie 0,05%, a więc blisko zeru, mimo, iż w Czechach nie było deflacji.
W tym samym czasie również deflację (ujemną inflację) na poziomie 1,5% miała też Szwajcaria , a ich bank centralny utrzymywał stopy na ujemnym poziomie -0,75% (jako pierwszy kraj na świecie). Ujemne oprocentowanie miało zniechęcić nadmierny napływ kapitału spekulacyjnego, który zbytnio umacniał franka szwajcarskiego.
Mamy zatem dwie europejskie gospodarki: Polską i Szwajcarską, które w latach 2014-2017 miały podobny wskaźnik inflacji, a raczej deflacji – wynikającej z globalizacji procesów gospodarczych, optymalizacji kosztów produkcji i postępu technologicznemu, a to wszystko w dużej mierze dzięki Chinom, które wyspecjalizowały się w taniej produkcji i handlu międzynarodowym.
Powróćmy teraz do poprzedniego szefa SNB – Phillipa Hildegranda. Został on szefem szwajcarskiego banku centralnego w 2010 roku i musiał zmierzyć się z wyzwaniem, jakim było pogłębiające się umocnienie franka związane z dodrukiem pieniądza na świecie i napływem kapitału do Szwajcarii jako bezpiecznej przystani. Umacniający się frank teoretycznie obniżał konkurencyjność szwajcarskiej gospodarki i powodował ryzyko długotrwałej ujemnej inflacji, czego szef SNB chciał uniknąć. Ponadto umacniający się frank powodował księgową stratę banku centralnego, ponieważ waluty obce były wyceniane po niższych kursach. Warto tu wspomnieć, że w Szwajcarii bank centralny jest prywatną spółką notowaną na giełdzie, w której większość udziału mają podmioty publiczne (samorządy – kantony) a część to również inwestorzy prywatni, którym ogromne straty księgowe banku się nie podobały. Hildebrandowi zarzucano również brak doświadczenia i relatywnie młody wiek.
We wrześniu 2011 r. Hildebrand podjął decyzję o oficjalnej interwencji na rynku walutowym i dokonał dewaluacji poprzez wprowadzenie sztywnego kursu wobec Euro na poziomie 1,20. Oznaczało to, że SNB zobowiązał się do skupu euro po kursie 1,20 za franka, podczas gdy rynek wcześniej ustalał ten kurs na 1,10. Działanie to zaskoczyło rynek walutowy, ale pozwoliło ustabilizować na kilka miesięcy kurs franka powyżej 1,21-1,24 za euro. Jednak popyt na franka nie słabnął i pod koniec roku kurs znów się umacniał zbliżał się do 1,20. Pojawiło się wtedy pytanie, jak wyjść z tego sztywnego kursu. Taka decyzja nie mogła być wcześniej zapowiedziana, ponieważ byłaby to okazja dla spekulantów, którzy najpierw sprzedawali by bankowi centralnemu Euro po 1,20, a po zniesieniu kursu, kupowaliby po niższym.
Kontrowersje wokół działań Hildebranda spowodowały nacisk na jego odejście. Pod presją opinii publicznej zrezygnował w styczniu 2012, oficjalnie z powodu prywatnych transakcji walutowych swojej żony, która zarobiła ok 50-60 tys. Franków, co jest jednak śmieszną sumą jak na zarobki prezesa banku centralnego, którego miesięczna pensja wynosi więcej. Hildebrand jednak wolał zachować pewne standardy bankowości, a że nie miał partyjnych pleców, to pewnie też nie był zbyt pewny siebie na piastowanej funkcji, więc zrezygnował, tłumacząc to dobrem wizerunku banku centralnego.
W taki sposób Hildebrand po 2 latach odszedł ze stanowiska i stał się najkrócej szefującym prezesem Szwajcarskiego Banku Narodowego, a jego zastępca Thomas Jordan miał do wykonania brudną robotę wyjścia ze sztywnego kursu do euro, czego dokonał bez oficjalnej zapowiedzi 15 stycznia 2015, co doprowadziło do silnych wahań na rynkach walutowych a za tym bankructwa wielu firm i niewypłacalności brokerów.
Wiele instytucji i dziennikarzy miało za złe Thomasowi Jordanowi tę decyzję i wprowadzanie rynków w błąd (miesiąc wcześniej nie przewidywał rezygnacji ze sztywnego kursu), jednak trudno było inaczej rozwiązać problem, który stworzył jego poprzednik. A być może (to moja hipoteza) chodziło właśnie o to, by celowo naruszyć zaufanie do Szwajcarskiego Banku w celu osłabienia franka w dłuższym terminie? Takie przemyślenia są uzasadnione zwłaszcza, ze w 2018 roku Szwajcaria ograniczyła tajemnicę bankową i dopiero wtedy frank szwajcarski po krachu z 15 stycznia 2015 powrócił do poziomi 1,20, choć później znów zaczął się umacniać w kierunku 1:1 do euro.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że Szwajcarzy wyciągnęli konsekwencje wobec bankiera, który zachował się w sposób nieprzemyślany, a do tego pozwolił sobie na spekulacje walutową w rodzinie.
Dla zainteresowanych bliżej tym tematem, odsyłam do mojej pracy dyplomowej, którą obroniłem na studiach NBP. Przedmiotem pracy była analiza działań SNB w latach 2011-2015. Praca dostępna jest poniżej:
Dodatkowo, dla zainteresowanych giełdą i rynkami finansowymi, odsyłam to bardzo ciekawego wpisu pod tytułem „Mój Soros Trade” na stronie traderblog.pl, gdzie autor opisuje, jak uczciwie zarobił krocie w zasadzie bez żadnego ryzyka, dzięki temu że przewidział decyzję SNB.
Wróćmy teraz do Polski. Poprzedni prezes NBP – Marek Belka, choć może nie prowadził idealnej polityki monetarnej (pozwoliłby inflacja znacznie odbiegła od celu inflacyjnego i doprowadził do deflacji), to jednak prowadził konserwatywna i odpowiedzialną politykę banku centralnego. Przekazał stery Adamowi Glapińskiemu bank centralny w bardzo dobrej kondycji, Polska miała stabilny wzrost gospodarczy i stabilne ceny, nie było widma wysokiej inflacji. Adam Glapiński został prezesem NBP dzięki przejęciu władzy przez PiS i wieloletniej znajomości z prezesem Kaczyńskim, tu oni razem na zdjęciu (Glapiński po prawej)
Reformy gospodarcze nowego rządu PiS od 2016 roku (głównie 500+) nieco obudziły inflację, ale nadal nie była ona problemem i krążyła poniżej celu inflacyjnego na poziomie 2,5%. Nie wiązało się to ze znacznym dodrukiem pieniądza ze strony banku centralnego a jedynie z przekierowaniem dochodu narodowego wewnątrz gospodarki.
Pierwsze rysy na działalności Adama Glapińskiego pojawiły się na przełomie 2018/2019 r, gdy opinia publiczna poznała zarobki nowych dyrektorek NBP, tzw. „aniołków Glapińskiego”. Dwie urocze blondi na stanowiskach dyrektorskich zarabiały niebotyczne pieniądze, choć z polityką monetarną niewiele miały wspólnego.
Prezes Glapiński dość arogancko bagatelizował sprawę i nie widział w tym nic złego. W skrócie można powiedzieć, że, „te pieniądze się im po prostu należały”.
Problemy z inflacją zaczęły pojawiać się w połowie 2019 roku. Poniekąd wynikały one z polityki prezydenta Donalda Trumpa, który nakładał cła na Chiny, co wyhamowało proces globalizacji wymiany handlowej i niższych kosztów wytwarzania. W Polsce dodatkowo presja inflacyjna wynikała z rosnących kosztów pracy – coraz wyższych pensji wynikających z braku rąk do pracy i spadku bezrobocia do 5%. 500+ sprawiło, że część społeczeństwa nie musiała już pracować, albo przynajmniej nie chciał brać nadgodzin. Koszty usług w budowlance wzrosły.
Jak NBP wywołał inflację?
Inflacja w czerwcu 2019 wyniosła 2,6%, a więc ponad cel inflacyjny NBP, który jest na poziomie 2,5%. Co istotniejsze, projekcje inflacyjne NBP sporządzone w marcu 2019 przewidywały, że inflacja w czerwcu wyniesie 1,7%, a do przekroczenia celu inflacyjnego może dojść dopiero w 2020 roku. To był pierwszy test na to, czy prezes Adam Glapiński będzie inflacje traktował na poważnie. Mimo niespodziewanego wzrostu inflacji, Adam Glapiński uspakajał, że wszystko jest po kontrolą. Stopa procentowa w Polsce pozostawała bez zmian na poziomie, który ustalił Marek Belka (1,5%), mimo, że Czesi w między czasie podnieśli stopy z 0,05% do 2%.
Na początku 2020 oczywistym już było, że prognozy NBP okazały się porażką, Adam Glapiński się mylił, a NBP jest spóźniony z działaniem. Inflacja w Polsce na poziomie 4,4% za styczeń 2020 nie tylko odstawała już od prognoz NBP, które zakładały, że na 60% inflacja będzie w przedziale 1,5%-4%, ale przede wszystkim mocno przekraczała górną granicy celu inflacyjnego (teoretycznie NBP prowadzi politykę celu inflacyjnego na poziomie 2,5%, z granicą odchyleń 1%.).
Obrazuje to poniższy wykres:
Prezes Glapiński jednak utrzymywał, że inflacja nam nie grozi i za jego kadencji podwyżek stóp nie będzie.
Najlepsze jednak było dopiero przed nami. Ten, kto myślał, ze Pan Glapiński będzie walczył z inflacją, nie miał już wątpliwości. Ani inflacja, ani konstytucją się nie przejmował. W marcu 2020 pojawił się COVID i lockdowny, a wraz z nimi, obniżka stóp procentowy i dodruk pieniędzy w większości krajów Europy, łącznie z kupowaniem obligacji emitowanych de facto przez Skarb Państwa. Adam Glapiński złamał zatem przynajmniej dwa artykuły Konstytucji, tj art. 227, który mówi, że NBP odpowiada za wartość polskiego pieniądza, a precyzuje go art. 3 ustawy o NBP, mówiący że podstawowym celem NBP jest utrzymanie stabilnego poziomu cen. Drugim złamanym artykułem Konstytucji jest art. 220, zakazujący zadłużania państw w banku centralnym.
W tym momencie Adam Glapiński stał się już karykaturą prezesa banku centralnego, a Internauci mieli go za błazna i bohatera internetowych memów i śmiesznych obrazków, takich jak ten poniżej.
Skala dodruku pieniądza była niebotyczna, za pomocą „tarcz antykryzysowych” w kilka miesięcy wpompowano w Polską gospodarkę ok 220 mld zł (dla porównania, uruchomienie 500+ kosztowało ok 30 mld zł). Stopy procentowe zostały obniżone do prawie do zera. Coś, czego Marek Belka nie zrobił przy deflacji, Adam Glapiński zrobił przy inflacji przekraczającej cel inflacyjny. Skalę dodruku obrazuje poniższy 10 letni wykres poziomu podaży pieniądza M3, na którym czerwoną linią zaznaczono dotychczasowy trend (wyznaczony dla okresu sprzed pandemii).
Jak widać od marca 2020, tj. od czasu COVIDA, mieliśmy potężny wystrzał podaży pieniądza. W ciągu roku zwiększono jego podaż o 18%, czego nie robiono nigdy wcześniej w najnowszej historii Polski.
Dla porównania, poniżej zmiana podaży pieniądza w Czechach, gdzie również dodrukowano pieniądze, ale nie w takiej skali:
Zobaczmy i przeanalizujmy również wykres podaży pieniądza w Szwajcarii, który jest poniżej.
Jakie mamy wnioski z powyższych wykresów podaży pieniądz w czasie?
Godny uwagi jest fakt, że w czasie gdy w Polsce pojawiła się presja inflacyjna (połowa 2019 r), Szwajcarzy zaczęli już z nią walczyć u siebie ograniczając podaż pieniądza, co widać spadkiem dynamiki poniżej linii trendu. W czasie lockdownu nastąpił dodruk- zwiększenie podąży pieniądza i powrót ponad linię trendu, jednak w delikatnym stopniu, a nie w takim jak w Polsce. Co ważne, od połowy 2021 r podaż pieniądza przestała rosnąć, a obecnie (końcówka 2022) jest na poziomie poniżej 10 letniej linii trendu.
Podsumowując powyższe wykresy, można powiedzieć, że w wrześniu 2022 podaż pieniądza w Polsce była ponad 20% wyższa niż wynikało to z linii trendu (2,1 biliona wobec 1,7 biliona wynikające z linii trendu). Dla porównania, w Czechach w tym samym czasie podaż pieniądza była 5% wyższa od wartości wyznaczonej z linii trendu, a w Szwajcarii ok 1% niższa od linii trendu.
Jak NBP walczył z inflacją?
Jak to się przekłada na wykres inflacji? Po pierwsze ciągle z ust prezesa Glapińskiego słyszeliśmy w kółko, że wystrzał inflacji nam nie grozi, że czeka nas deflacja, że NBP czuwa i wie co robi, że inflacje jest przejściowa. Komunikat społeczny był taki, że nie należy bać się inflacji, a już na pewno nie oczekiwać wzrostu stóp procentowych, można spokojnie brać tanie kredyty na mieszkania. Oficjalne projekcie inflacji NBP wciąż pokazywały przejściowy wzrost inflacji i powrót do celu inflacyjnego w ciągu roku.
W tym czasie banki centralne Węgiel i Czech podejmowały już działania antyinflacyjne i rozpoczęły podwyżki stóp. Czesi rozpoczęły podwyżki stóp jeszcze w czerwcu 2021, podczas gdy pierwsza podwyżka stóp w Polsce była dopiero w październiku 2021. Poniższy wykres porównuje w czasie decyzje o pierwszych podwyżkach stóp procentowych w Czechach i Polsce. Rok 2021 Czesi kończyli ze stopami na poziomie 3,75%, a Polska 1,75%. Mimo niższej inflacji niż w Polsce, Czesi szybciej podnosili stopy procentowe kończąc serię podwyżek na poziomie 7%. W Polsce seria podwyżek zatrzymała się na 6,5%, a w celu ochrony kredytobiorców rząd wprowadził wakacje kredytowe, co w praktyce niweluje działanie NBP.
Podwyżki stóp nie zmieniły jednak przewidywań prezesa Glapińskiego i jego analitycy wciąż uspakajali nas idiotycznymi wręcz prognozami wskazującymi że inflacja spadnie. W listopadowej projekcji wskazywano, że z 90% prawdopodobieństwem inflacja w Polsce w grudniu będzie poniżej 8%, a później zacznie szybko spadać. Jak się okazało, inflacja w grudniu 2021 była na poziomie 8,6% i rosła dalej.
W marcu, kiedy inflacja w Polsce była już dwucyfrowa (11%) a ceny surowców poszybowały w górę w związku z wojną na Ukrainie, analizy NBP nadal wskazywały, że inflacja jest przejściowa i w 2022 roku z 90% prawdopodobieństwem nie przekroczy 17%. Jak wiemy już we wrześniu 2022 mieliśmy w Polsce inflację 17,2%, a w październiku 17,9%. Poniżej prognozy inflacji NBP z marca 2022
W tym samym czasie inflacja w Szwajcarii wynosiła 2,2%. Tutaj fragment stanowiska Szwajcarskiego Banku Narodowego z Marca 2022
Bank Szwajcarii dostrzegając ryzyko inflacji podniósł oprocentowanie dwukrotnie, w czerwcu oraz wrześniu 2022, utrzymując je nadal na niskim, ale już dodatnim poziomie 0,5% (wcześniej było to -0,75%).
W przypadku Szwajcarii ważną jednak kwestię pełni kurs walutowy. Podczas gdy w Polsce złoty się osłabiał względem dolara i euro (za które kupuje się surowce) co dodatkowo napędzało inflację, frank pozostawał mocny, co ograniczało presję inflacyjną.
Jakie są efekty działań banków centralnych w Polsce i Szwajcarii, a dodatkowo jeszcze Czech? Czy działania NBP zapobiegły inflacji, a może chociaż przyczyniły się do wyższego wzrostu gospodarczego?
Spójrzmy na porównanie wykresów inflacji na przestrzeni 10 lat w Polsce, Szwajcarii i Czechach
Jak widać na wykresach presja inflacyjna od początku 2021 roku pojawiła się nie tylko w Polsce. Była ona związana ze światowym otwarciem gospodarki po lockdownach covidowych i dodrukiem pieniądza. Widać jednak, że inflacja w Szwajcarii jest na dużo niższym poziomie i spada. Inflacja w Czechach w ostatnich miesiącach również wyhamowała, w przeciwieństwie do Polski, gdzie inflacja nadal pędzi w kierunku 20%, które prawdopodobnie zostanie osiągnięte z początkiem 2023 roku, kiedy wejdą w życie choćby podwyższone podatki i opłaty lokalne w Polsce, a przedsiębiorcy zaktualizują cenniki o koszty energii i rosnących wynagrodzeń.
Zatem inflacja w Polsce szaleje, ale jak twierdzi Adam Glapiński i jego zwolennicy, że w Polsce trwa cud gospodarczy i uchroniliśmy wzrost PKB? Czy tak faktycznie jest, że polski wzrost PKB ma się tak dobrze? Porównajmy sobie jak to wygląda w Polsce, Szwajcarii i Czechach:
Czerwona linia pokazuje 10 letni trend. Jak widzimy, obecnie wzrost gospodarczy w Polsce jest poniżej linii 10 letniego trendu, a to oznacza, że gospodarka co prawda rośnie, ale w tempie wolniejszym niż rosła w poprzednich latach. Dodajmy, że Polska jest krajem rozwijającym się, który generalnie powinien mieć wyższe tempo wzrostu niż kraje rozwinięte, takie jak Szwajcaria. Tymczasem wzrost PKB w Szwajcarii jest na podobnym poziomie co w Polsce, ale – co najważniejsze w tym wszystkim – jest na poziomie wyższym, niż wynikający z linii 10 letniego trendu. W przypadku Czech wzrost gospodarczy obecne jest na poziomie linii trendu. Jakie są z tego wnioski? Bzdurą jest, że rząd i NBP uchronili wzrost gospodarczy w Polce. Jest wręcz przeciwnie, PKB rośnie w tempie niższym niż rosło we wcześniejszych latach.
Czy jednak potężny dodruk pieniądza i bezmyślna, bezprawna polityka monetarna prezesa NBP to jedyne przyczyny inflacji? Czy jednak jest coś w „Putinflacji”?
Warto na początku zaznaczyć, ze kryzys energetyczny (rosnące ceny gazu i ropy) rozpoczął się jeszcze przed wojną na Ukrainie, a wojna na Ukrainie dodatkowo podbiła te ceny. Ceny energii i gazu z krótkim terminem dostawy już na jesieni 2021 szybowały w górę i były niemal 10-ktotnie wyższe niż pół roku wcześniej. Ceny europejskiego gazu na holenderskiej giełdzie już w październiku 2021 były notowane po 100 euro, obrazuje to poniższa grafika.
A tak kształtowały się ceny gazu z dostawą na grudzień 2022 (dłuższy termin) na europejskiej giełdzie.
Jak widać ceny gazu momentami przebijały nawet 300 euro za kontrakt, a obecnie kształtują się nadal ponad 100 euro za kontrakt względem 15 euro na początku 2021 roku. To ogromny wzrost i ten wzrost oczywiście można przypisać działaniom Rosji i Putinowi, ale też władzom krajów Unii Europejskiej, które swoją gospodarkę oparły na gazie. A jaki kraj w Europie najbardziej zwiększył konsumpcję gazu w ostatnich latach? Zobaczmy jak kształtowała się konsumpcja gazu w Polsce, Czechach i Szwajcarii na przestrzeni ostatnich 10 lat.
Podczas gdy w Szwajcarii i Czechach konsumpcja gazu nie zwiększyła się istotnie, w Polsce mieliśmy drastyczny, aż 43% wzrost konsumpcji gazu, zwłaszcza po roku 2015 r. Zatem polskie władze (to już nie wina NBP) pod presją UE uzależniały Polską gospodarkę od importowanego gazu, rezygnując jednocześnie z wydobycia węgla. Symbolem tego działania było zaprzestanie budowy bloku C w elektrowni Ostrołęka, który został początkowo wzniesiony kosztem ok 1 mld zł, a następnie, pod pretekstem walki o klimat i braku rentowności, został rozebrany i przekształcony w blok gazowy. To też przykład, jak bezużyteczne inwestycje mogą zwiększać PKB…
Opieranie polskiej gospodarki i importowany gaz potwierdził prezes PGNiG, poniżej jego wypowiedź z komunikatu prasowego spółki z marca 2021 r (przed kryzysem energetycznym)
25 maca 2021 r.
– Zintensyfikowaliśmy gazyfikację kraju – w ubiegłym roku liczba nowo wybudowanych przyłączy gazowych sięgnęła prawie 113 tys., podczas kiedy w 2019 roku liczba nowych przyłączy wyniosła niecałe 82 tys. Grupa PGNiG ma już 63 stacje regazyfikacyjne, kolejne zostaną uruchomione w tym roku. Ta infrastruktura pozwoli dotrzeć do kolejnych odbiorców i zwiększać sprzedaż – podkreślił Paweł Majewski.
W kolejnych latach spodziewany jest wzrost popytu na gaz, choćby w związku z oddawaniem do użytku nowych bloków gazowych w elektrociepłowniach. Powiązanie cen gazu, który pozyskujemy z kierunku wschodniego, z indeksami giełdowymi w Europie, stworzył zupełnie nowe warunki mające ogromne znaczenie dla prowadzenia biznesu. To pozwoli nam zmierzyć się z wyzwaniami związanymi z transformacją energetyczną. Gaz będzie w niej pełnił wiodącą rolę, a PGNiG jest gotowe, by przez tę transformację przejść i wspierać w tym polską gospodarkę – powiedział Prezes PGNiG.
W imię idiotycznej walki ze smogiem i walki o klimat, sprowadzającej się de facto do walki z paliwami stałymi (węgiel, drewno) uzależniono gospodarstwa domowe i energetykę od gazu, który Polska musi importować. Zamknięto kopalnie, gdzie do wydobycia było jeszcze sporo pokładów węgla, zaprzestano inwestycje w nowe ściany węglowe, jak również nowe węglowe bloki energetyczne.
Wzrost konsumpcji gazu oraz wzrost kosztów gazu dla gospodarki zobrazowany jest na poniższym wykresie, jako przychodny państwowej grupy kapitałowej PGNiG.
Jak widać przychody polskiej grupy gazowej, która w praktyce jest jedynym dostawcą gazu w Polsce, do roku 2020 wzrosły dwukrotnie. Wynikało to m.in. właśnie ze wzrostu konsumpcji o te wskazane wcześniej 43%.
W roku 2021 przychody PGNIG były na poziomie 70 mld zł, już ponad połowę wyższe, niż w 2020 roku – a to już nie tylko z uwagi na wzrost konsumpcji, ale już szalejące ceny.
W I połowie 2022 roku przychody PGNIG wyniosły… 78 mld, a więc więcej niż za cały 2021 rok. Należy się spodziewać, że w II połowie będzie podobnie, a zatem w całym roku 2022 przychody PGNIG przekroczą 150 mld zł.
Zakładając, że ok 20-30 mld zł to kwota nie związana z importem gazu, oznacza to, że nawet 130 miliardów złotych tylko w samym 2022 roku będzie wytransferowane za granicę na zakup gazu, czy to z Rosji za pośrednictwem europejskiej giełdy, czy to z USA czy Kataru za pośrednictwem gazoportu. Na te pieniądze będą musieli zapracować Polacy, a trafią one do obywateli innych krajów, z których importujemy gaz.
Dla porównania, pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, o który tak żebra i płaszczy się polski rząd w UE, to ok 130 miliardów złotych, które miałoby być wypłacane przez 7 lat.
Jeśli ceny gazu nie spadną i Polska będzie musiała co roku wydawać ponad 130 miliardów złotych na zakup gazu by utrzymać gospodarkę, to przewyższy to słynne 770 miliardów złotych, które mamy w ogole dostać z UE w latach 2021-2027.
Czy to wina Putina, że nasi rządzący od 10 lat realizowali pro-gazową, a więc pro-rosyjską politykę? Czy to nie było do przewidzenia, że Rosja może grać szantażem energetycznym? Czy to mądre stawiać na energetykę gazową, wygaszać kopalnie, rezygnować z elektrowni węglowych, kiedy Chiny w 5 dni zużywają więcej węgla niż Polska przez cały rok? Dlaczego tak słabo idzie nam rozwój technologii odnawialnych energii, perowskitów? Dlaczego wraz z fotowoltaiką nie inwestuje w naturalne magazyny energii jak elektrownie szczytowo pompowe? Masę fantastycznych pomysłów na rozwój energetyki, pokazywanych przez majsterkowiczów na Youtubie, się w Polsce marnuje, a dotacje idą na prostackie instalacje fotowoltaiczne, co do których nie jest dostosowana infrastruktura.
Dlaczego Putinflacji nie ma w Szwajcarii?
Szwajcaria nie opiera swojej gospodarki na gazie. 60% energii elektrycznej dostarczają elektrownie wodne, jest ich ponad 600, największa ma 285 m wysokości (Grande-Dixence dam, kanton of Valais ) i jest trzecią największą zaporą wodną świata, ok 30% małe elektrownie atomowe.
Szwajcaria pokazuje, że ich gospodarka i system finansowy jest odporny na kryzysy i wojny. Nie tolerują jednak cwaniaków i ignorantów u władzy.
Zauważmy, że Szwajcaraia w zasadzie nie ma żadnych swoich złóż, na których mogłaby oprzeć gospodarkę. Korzystają natomiast z ich bogactwa naturalnego, jakim są elektrownie wodne co pozwala im się w dużym stopniu uniezależnić energetycznie.
Podsumowując, wysoka inflacja to wynik nieodpowiedzialnej polityki polskich władz, nie tylko karytkatury bankiera jakim jest Adam Glapiński, ale też kolejnych rządów w Polsce po roku 2010, które ulegały zewnętrznym naciskom na walkę z węglem i uzależnianie gospodarki od gazu w imię idiotycznych dogmatów o zabójczym smogu i ratowaniu klimatu.
Polska, zamiast korzystać z bogactwa złóż naturalnych jakie mamy, które moglibyśmy nie tylko zużywać do energetyki, ale i na eksport, nie tylko nie dba o rozwój alternatywnych źródeł energii, ale jeszcze kompletnie uzależniła się od zagranicznych dostaw gazu, który dodajmy, jest paliwem kopalnym tak samo jak węgiel. Nie jest to zatem ani polityka ekologiczna, ani ekonomiczna. Jest to polityka idiotyczna.
Inflacji nie da się ze Szwajcarii oczywiście importować, ale możemy importować standardy i zasady, które tam obowiązują, co być może w przyszłości uchroni nas przed kolejnymi kryzysami i drenowaniem kapitału Polaków do zagranicy. Podstawowa zasada to elementarna przyzwoitość, której symbolem braku jest Adam Glapiński. Nieważna konstytucja, nieważne błędy, nieważne gafy.
Problem inflacji zostanie w Polsce na dłużej i pewnie społeczeństwo powoli się przyzwyczai, gorzej z tym, że na skutej błędnej wieloletniej polityki energetycznej polska gospodarka przy wysokich cenach gazu będzie hamować, a to jest zjawisko, którego zwłaszcza młode pokolenie jeszcze nigdy na poważnie nie doświadczyło.
Jakie jest rozwiązanie z obecnej sytuacji? Niestety może być bardzo trudno teraz z tego wybrnąć. Obecna klasa polityczna prędzej coś zepsuje, niż naprawi, dobitnie pokazała to pandemia, jak w rezultacie działań które miały ograniczyć zgony, liczba zgonów wzrosła drastycznie. Walki z inflacją na poważnie nie będzie, zwłaszcza, że szykują się wybory i pasuje rozdawać, a nie zabierać. No chyba, że wymyśli się coś, żeby wyborów nie było, na przykład jakiś stan wyjątkowy, albo stan wojenny, oczywiści z powodu Putina.
Polskiej klasie politycznej od wielu lat brakuje przede wszystkim elementarnej przyzwoitości, a społeczeństwo jest masowo ogłupiane propagandą, tak jak w filmie idiokracja.
Temat jest również omówiony na filmiku na kanale youtube Otwarta Wieliczka (7 minut)
Władze Krakowa wyrysowały bez uzgodnień z Wieliczką nowy, „społeczny” wariant przebiegu trasy S7. W środę 9 listopada br. ma być głosowana przez Radę Miasta Krakowa rezolucja, wzywająca do ustanowienia całkowitego zakazu palenia drewnem i węglem w Wieliczce i innych gminach ościennych od 2026 roku. Ponadto, cały Kraków ma być od 1 lipca 2024 objęty strefę ograniczającą wjazd starszych aut spalinowych, co również uderzy w mieszkańców Wieliczki, którzy starszymi autami nie dojadą do szpitala czy nawet punktu przesiadkowego Park and Ride. Dlaczego burmistrz i radni milczą, kiedy Kraków gra przeciwko Wieliczce?
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski jest prezesem Stowarzyszenia Metropolia Krakowska, w którego skład wchodzą burmistrzowie i wójtowie gmin ościennych Krakowa. Dostają oni z tego tytuły wynagrodzenie i przykładowo Artur Kozioł co roku dostaje za to 33 tys. zł, co jest widoczne w jego oświadczeniach majątkowych (poniżej za rok 2021).
Jest do de facto taka forma korupcji politycznej, dozwolonej w Polsce. Często jest tak, ze radni lub burmistrzowie z jednej gminy są zatrudnieni w spółkach komunalnych innej gminy albo spółkach skarbu państwa i wykonują polecania politycznych przełożonych. Sam burmistrz Artur Kozioł działa w podobny sposób, wielu radnych Rady Miejskiej w Wieliczce pracuje w jednostkach związanych z urzędem gminy, czyli podlegającymi burmistrzowi. Stąd w głosowaniach zwykle głosują tak, jak burmistrz każe, bo inaczej mógłby ich zwolnić z pracy.
Zatem pobieranie wynagrodzenia za członkostwo burmistrza Artura Kozioła w metropolii wiąże się z pewną uległością i posłuszeństwem wobec szefa metropolii. Oprócz korzyści finansowych, są również korzyści niefinansowe, jak prestiż, przychylność krakowskich mediów itp. Oczywiście tak długo, jak burmistrz nie przeszkadza zbytnio Prezydentowi Krakowa. Zdarza się, że burmistrz pod wpływem Krakowa nie tylko milczy w ważnych sprawach, ale również podpisuje się pod kwestiami, które są w sprzeczności z interesami mieszkańców Wieliczki.
Dobitnym Przykładem jest stanowisko Metropolii Krakowskiej z kwietnia 2022 w kwestii przesunięcia terminu na wymianę pieców w Małopolsce (zmiany tzw. uchwały antysmogowej dla Małopolski), o co mocno zabiegali mieszkańcy Wieliczki, a czemu kategorycznie sprzeciwiał się Kraków. Metropolia Krakowska wydała oświadczenia, w którym domaga się utrzymania terminów, co wiązałoby się z karaniem mandatami tysięcy mieszkańców Wieliczki od stycznia 2023 w trudnym czasie kryzysu energetycznego. Pod oświadczeniem podpisał się Artur Kozioł.
Podobne oświadczenie w tej sprawie zostało wydane przez Metropolię Krakowską w sierpniu 2022 i również pod nim podpisał się Artur Kozioł. Co ciekawe, nie wszyscy włodarze gmin ościennych byli tak ulegli, swoje poparcie wycofała wójt gminy Czernichów Danuta Filipowicz, która najwyraźniej stanęła po stronie interesu swoich mieszkańców. W nowym oświadczeniu z sierpnia 2022 już jej nie ma.
Warto mieć to na uwadze przy następnych wyborach. Głosując na osobę, która zatrudniona jest w urzędzie lub spółce komunalnej lub promowana w kampanii przez określone środowiska trzeba liczyć się z tym, że będzie reprezentować interesy sponsorów i mocodawców, a nie wyborców.
Generalny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ) potwierdza: w 2021 r. wśród ok 150 stacji pomiarowych w Polsce najwyższe roczne stężenia pyłów PM10 i tlenków azotu NO2 zostały odnotowane w Krakowie. Od uchwalenia całkowitego zakazu palenia poprawa powietrza w Krakowie jest mniejsza niż w Łodzi czy Katowicach, które zakazów nie wprowadzały, ale też nie betonowały bezmyślnie miasta tak jak Kraków.
Na początek może jednak pytanie: dlaczego o takiej informacji dowiadujecie się z jakiegoś podrzędnego bloga jakiegoś mało znanego typa z Wieliczki, a nie z głównych mediów czy profili alarmów smogowych?
Odpowiedz jest prosta. Media były opłacane, żeby serwować Wam jedynie słuszną propagandę o smogu i sukcesie Krakowa, który stawia się jako wzór do wprowadzenia zakazów palenia w kolejnych miastach i województwach. W praktyce służy to do wprowadzania ubóstwa i niewolnictwa energetycznego, a nie troski o zdrowie.
Dla przypomnienia, całkowity zakaz palenia drewnem i węglem został uchwalony w styczniu 2016 i wtedy rozpoczęła się bardzo intensywna wymiana starych pieców, a zakaz zaczął obowiązywać od 1 września 2019. Mamy zatem już ponad 2 lata obowiązywania najbardziej restrykcyjnego w Europie zakazu, który zabrania palić drewno, brykiet i pelet nawet w najnowocześniejszych urządzeniach,. Kraków lansuje się na eko-miasto, ale de facto 70% mieszkańców Krakowa ma ciepło właśnie z węgla za pośrednictwem elektrociepłowni.
Przed wprowadzeniem zakazu alarmy smogowe twierdziły, że ok połowa pyłów zawieszonych w Krakowie to wina pieców i kominków, a tylko 8% to napływ z innych powiatów. Jeszcze śmieszniej jest w przypadku benzoapirenu, któremu w niemal 80% procentach miały być winne krakowskie kominki i piece, a tylko 12% to napływ z innych powiatów.
Dziś już wiemy, że to były propagandowe bzdury i całkowite wyeliminowanie kominków i pieców nie obniżyło zanieczyszczeń powietrza w stopniu w jakim to zapowiadano.. Teraz wedlug postępowych władz Krakowa i alarmów smogowych za cały smog mają być winne gminy ościenne i stare Diesle, a bezmyślna zabudowa miasta, która postępuje w zastraszającym tempie najwyraźniej jest dla nich bez znaczenia, bo czy ktoś widział działaczy alarmów smogowych okupujących budowy bloków? Nie. Bloki i biurowce powstają a liczba żurawi wieżowych nad Krakowem jest rekordowa.
O „sukcesie” Krakowa w walce ze smogiem pisała ostatnio Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla, ukazując, że w 2021 r. liczba dni smogowych znacznie wzrosła w Krakowie, a najbardziej w centrum, mniej na obrzeżach miasta.
Zapewne i te dane „umknęły” main stream mediom i alarmom smogowym.
Dla wnikliwych i niedowiarków – oficjalne potwierdzenie GIOŚ o tym, że w 2021 r w najwyższe stężenia pyłów PM10 oraz tlenków azotu NO2 odnotowano w Krakowie. Dodatkowo dane wskazujące, że Łódź i Katowice miały w ostatnich latach większą poprawę powietrza niż Kraków.
Na koniec, czy to taka tragedia, że z powietrzem w Krakowie jest tak źle? Nie. Stężenia pyłów i benzoapirenu, które były i sa w Krakowie, mimo że są najwyższe w Polsce, maja znikomy wpływ na zdrowie. W Krakowie ludzie żyją najdłużej w Polsce, a zachorowalność na rak płuc w Małopolsce jest znacznie niższa, niż na Pomorzu.
Powyższą mapkę może sobie wygenerować każdy na stronie Krajowego Rejestru Nowotworów prowadzonego od ponad 20 lat przez Narodowy Instytut Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Można też spraw
http://onkologia.org.pl/raporty/#mapa_polski
Ponadto, o wiele wyższe stężenia pyłów PM10 wdychają na co dzień dzieci w przedszkolach i żłobkach, nawet przy włączonych oczyszczaczach, co wyszło przy badaniu efektywności oczyszczaczy powietrza na zlecenie Miasta Krakowa w 2018 roku. Temat oczywiście przemilczany w mediach, bo w sprzeczności z serwowaną propagandą i narracją opartą na strachu i emocjach. Tu można pobrać ekspertyzę, która jest na stronach BIP Krakowa:
A czy ta cała walka ze smogiem wydłużyła Polakom życie? Absolutnie nie. Według najnowszych danych GUS, oczekiwana długość życia w 2021 roku zmalała do poziomu, jaki był w 2003 roku. Szczegóły na grafice i w artykule:
Długość życia w zdrowiu zależy w dużej mierze od opieki zdrowotnej i zamożności społeczeństwa. W związku „pandemią” oraz inflacją i wysokimi kosztami energii spowodowanymi „walką ze smogiem” ludzie są biedniejsi i muszą ograniczać wydatki m.in. na profilaktykę i leczenie.
Dla jasności, przymiarki władz Krakowa do zakazu starszych aut też nie zlikwidują smogu, to już zostało udowodnione podczas lockdownow w pandemii, szczegółowo jest opisane tutaj:
Jeśli interesuje Was więcej ciekawostek o smogu i rzeczywistego wpływie na zdrowie, to zachęcam do przeglądnięcia obywatelskiego raportu o smogu pt „Walka ze smogiem: walka o nasze zdrowie, czy o nasze pieniądze?”
24 października w Wieliczce odbyła się konferencja pod nazwą Ekonomia, finanse, zarządzanie. Spotkali się na niej rektor UEK w Krakowie, prof. Stanisław Mazur, aspirujący na miano prezydenta Krakowa oraz burmistrz Wieliczki dr Artur Kozioł gospodarz konferencji. Mając na uwadze, iż obaj przyczynili się do zamknięcia basenów, można zażartować, że konferencja powinna się nazywać „Jak zarządzać basenem, żeby był zamknięty”.
Sama konferencja miała wymiar bardziej propagandowy i antyrządowy. Z pewnością Wieliczka nie jest wzorem do naśladowania jeśli chodzi zarządzanie finansami, bo tylko za tej kadencji dług gminy wzrósł z ok 130 mln do 220 mln zł, a jeszcze ok 50 mln ukryte jest w jednostkach zależnych od gminy. Dla porównania, podobnej wielkości gmina Miasto Przemyśl z prezydentem Wojciechem Bakunem, zredukowała dług z ok 152 mln do 112 mln zł, a basen w Przemyślu funkcjonuje normalnie. Jego jednak nie zaproszono, a szkoda, bo dobrze byłoby posłuchać odpowiedzi na pytanie samorządowca, który redukuje zadłużenie i nie zamyka basenu.
Tu grafika z profilu FB Prezydenta Przemyśla Wojciecha Bakuna:
Zacznijmy może od profesora, który ostatnio ma ogromne parcie na szkło i ambicje na fotel prezydenta Krakowa, choć obecnie w sondażach jest na ostatnim miejscu. Rektorowi tak zależy na rozgłosie, że pojawia się nawet w artykułach sponsorowanych w mediach społecznościowych. Swoją drogą ciekawe kto za to płaci, czy aby nie uczelnia, która w ramach oszczędności zamknęła studentom basen?
Na konferencji rektor występował stojąc między burmistrzami i prezydentami miast, oprócz organizatora – burmistrza Wieliczki byli prezydencji Wrocławia, Łodzi, Sopotu no i właśnie sondażowy kandydat na prezydenta Krakowa.
Dla przypomnienia, około miesiąc wcześniej pojawiła się informacja o zamknięciu basenu na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Dodajmy, że to nie jest jedyny basen w Krakowie – jest ich wiele, w tym uczelnianych, np. na AGH w Krakowie, które działają. Tak wygląda pusta niecka basenowa przy Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie:
Nieoficjalną przyczyną jest niby nieudany remont basenu – na wakacjach trwały prace związane m.in. z naprawą sufitu, który ponoć przecieka. Natomiast oficjalną przyczyną były cięcia kosztów i oszczędności… które oszacowano na niewiele więcej, niż zarobki dwóch polityków, którzy „dorabiają” na uczelni. Chodzi tu o przewodniczącego Rady Miasta Nowy Sącz, dr Krzysztofa Głuca oraz przewodniczącego Rady Miasta Tarnowa dr Jakuba Kwaśnego, którzy w sumie w 2021 roku zarobili ok 800 tys. złotych, a ich uczelniane dochody za kadencji obecnego rektora się podwoiły. W związku z tymi zarobkami zrobiła się mała aferka, o której pisały media, m.in. Gazeta Krakowska i Dziennik Polski na pierwszej stronie. Tu wersja elektroniczna:
Na te medialne doniesienia stanowczo zareagowały władze Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, wydając oświadczenie, które można podsumować jednym zdaniem – „To nie były podwyżki, te pieniądze się im po prostu należały” 😉
Jak ktoś lubi pokrętne tłumaczenia, to szczegóły oświadczenia są tutaj:
Wracając do meritum, mamy zatem profesora ekonomii, rektora renomowanej w Polsce uczelni ekonomicznej, który jako jeden z pierwszych zamyka basen i wyciąga rękę do rządu o więcej pieniędzy, a studentów wysyła na piesze wycieczki. Warto się zastanowić jak wyglądałoby zarządzanie Krakowem i traktowanie mieszkańców przez pana rektora mając na uwadze to, jak zarządza uczelnia i jak traktuje studentów. Póki co jednak jego kandydatura nie budzi większego zaufania a zamknięty basen i rozpasanie polityków na uczelni zapewne tego nie poprawią. Ostatnie sondaże plasują go na końcu stawki z poparciem 1-2%.
Na szczęście dla profesora-rektora nie jest on osamotniony w swoich działaniach i nie tylko on zamknął basen. Być może nawet o to chodziło, żeby przyjechać do Wieliczki i pokazać – patrzcie, nie tylko ja basen zamknąłem, w Wieliczce też musieli to zrobić.
Zagłębmy się zatem w basen w Wieliczce, bo tu jest wiele ciekawostek. Basen zarządzany jest przez spółkę komunalną Solne Miasto, której szefuje Łukasz Sadkiewicz – prawa ręka burmistrza Artura Kozioła, z którym nawet razem występowali na banerach wyborczych do sejmu i senatu w 2019 roku.
Jedyny basen w ponad 60 tysięcznej gminie Wieliczka cieszył się sporym zainteresowaniem i obłożeniem, ale po zaledwie 12 latach funkcjonowania trzeba było wymienić całe pokrycie dachowe, przetarg ogłoszono w czerwcu tego roku, z terminem wykonania do 15 września 2022. Wszystko zatem miało się odbyć w martwym sezonie wakacyjnym. Zgłosiły się dwie firmy – a wybrano lokalną zaprzyjaźnioną firmę, której właściciel prowadził działalność sportową na obiekcie „Solnego Miasta”. Dodatkowo koszty remonty dachy, które oszacowano pierwotnie na 800 tys, wzrosły o połowę, do 1,2 mln zł. Poniżej szczegóły przetargu.
Basen w Wieliczce miał być otwarty od 1 października i faktycznie otwarty był. Do 1 października udało się zdjąć starą połać dachową, a więc wielicki basen stał się basenem otwartym, choć oczywiście niedostępnym dla mieszkańców. Tu fotka z drona.
23 października basen został przykryty dachem, ale nadal pozostaje niedostępny dla mieszkańców, z powodu rzekomych wysokich kosztów utrzymania… choć w praktyce nadal trwa remont wewnątrz basenu.
Podsumowując, nasi menedżerowie od zamykania basenów prawią o zarządzaniu, a jako pierwsi zamykają baseny i wyciągają ręce do rządu o pieniądze, co przecież potrafi każdy głupi.
Tymczasem w sąsiednich, mniejszych Niepołomicach basen funkcjonuje normalnie i to przy cenach o połowę niższych niż w Wieliczce…
Tu basen w Niepołomicach:
Basen przy niższych cenach biletów funkcjonuje też i działa w Przemyślu… z
Zatem jak widać da się zarządzać basenem tak, żeby go nie zamykać… i tego nasi „zamykacze” powinni się nauczyć sami, zanim zaczną prawić o zarządzaniu.
Moja skromna rada jako mieszkańca Wieliczki i absolwenta UEK w Krakowie to na początek to: mniej polityki i kolesiostwa, a więcej rozsądku i gospodarności.
„Pomysłodawcow wysłac do psychiatryka”, „szaleństwo”, „Czysty eko-terroryzm”. To tylko niektóre reakcje mieszkańców na nowy pomysł Krakowa na walkę ze smogiem. Konsultacje społeczne Strefy Czystego Transportu to miazga dla władz Krakowa. Pandemia pokazała, że od wstrzymanie ruchu aut smog nie znika. Wbrew logice i mieszkańcom władze chcą zmuszać do kupna nowych aut.
Wraz z początkiem zimy jak zawsze powraca temat smogu, a stolica polskiego smogu jest jak wiadomo Kraków. Władze Krakowa, które skompromitowały się polityką całkowitego zakazu palenia drewnem i węglem nawet w najnowocześniejszych urządzeniach (który obowiązuje od września 2019), teraz wychodzą z nowym pomysłem walki ze smogiem – ograniczeniem starszych aut spalinowych poprzez Strefę Czystego Transportu. Z tym, że „strefa” swoim zasięgiem ma objąć cały teren Kraków, a więc również obrzeża takie jak Swoszowice, Dębniki czy okolice Przylasku Rusieckiego.
Dla przypomnienia, mimo eliminacji pieców na paliwa stałe, Kraków w ostatnim sezonie grzewczym kilkukrotnie był na pierwszym miejscu smogowego rankingu świata, na przykład 14 grudnia 2021. Próbowano to tłumaczyć napływem zanieczyszczeń z gmin ościennych, jednak przeczą temu oficjalne pomiary ze stacji ulokowanych na obrzeżach miasta, które pokazują niższe stężenia zanieczyszczeń niż stacje w centrum. Trudno również wyobrazić sobie w jaki sposób truć Kraków miałyby niżej położone Niepołomice, które na dodatek są po wschodniej stronie Krakowa i to raczej one zachodnimi wiatrami przyjmują zanieczyszczenia z Krakowa, emitowane m.in. przez kombinat, spalarnię odpadów czy elektrociepłownie węglową w Łęgu, z której ok 70% mieszkańców Krakowa ma ciepło.
Czystego powietrza w Krakowie po wymianie pieców na gazowe jak nie było tak nie ma. Wg oficjalnch danych Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Kraków w 2021 miał najwyższe stężenia pyłów zawieszonych PM10 oraz dwutlenku azotu NO2.
Są natomiast wyższe rachunki za ogrzewanie gazem, do którego zmuszono część mieszkańców Krakowa, którzy nie mają dostępu do taniego ciepła z węgla za pośrednictwem ciepłowni.
Nowy sposób krakowskich władz to wymiana starych aut, z tym, że już o żadnych dopłatach jak w przypadku wymiany pieców nie ma mowy. W uproszczeniu, dla od lipca 2024 dla diesli wymogiem ma być norma emisji Euro 5, dla benzyzny i LPG norma Euro 3.
Na marginesie, warto dodać, że pyły w powietrzu nie biorą się tylko ze spalania paliw, ale również z klocków hamulcowych oraz opon. Oprócz tego pyły zawieszone pojawiają się w powietrzu w sposób naturalny, o czym przykładowo piszą naukowcy z Collegium Medicum w swoim raporcie dotyczącym chorób na terenie Skawiny, tu fragment:
W praktyce nowe przepisy dotyczące „Strefy Czystego Transportu” uderzają głównie w starsze auta na olej napędowy (silnik Diesla ) i biedniejszych ludzi, o czym świadczy jeden komentarz przesłanych podczas konsultacji społecznych (pod numerem 548).
„Promowanie najbogatszych. Najbogatsi w nowych autach mogą jeździć a plebs starszym autem do komunikacji miejskiej która nie działa.”
Mieszkańcy w konsultacjach społecznych nad przepisami nie zostawili suchej nitki na pomysłodawcach. Jak przyznają sami urzędnicy opracowujący raportu z konsultacji, część z ponad 600 nadesłanych uwag trzeba było ocenzurować, bo były zbyt wulgarne i napastliwe. Wiele jednak z nich było szczegółowo i merytorycznie argumentowanych. Przykładowe uwagi mieszkańcu można zobaczyć poniżej.
Dla zainteresowanych, wszystkie uwagi (są również pozytywne) można przeczytać na poniższej stronie.
Słuszne są zaznaczone powyżej uwagi mieszkańców o tym, że ograniczenie ruchu samochodowego nie rozwiąże problemu smogu, co przecież pokazały lockdowny w covidowej pandemii. Najpierw mieliśmy akcję „zostań w domu”, która znacznie ograniczyła ruch. Z artykułów prasowych, bazujących na danych z nawigacji samochodowej, że w okresie 17-24 marca 2020 w Krakowie ruch samochodowy spadł o ponad 50%, co obrazuje poniższy wykres:
Po miękkiej społecznej akcji „zostań w domu” nastąpiły twardsze kroki lockdownowe, w tym rozporządzenie, które mimo wątpliwości prawnych było egzekwowane przez policję i ograniczyło ruch samochodowy do minimum. Dla wnikllicywhc, o szczegółach wadach prawnych tego rozporządzenia pisał Rzecznik Praw Obywatelskich tutaj:
Na bazie rozporządzenia w 2020 roku okresie od 1 kwietnia do 11 kwietnia wprowadzono zakaz przemieszczania się i w zasadzie drogi były opustoszałe w całej Polsce. Dodatkowo w Krakowie obowiązywał już również całkowity zakaz palenia drewnem i węglem.
Spełnił się zatem mokry sen alarmów smogowych i postępowych polityków – zakaz palenia i w zasadzie brak aut na drogach. Czy mieliśmy dzięki temu w Krakowie znaczą poprawę powietrza? Porównując do analogicznego okresu roku poprzedniego trudno dopatrzeć się istotnej poprawy, wręcz przeciwnie.
Pyły zawieszone PM2.5 w 2019 i 2020 roku były mierzone w Krakowie na dwóch oficjalnych stacjach pomiarowych Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska, na alei Krasińskiego oraz ul. Bulwarowej. Co ciekawe, na obu stacjach pomiarowych stężenia pyłów były wyższe niż rok wcześniej. Wykres godzinowy pyłów PM2.5 dla okresu lockdownu w roku 2020 oraz analogicznym okresie roku 2019 przedstawia poniższy wykres.
Średnio w okresie 1-11 kwietnia 2020 stężenia PM2.5 na stacji Krasińskiego wyniosły 31,9 ug/m3, podczas gdy w analogicznym okresie roku 2019 było to 31,0 ug/m3.
Dla drugiej stacji przy ul. Bulwarowej również nie odnotowano poprawy. Poniższy wykres prezentuje odczyty godzinowe.
W czasie covidowego zakazu przemieszczania się w roku 2020 stężenia PM2.5 na ul. Bulwarowej wyniosły 27,8 mg/m3, wobec 23,9 mg/3. Jak widać radykalne ograniczenie ruchu samochodowego nie przełożyło się na istotne obniżenie stężeń pyłów.
Smog to jednak nie tylko pyły zawieszone, ale również tlenki azotu emitowane ze spalania paliw gazowych i płynnych, czyli wynikające z emisji spalin samochodowych. W czasie zamknięcia gospodarki oraz zakazu przemieszczania się, który ograniczył ruch samochodowy o ponad połowę, należałoby oczekiwać radykalnego spadku tych stężeń. Tak się jednak nie stało.
Dwutlenek azotu w latach 2019 i 2020 mierzony był na trzech oficjalnych stacjach pomiarowych: al. Krasińskiego, Ul. Bulwarowej oraz Ul. Bukaka. Co prawda na stacji przy ul. Krasińskiego podczas lockdownu 2020 mieliśmy spadek stężeń względem 2019 r o ok 25%, jednak na pozostałych dwóch stacjach były one ok 25-30% wyższe.
Poniższy wykres prezentuje godzinowe stężenia dwutlenku azotu (NO2), uśrednione dla wszystkich 3 oficjalnych stacji pomiarowych.
Podsumowując, w okresie 1-11 kwietnia 2020 w Krakowie stężenia dwutlenku azotu wynosiły 37,7 mg/m3, a dla analogicznego okresu 2019 było to 38,8 mg/m3. Co prawda jest to niewielke poprawa, ale względem norm powietrza ustalonych w 2021 r przez Światową Organizacje Zdrowia (WHO) osiągnięte przy lockdownie poziomy przekraczają dobową normę o ponad 50%.
Na marginesie, uchwalone w 2021 nowe normy WHO zostały drastycznie obniżone i raczej nie w celu ochrony zdrowia, a bardziej w celu forsowania zielonego ładu, ponieważ w rzeczywistości przekroczenie tych norm nie ma odzwiercieldenia się w negatwnych danych takich jak znacznie krótsze życie czy znawyższa wyższa zachorowalność. Dla porównania Szwajcarzy mają czyste powietrze, żyją długo i szczęśliwie podobnie jak mieszkańcy północnych Włoch, którzy mają powietrze o jakości zbliżonej do tej w Krakowie.
Podsumowując…
Władze Krakowa wymyślają coraz to nowe sposoby walki ze smogiem, choć tak naprawde nie chodzi o ochronę zdrowia, a interesy korporacji i lansowanie się postępowych polityków. Najpierw był całkowity zakaz węgla i drewna w Krakowie (nawet w najnowoczesniejszych kominkach dozwolonych w całej UE), potem zakaz kominków i pieców nie spełniających norm 5 klasy w całej Małopolsce, a teraz całemu nieszczęściu mają być winne samochody z silnikiem Diesla.
Tematu bezmyślnej zabudowy niemal każdej wolnej przestrzeni Krakowa władze wolą nie poruszać. Rankingów, w których Kraków widnieje w czołówce pod względem korków związanych z powstającymi nowymi osiedlami przy braku odpowiedniej infrastruktury, też władze Krakowa wolą nie dostrzegać.
Jednym z nielicznych pożytków covidowych lockdownów była właśnie ta symulacja, która obrazuje nam skutki „strefy czystego transportu”. Skoro ograniczenie ruchu aut ok 50-80% nie przyniosło pozytywnych rezultatów jeśli chodzi o poprawę powietrza, to jak inaczej wytłumaczyć determinacje władz do jej nieustanowienia, jeśli nie interesem korporacji i dogmatom ekoterrorystów? Ustanawiać takie przepisy w czasie drożyzny, kryzysu i ryzyka wojny jest idiotycznym pomysłem, który słusznie spotkał się z ciętą ripostą mieszkańców.
Wygląda na to, że po raz kolejny przedstawiciele krakowskich władz kierują się interesami polityczno-biznesowymi i dogmatami eko-lobbystów, zamiast logiką, wiedzą i interesem społecznym.
Apeluję do Rzecznika Praw Obywatelskich o podjęcie działań sprzeciwiających się całkowitemu zakazowi paliw stałych w Krakowie, zwłaszcza zakazu palenia drewnem w kominkach i inną biomasą.
Tutaj długi komentarz o tym, dlaczego zakaz drewna w Krakowie jest bezprawny.
Poniżej wniosek o zaskarżenie uchwały „antysmogowej dla Krakowa” wraz z uzasadnieniem
W Byszycach w gminie Wieliczka w sobotę 15 października około godz. 11 kosz z drabiny samochodu strażackiego urwał się podczas prac gospodarczych wykonywanych przez strażaków z OSP Byszyce. Wóz drabiniasty należał do OSP Czarnochowice, zakupiony był z pieniędzy Gminy Wieliczka w październiku 2018. Iveco 140-25 sprowadzone było jako używane z Niemiec. Więcej informacji w komentarzu video.
Taki kosz na drabinie zasadniczo traktowany jest jako podest ruchomy, podlega przepisy UDT (Urząd Dozoru Technicznego) i powinien co 30 dni przechodzić przegląd konserwatorski.
Przed odczytaniem Apelu, warto odsłuchać ten 3 minutowy filmik prezentujący fragmenty debaty o uchwałach antysmogowych w małopolskim sejmiku, w tym odczytany apel prof. Tadeusza Juliszewskiego z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
TREŚĆ APELU Pana Bartka do Sejmiku, w pliku pdf, wysłany do kancelarii sejmiku:
Bartłomiej Krzych Stowarzyszenie Otwarta Wieliczka Obywatelski komitet TAK dla palenia drewnem, STOP gazo-lobby
prof. dr hab. inż. Jan Tadeusz Duda Przewodniczący Sejmiku Województwa Małopolskiego
APEL
w sprawie poważnej debaty antysmogowej
Mając na uwadze burzliwe debaty i spory podczas obrad Sejmiku Województwa Małopolskiego nad zmianą uchwały antysmogowej, które momentami były kompletnie niepoważne, apeluję o:
I. Powołanie zespołu społeczno-naukowego ds. polityki antysmogowej, zrzeszającego środowiska, które w ciągu ostatniego roku były aktywne w kwestii zmian przepisów antysmogowych w Małopolsce w celu dokonania ustaleń i wytycznych dla realnej, rozsądnej i spójnej polityki antysmogowej poprzez:
Wyjaśnienie metody pomiarów benzo(a)pirenu w Polsce i Niemczech, wyjaśnienie drastycznych różnic pomiarów w Zgorzelcu po polskiej i niemieckiej stronie.
Dokonanie naukowych analiz wpływu zakazu palenia i ograniczenia ruchu samochodowego na poziom zanieczyszczeń powietrza w kwietniu 2020 podczas „covidowego-lockdownu”.
Dokonanie analiz stężeń zanieczyszczeń powietrza dla Krakowa na tle wszystkich miast wojewódzkich od czasu uchwalenia uchwały antysmogowej dla Krakowa ze wskazaniem podjętych działań przez te miasta w oparciu o art. 96 POŚ.
Dokonanie publikacji naukowych na bazie danych z polskich instytucji, badających czy wielokrotne przekroczenie ustalonych norm WHO powoduje w Polsce istotny wpływ na długość życia, zachorowalność na raka płuc, występowanie astmy i gorsze wyniki w nauce.
Dokonanie analizy wzrostu liczby zgonów w styczniu 2017 w Polsce na tle innych krajów.
Dokonanie szczegółowej analizy porównawczej stanu prawnego w Polsce na tle innych krajów Europejskich w zakresie polityki antysmogowej, w tym zwłaszcza spalania biomasy.
Nawiązanie współpracy z organizacjami i instytucjami z Włoch w celu rozpoczęcia wspólnego stanowiska nad realnością osiągnięcia norm powietrza wymaganych dyrektywą UE na niektórych obszarach Polski i Włoch.
Ustalenie propozycji nowych wytycznych do zmian przepisów antysmogowych.
II. Zorganizowanie w I kw. 2023 r. kolejnej edycji konferencji „Czyste Niebo nad Krakowem” na wzór tej organizowanej przez fundację AGH w styczniu 2019 roku – zaproszenie gości z Włoch.
UZASADNIENIE
Szanowny Panie Profesorze, Panie Przewodniczący Małopolskiego Sejmiku!
W dniu 26 września o godzinie 12:00, kiedy rozpoczynała się debata dotycząca zmiany, tzw. „uchwały antysmogowej dla Małopolski”, stężenia pyłów zawieszonych PM10 na oficjalnej stacji pomiarowej GIOŚ przy ul. Starowiślnej przekraczały 200% normy i były znacznie wyższe niż w innych miejscach Małopolski. Czy zatem to naprawdę te „kopciuchy” z całej Małopolski są przyczyną smogu w środku Krakowa, w środku dnia, poza sezonem grzewczym?
Co więcej, według oficjalnych danych GIOŚ, w 2021 roku powietrze w Krakowie pogorszyło się, średnioroczne stężenia pyłów zawieszonych PM10 i PM2.5 wzrosły w stosunku do roku 2020.
Przypomnę jeszcze, że na przełomie marca/kwietnia 2020 roku, kiedy mieliśmy do czynienia z „covidowym lockdownem” i zakazem przemieszczania się, ruch samochodowy został ograniczony o przeszło 50%, a zarazem obowiązywał już całkowity zakaz palenia w Krakowie. Dodatkowo nie było mrozów i śniegu, a mimo to stężenia pyłów w Krakowie znacznie przekraczały normy i były na podobnych poziomach co w tym samym okresie roku poprzedniego, kiedy ruch samochodowy był wyższy i nie obowiązywał całkowity zakaz stosowania paliw stałych w Krakowie.
Przytoczone powyższe fakty jednoznacznie wskazują, że polityka antysmogowa władz Krakowa i Małopolski, która jest wzorem dla wielu innych samorządów, jest błędna i nie osiąga zamierzonych celów, co zresztą dla wielu środowisk i osób prezentujących zdroworozsądkowe podejście oparte na rzetelnej wiedzy było wiadome od dawna.
Ostatnia debata nad zmianą uchwały antysmogowej dla małopolski w sejmiku była pełna przekłamań i emocjonalnych manipulacji, czy wręcz bzdur, idących głównie z ust zwolenników bezwzględnej walki ze smogiem. Nie dziwią mnie zatem Pana nerwowe reakcje na w kółko powtarzane kłamstwa i populizmy, bo ja sam słuchając ich chciałbym, aby w miejscu mównicy była zapadnia, którą można otworzyć, gdy ktoś powtarza bzdury o tym, ze odroczenie uchwały antysmogowej to przyzwolenie na palenie śmieciami i zabijanie nienarodzonych dzieci. Pod zapadnią wystarczyłby basen z zimną wodą na otrzeźwienie.
Podczas ostatnich obrad sejmiku z ust zwolenników bezwzględnej walki ze smogiem padły zarzuty, że łagodzenie przepisów antysmogowych to powrót do średniowiecza. Zgodzę się tutaj z jednym z samorządowców, który na ten zarzut odpowiedział, że średniowiecze miało wiele zalet. Jedną z tych zalet, w mojej ocenie było to, że ludzie wypowiadający się publicznie mieli więcej honoru i wstydu niż w obecnych postępowych czasach.
W swoich wypowiedziach podczas obrad sejmiku dotyczących polityki antysmogowej, kilka razy wypowiadał się Pan, że dąży do merytorycznej, rzetelnej debaty, a zwłaszcza popieraniu stawianych tez danymi źródłowymi. Z racji tego, że ja sam jako działacz społeczny i analityk danych tematem zanieczyszczeń powietrza i ich wpływu na zdrowie interesuję się od wielu lat, walcząc przy tym z manipulacjami w przekazie publicznym, chciałem zachęcić Pana do tego, aby taką dyskusję kontynuować, aby pewne kwestie zostały ustalone raz na zawsze.
Merytoryczną i rzetelną debatę trzeba rozpocząć od definicji pojęć. To właśnie błędne rozumienie pojęć przekłada się na błędną politykę Krakowa i Małopolski. W literaturze naukowej bardzo rzadko używa się pojęcia smog, a zwykle mówi się o zanieczyszczeniach powietrza. Smog jest zjawiskiem atmosferycznym, do którego powstania kluczowe są odpowiednie warunki pogodowe i geograficzne, a nie spalanie paliw, które może, ale nie musi towarzyszyć podwyższonym stężeniom pyłów. Pyły pojawiające się w powietrzu mogą wynikać choćby z cząstek piasku, który dociera również do Krakowa z nad Sahary.
W dyskusji o smogu często przewija się temat palenia śmieci, choć i tu trzeba zaznaczyć, co przyjmujemy za śmieci, bo dla fanów bezwzględnej walki ze smogiem użycie kartki starego zeszytu do rozpalania w kominku czy spalenie suchej deski np. z rozebranej palety, to są śmieci, co dla ludzi zdroworozsądkowych paleniem śmieciami nie jest. W mojej ocenie problem palenia śmieci jest marginalny, a tak naprawdę społeczeństwu chodzi o dym z niepoprawnego spalania węgla.
Jeśli mówimy już o definiowaniu pojęć, to warto też się zastanowić co rozumiemy za „kopciuch”, choć w przekazie alarmów smogowych powstało już nowe pojęcie – „śmieciuch”.
Społeczeństwo, na bazie przekazu medialnego, który w zasadzie zawsze jest jednolity: brudna kotłownia, szufelka z węglem i czarny dym z komina, za kopciuchy uważa stare piece zasypowe na węgiel, które faktycznie przy złej metodzie opalania kopcą czarnym intensywnym dymem, czego nikt oczywiście nie pochwala.
To właśnie zła metoda palenia w starych piecach, która skutkuje emisją czarnego dymu z komina jest przyczyną zgłoszeń do straży miejskiej z podejrzeniem palenia śmieci. Z oficjalnych statystyk straży miejskiej wynika, że 90% kontroli jest w zasadzie zakłócaniem miru domowego, ponieważ czarny dym z komina nie wynikał ze spalania śmieci, a po prostu ze spalania węgla w zły sposób – co nie jest zabronione do czasu wprowadzenia uchwały o poprawnym spalaniu bez dymu, którą przygotowało Polskie Forum Klimatyczne, jednak nie uzyskuje poparcia władz.
Obecna uchwała antysmogowa dla małopolski wprowadza również zakaz stosowania bezklasowych kominków i pieców na drewno, o czym się w mediach nie mówi i o czym społeczeństwo nie wie. Zatem, alarmy smogowe i zwolennicy bezwzględnej walki ze smogiem, pod pretekstem zrozumiałej walki z „kopciuchami” tj. starymi piecami zasypowymi na węgiel, walczą również z kominkami, piecami kaflowymi i innymi urządzeniami na drewno kawałkowe.
Obszerne uzasadnienie do uchwał antysmogowych (zarówno Krakowa jak i Małopolski) zawiera wiele manipulacji, danych nieaktualnych i wybiórczych. Przytoczę tu tylko kilka.
Największą bzdurą zawartą w uzasadnieniach, jest porównywanie stężeń benzoapirenu, wynikającego ze spalania drewna i węgla, do palenia papierosów. To na bazie tego argumentu alarmy smogowe straszyły społeczeństwo paliwami stałymi, a finalnie taki zapis porównujący krakowskie stężenia benzo(a)pirenu do czynnego palenia tytoniu znalazł się w uzasadnieniu „uchwały antysmogowej”. Jest to skrajnie cyniczna manipulacja, która zakłada, że dym tytoniowy zawiera tylko jedną substancję – benzo(a)piren, podczas gdy w dymie tytoniowym znajdują się tysiące szkodliwych substancji. Faktyczne wypalanie 7 papierosów dziennie przez 10-letnie dziecko miałoby nieporównywalnie gorsze skutki zdrowotne (m.in. na układ nerwowy, uzależnienie nikotyną), niż oddychanie krakowskim powietrzem. W mojej osobistej ocenie uważam za wstyd dla krakowskich elit politycznych i naukowych, że taki zapis znalazł się w tym akcie prawnym. Nawet sam prof. Piotr Kleczkowski, wspierający alarmy smogowe, zarówno przed sądem jak i publicznie przed sejmikiem potwierdził, że nawet 150 krotne przekroczenie normy WHO dla benzo(a)pirenu, ma znikomy wpływ na zdrowie. Wynika z tego, że argument ten był wykorzystywany tylko i wyłącznie po to, by emocjonalnym przekazem straszyć społeczeństwo w celu wywołania poparcia do eliminacji paliw stałych i uzależniania gospodarki i społeczeństwa od gazu. Przypomnę, że narracja alarmów smogowych była wykorzystywana do walki z węglem nie tylko w gospodarstwach domowych, ale również z górnictwem i energetyką węglową i przyczyniła się m.in. do decyzji o wstrzymaniu bloku C w Ostrołęce czy ograniczeniu inwestycji w górnictwo i szkolnictwo górnicze, co obecnie stawia polską gospodarkę w bardzo trudnej sytuacji.
Jeśli już mowa o normach WHO dla zanieczyszczeń powietrza, to należy podkreślić, iż w 2021 roku dokonane zostały drastyczne zmiany norm, przykładowo dla stężeń pyłów PM2.5 średnioroczna norma została obniżona z 10 ug/m3 do 5 ug/m3. Oznacza to, że w 2021 roku średnioroczne stężenia pyłów PM2.5 w Krakowie były na poziomie ok 500% normy WHO. W zaistniałej sytuacji, w zasadzie cały świat ma problem ze smogiem. Trudno zatem nie odnieść wrażenia, że nowe normy WHO zostały wprowadzone przy „wsparciu” biznesowych korporacji w celu forsowania tzw. „zielonego ładu”. Uważam, że polskie środowiska naukowe powinny podjąć próbę podważenia zasadności tych norm w oparciu o wieloletnią ewidencję polskich instytucji, takich jak choćby Narodowy Istytut Onkologii w Warszawie, który prowadzi Krajowy Rejestr Nowotworów. Korzystając z tego rejestru, można zauważyć, iż zachorowalność na raka płuc na Pomorzu, gdzie zjawisko smogu jest bardzo rzadkie, jest znacznie wyższa niż w Małopolsce, gdzie smog jest zjawiskiem częstym.
Jestem zdumiony, iż dotychczas w debacie publicznej dane Krajowego Rejestru Nowotworów dotyczące zachorowalności na nowotwory płuc były zupełnie pomijane w debacie publicznej, również przez profesorów uchodzących za ekspertów w tej dziedzinie.
Jako przedstawiciel niezależnej strony społecznej mogę też otwarcie powiedzieć, że po roku 2020 roku, autorytet WHO jako instytucji stawiającej wytyczne dla zdrowia w oczach znacznej części społeczeństwa zmalał do zera – a lekarze i naukowcy związani z tą organizacją są coraz częściej postrzegani jako dbający jedynie o własne interesy lub interesy korporacji, które finansują badania, które następnie są podstawą do określania wytycznych WHO. Dowodem na kontrowersje wokół działalności i finansowania WHO jest choćby chęć wycofania się z tej organizacji przez USA, zadeklarowana 29 maja 2020 przez Donalda Trumpa, prezydenta USA.
Jako absolwent studiów ekonomicznych UEK i AGH w Krakowie a także podyplomowych studiów Narodowego Banku Polskiego w zakresie polityki monetarnej, mam podstawowe pojęcie o statystyce i uważam za słuszne słowa przypisywane Marka Twain o 3 rodzajach kłamstw: „małe kłamstwa, duże kłamstwa i statystyka”. Zawsze można dobrać tak badaną próbę oraz metody statystyczne, które będą sprzyjać początkowej tezie, którą chce się udowodnić. Efektem tego jest to, że mamy teorie rakotwórczego benzo(a)pirenu z ustaloną normą na poziomie takim, ze jej 150 krotne przekroczenie nie wywołują w zasadzie żadnych negatywnych skutków zdrowotnych. Innymi słowy, można całe życie rok oddychać powietrzem ze stężeniami benzo(a)pirenu z przekroczoną normą WHO a negatywne skutki tego będą znikome. Zupełnie inne byłyby skutki w przypadku oddychania powietrzem ze stężeniami tlenku węgla (czadu) przekraczającymi normę 150 razy. Takim powietrzem faktycznie nie da się oddychać i z pewnością, w zależności od długości ekspozycji, może to prowadzić do zgonu. Czy zatem szanując rolę nauki w życiu publicznym, nie należy podważać fikcyjnych norm, których wielokrotne przekroczenie ma znikomy wpływ na zdrowie, a służą jedynie określonemu lobby? Przypomnę, że badania naukowe służą nie tylko odkrywaniu pewnych zależności, ale również podważaniu wcześniej ustalonych zależności. Jako ciekawostkę podam, że niemieccy naukowcy z Uniwersytetu w Lipsku potwierdzili niedawno paradoks między zanieczyszczeniami powietrza a ociepleniem klimatu. W uproszczeniu, walka ze smogiem sprzyja ociepleniu klimatu, zresztą mówił o tym publicznie dawno temu nawet Stanisław Lem, co jest uwiecznione na krótkim nagraniu, gdzie pali papierosa.
W uzasadnieniu dla uchwały antysmogowej dla Krakowa pada stwierdzenie, że ekspozycja na pyły zawieszone przekłada się na słabszy rozwój intelektualny (strata średnio 3,8 pkt w skali IQ). Jak to się ma zatem do wyników egzaminów maturalnych, w których „smogowa” Małopolska jest co roku na szczycie rankingu, a czyste Pomorze na końcu tego rankingu? (w roku 2019).
Zapisy uchwał antysmogowych pisane były w oderwaniu od polskich realiów. Trudno nie odnieść wrażenia, że pisane były one przez zagraniczne korporacje i podłożone do głosowania uległym politykom. Czemu bowiem ma służyć całkowity zakaz palenia biomasą w Krakowie, który eliminuje nawet najbardziej ekologiczne urządzenia na pelet oraz drewno, w tym piece zgazowujące drewno w procesie suchej destylacji (tzw. „holzgaz”). W efekcie uchwały antysmogowej dla Krakowa ucierpiały małe gospodarstwa rolnicze, które w zasadzie zostały wyeliminowane. Należy mieć na uwadze, że Kraków to nie tylko zabytkowe centrum i osiedla bloków zaopatrzone w tanie ciepło z elektrociepłowni węglowej, ale też takie rejony wiejskie jak Swoszowice czy Wzgórza Krzesławickie, gdzie większość mieszkańców jest pokrzywdzona całkowitym zakazem palenia drewnem. Należy tu przypomnieć, że środowiska rolnicze były zapewniane, że całkowity zakaz paliw stałych nie będzie ich dotyczył. Finalnie zostali jednak oszukani, co jest przejawem dyskryminacji mniejszości.
W wielu materiałach propagandowych za wzór walki ze smogiem stawia się Londyn, przypominając wielki smog londyński w latach 50-tych, który był przyczyną wielu schorzeń, a następnie skutkował wprowadzeniem regulacji dotyczących spalania paliw. Wspomniano o tym również w uzasadnieniu dla uchwał antysmogowych, używając słów „ograniczenia dla paliw stałych”. Jak w praktyce wyglądają te ograniczenia? Otóż, w Londynie nie ma zakazu paliw stałych, a jest jedynie zakaz dymienia. W efekcie tych przepisów można palić nawet węglem, ale wyłącznie tym najwyższej jakości emitującym minimalne ilości pyłów (np. antracyt). Można nim palić w piecu bezklasowym, w zwykłej kozie. Podobnie jest z paleniem drewnem w kominkach, tu ograniczenia są tylko do tego, aby miało wilgotność 20% – ale ten zapis został wprowadzony dopiero w 2021 roku, a zatem 4 lata po wprowadzeniu takiego ograniczenia w uchwały antysmogowej dla Małopolski. Zatem, w Londynie nie ma zakazu palenia paliwami stałymi, jest natomiast zakaz emitowania ciemnego dymu, w skrócie, zakaz dymienia. Konkludując ten wątek – można palić węglem, można palić drewnem pod warunkiem, że nie kopci się dymem. Są to w zasadzie zapisy zgodne z postulatami, które wielokrotnie głosili przedstawiciele Polskiego Forum Klimatycznego, Cechu Kominiarzy, Cechu Zdunów Polskich, Ochotniczych Straży Pożarnych, promując i edukując społeczeństwo w kwestii tzw. bezdymnego palenia metodą „od góry”. Niestety alarmom smogowym ten sprawdzony, najprostszy i najtańszy sposób na walkę ze smogiem nie odpowiada, w efekcie czego postępy w walce ze smogiem są znacznie gorsze, niż mogłyby być.
Całkowitego zakazu paliw stałych, jaki wprowadzono w Krakowie, nie ma w żadnym kraju Europy. Dlatego zasadnym jest przeprowadzenie analizy stanów prawnych istniejących w innych krajach Europy, w których palenie drewnem jest dozwolone i popularne (Szwajcaria, Austria, kraje Skandynawskie).
Jakość powietrza wynika oczywiście z zanieczyszczeń powietrza, które w pewnym stopniu wynikając z nieodpowiedniego spalania paliw. Jednak główne czynniki mające wpływ na zdrowie to przede wszystkim takie parametry jak ciśnienie, temperatura i wilgotność powietrza. Mało się o tym mówi, ale suche powietrze w mieszkaniu ma znacznie bardzie bezpośredni i szkodliwy wpływ na drogi oddechowe, niż przekroczone normy stężenia pyłów zawieszonych. A z suchym powietrzem mamy często do czynienia w sezonach grzewczych, coraz częstsze jest przegrzewanie mieszkań do temperatury 22 stopni w nocy. Warto mieć na uwadze również szkodliwość stężeń dwutlenku węgla, którego 5 krotnie przekroczenie normy w powietrzu (ok 2500 ppm – o co nie trudno przy braku wentylacji) powoduje istotne zaburzenia zdolności decyzyjnych u ludzi (badania Berkeley Lab).
Zwolennicy bezwzględnej walki ze smogiem notorycznie argumentują swoje stanowisko liczbami zgonów z powodu smogu, podając liczbę ok 45 tys. osób. Zarzucają przy tym, że kto nie walczy z paleniem drewnem, ten zabija ludzi, w tym nienarodzone dzieci. Jest to oczywiście skrajna, emocjonalna manipulacja, bazująca na strachu wynikającego z tego, że społeczeństwo nie ma odpowiedniej wiedzy statystycznej. Ta liczba jest liczbą czysto teoretyczną i w istocie rzeczy jest wynikiem symulacji, próbującej zobrazować liczbę przedwczesnych zgonów, które można przepisać zanieczyszczeniom powietrza. Należy podkreślić, że ta liczba wyjęta jest z rankingu krajów UE, gdzie więcej tych „przedwczesnych zgonów” mają takie kraje jak Włochy, Francja, Niemcy czy Wielka Brytania, o czym zwolennicy bezwzględnej walki ze smogiem już nigdy nie mówią. Warto się zastanowić, na ile ta teoria przedwczesnych zgonów ma odniesienie do rzeczywistości. Czy dzięki całkowitemu zakazowi palenia w Krakowie, który obowiązuje od 1 września 2019 roku, w 2020 roku mieliśmy wzrost długości życia w Krakowie? Czy „zaoszczędzono” tysiące istnień ludzkich? Oczywiście, że nie, wręcz przeciwnie. Mieliśmy największy w historii wzrost zgonów, wynikający z ograniczenia dostępu do służby zdrowia, bo to właśnie zamożność i dostęp do służby zdrowia jest kluczowym czynnikiem wpływającym na długość życia społeczeństwa. I tu należy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy obecna polityka antysmogowa Małopolski sprzyja zamożności obywateli? Rok 2021 pokazał dobitnie, że nie. Rosnące rachunki za prąd i gaz, brak możliwości ogrzewania domów drewnem w Krakowie, a co za tym idzie brak możliwości uzyskania wsparcia finansowego (dopłat do węgla i drewna) sprawia, że część społeczeństwa zubożała i będzie musiała ograniczyć wydatki na leki i leczenie, a co więcej, będzie musiała ograniczyć wydatki na ogrzewanie, co będzie sprzyjać przeziębieniom i infekcjom, a następnie obciążać państwową służbę zdrowia.
Nie wiem skąd podczas dyskusji w sejmiku wzięła się teza o tym, że 12% ludzi w Polsce umiera z powodu smogu.
Jedyną liczbą z jaką można się zgodzić odnośnie zgonów wynikających z zatrucia zanieczyszczeniami powietrza, to liczba między 331-418 zgonów rocznie, bo taka była ilość śmiertelnych zatruć gazami (głównie tlenkiem węgla, tj. czadem) w latach 2000-2011. Hospitalizacji z powodu zatrucia tlenkiem węgla w tych latach było między 2557 a 5026 rocznie. To są dane pochodzące z publikacji naukowej prof. dr hab. Michała Krzyżanowskiego i trzech innych autorów pt. „Zgony i hospitalizacje z powodu zatrucia tlenkiem węgla w Polsce”.
W kartach zgonów pacjentów w Polsce nie ma adnotacji o zgonach spowodowanych zatruciem pyłami zawieszonymi czy „smogiem”. Innymi słowy, nie ma danych, w których przyczyną byłoby zatrucie pyłami zawieszonymi czy benzo(a)pirenem. Zatem jakiekolwiek liczby, są czysto teoretyczne i hipotetyczne, które można w różny sposób podważyć.
Przytaczanie przez zwolenników bezwzględnej walki ze smogiem znacznego wzrostu zgonów w Polsce w styczniu 2017 przez smog, które oparte są o „Analiza przyczyn wzrostu liczby zgonów w Polsce w 2017 roku Departament Analiz i Strategii NARODOWY FUNDUSZ ZDROWIA”, są chybione. Oczywiście faktem jest ok 23% wzrost zgonów w tym okresie, ale istotny wzrost zgonów występował w całej Europie, a w wielu krajach nawet wyższy. We Włoszech był to wzrost o 37%, w Hiszpanii 29%, we Francji 26%, w Wielkiej Brytanii 19%, w Niemczech 17%. Ponadto nie trudno znaleźć inne okresy w historii, gdzie wzrost stężeń pyłów nie powodował istotnego wzrostu zgonów.
Powtórzę zatem, jedyne zgony wynikające z zanieczyszczeń powietrza w Polsce, to zgony z powodu zatrucia tlenkiem węgla czy metanem i jest ich ok 300-400 rocznie, a wynikają w dużej mierze z zatrucia piecykami gazowymi, a nie kominkami.
Chciałem zaznaczyć, iż na początku bieżącego roku, gdy kryzys energetyczny narastał, przedstawiłem Sejmikowi postulaty obywatelskiej inicjatywy TAK dla drewna, STOP gazolobby, prezentując przy tym radnym z komisji ochrony środowiska dwa krótkie opracowania analityczne oparte na oficjalnych danych polskich instytucji. Pierwsze, to analiza wpływu zakazu palenia w Krakowie na tle innych miast wojewódzkich, a druga to Uproszczona analiza wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie w miastach smogowych i nie smogowych. Opracowania te zostały przeze mnie zrobione z najwyższą starannością i rzetelnością, a celem podważenie obecnej polityki antysmogowej. Oprócz tego, w ramach obywatelskiej inicjatywy, opublikowałem też szersze opracowanie mające ok 70 stron, będące podsumowaniem mojej kilkuletniej pracy. Jest ona dostępna w wersji elektronicznej obywatelki raport o smogu pod tytułem „Walka ze smogiem – walka o nasze zdrowie, czy o nasze pieniądze?”.
Niestety moje prace przez radnego Tomasza Urynowicza zostały zupełnie bezpodstawnie uznane za „niezwiązane z tematem, paranaukowe teorie spiskowe” mające służyć unieważnieniu uchwały antysmogowej, a ja nazwany „płaskoziemcą”. Te nieprawdziwe, obraźliwe słowa zmusiły mnie do wytoczenia procesu, który choć jest dla mnie przykrym doświadczeniem, to jest również okazją do wyjaśnienia pewnych kwestii związanych ze smogiem. Na dotychczasowych rozprawach zostało potwierdzone, że moje wnioski o zaniżonych normach WHO są zasadne, jak również niepodważalny jest fakt, że w innych miastach wojewódzkich miała miejsce poprawa istotna powietrza bez wprowadzania skrajnie rygorystycznych uchwał antysmogowych jak w Krakowie. Chciałbym, aby moje uproszczone analizy, oparte o oficjalne dane polskich instytucji zostały poddane pod dyskusję i były brane pod uwagę w polityce antysmogowej.
Uważam, że to właśnie Polska jest idealnym państwem do badania wpływu zanieczyszczeń powietrza, z racji jednolitego systemu raportowania oraz skrajnych uwarunkowań środowiskowych.
Pragnę Pana uczulić na wszelkie badania i publikacje naukowe ukierunkowane na badanie wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie, ponieważ często autorzy dobierają dane i metody pod pasującą im tezę badawczą. Czytając i analizując wiele takich opracowań, zauważam założenia i metody statystyczne, które mają sprzyjać określonym tezom – a te tezy są jeszcze upraszczane, a często też przekłamywane przez media, na co mam wiele dowodów.
Znacznie cenniejsze w mojej ocenie są badania prowadzone w kierunku epidemiologii określonych schorzeń w oderwaniu od kwestii zanieczyszczeń powietrza. Mogę tutaj przytoczyć dwie takie publikacje naukowe, z których wynika, że roczne stężenia pyłów znacznie przekraczające normy WHO, nie mają istotnego wpływu na wywołanie choroby astmy oraz hospitalizacji z powodu astmy.
Pierwszą z nich jest praca doktorska pod tytułem „Epidemiologia astmy w Polsce w oparciu o wyniki badania ECAP” autorstwa dr n. med. Jarosława Komorowskiego z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Publikacja jest dostępna w Internecie pod adresem: http://www.ecap.pl/doktorat.pdf . Warto go przeglądnąć. W tymże badaniu zostało wzięło udział ponad 20 tys. osób w latach 2006-2008 na podstawie ankiet, przeprowadzono w 8 ośrodkach wielkomiejskich oraz w jednym regionie wiejskim na terenie Polski. Z tego opracowania nie wynika, aby te znacznie wyższe zanieczyszczenia powietrza w Krakowie przyczyniały się do znacznie częstszego występowania astmy niż w innych miastach, np. Gdańsku. Widoczna jest natomiast znaczna różnica między terenami miejskimi, a wiejskimi, gdzie astmy jest znacznie mniej. Może to wskazywać, iż bardziej istotny wpływ na astmę mają zanieczyszczenia częście występujące w dużych miastach, tj. tlenki azotu (NOx) czy ozon (O3).
Kolejną wartą uwagi publikacją w kwestii astmy jest opracowanie pt. „Epidemiologia astmy oskrzelowej u osób dorosłych w województwie śląskim na podstawie wtórnych danych epidemiologicznych”. Wg badań epidemiologicznych badań z 2016 r. na Śląskim Uniwersytecie Medycznym (E. Niewiadomska i M. Kowalska) w województwie śląskim w latach 2006-2010 zachorowalność na astmę najniższa była właśnie w powiecie rybnickim i wodzisławskim (gdzie oprócz domowych pieców są elektrownie i koksownie). W tym czasie roczne stężenia pyłów PM10 na oficjalnych stacjach pomiarowych w tych miastach były znacznie (35-41%) wyższe, niż na pozostałych stacjach pomiarowych na Śląsku. W powiecie rybnickim najmniej było również hospitalizacji z powodu astmy.
W uzasadnieniu dla uchwały antysmogowej dla Krakowa pada stwierdzenie, że ekspozycja na pyły zawieszone przekłada się na słabszy rozwój intelektualny (strata średnio 3,8 pkt w skali IQ). Jak to się ma zatem do wyników egzaminów maturalnych, w których „smogowa” Małopolska jest co roku na szczycie rankingu, a czyste Pomorze na końcu tego rankingu? (w roku 2019).
Urząd obecnie finansuje w mediach społecznościowych kampanię marketingową „#KlimatDlaPokoleń”, która, sądząc po komentarzach i reakcjach, jedynie irytuje większość odbiorców. Pod postem z dnia 29 września 2022 na profilu Eko-małopolska dla klimatu, na 364 reakcje, tylko 31 to pozytywne. Z ok 76 komentarzy, 90% to negatywne komentarze. Czy te pieniądze, wydawane z programu LIFE, są wydawane rozsądnie? Czy nie lepiej przeznaczyć środki na rzetelną edukacje o której mówili kominiarze podczas obrad 26 września i rzetelne raporty naukowe dotyczące analiz przepisów antysmogowych?
Podsumowując, przychylam się do prośby prof. Tadeusza Juliszewskiego z Uniwersytetu Rolniczego, którą odczytał podczas ostatnich obrad radny Stanisław Pasoń. Zachęcam Pana jako profesora z AGH oraz Przewodniczącego Sejmiku, do podjęcia działań do zorganizowania debaty opartej na rzetelnej wiedzy. Być może najlepszym krokiem ku temu byłoby zorganizowanie kolejnej konferencji „Czyste niebo nad Krakowem, jak daleko, jak blisko”, którą Fundacja dla AGH w styczniu 2019 roku zorganizowała w Teatrze Juliusza Słowackiego w Krakowie. W mojej działalności spotkałem się z opracowaniami dra hab inż. prof. AGH Pawła Bogacza, które uważam za bardzo cenne dla opinii publicznej wiem, że zależało mu na kontynuacji konferencji „Czyste niebo nad Krakowem”, którą współorganizował. Być może przy Pana wsparciu i zaangażowaniu urzędu marszałkowskiego taka kontynuacja będzie możliwa. Być może udałoby się z takiej konferencji ostatecznie ustalić pewne fakty, obalić pewne mity, fałszywe dogmaty oraz zrewidować dotychczasową politykę antysmogową i na tej podstawie wyznaczyć nowe wytyczne w celu zmian przepisów na realne, rozsądne i spójne.
Być może również, na takiej konferencji udałoby się znaleźć odpowiedź na zagadkę, którą ja od 3 lat próbuję rozwiązać. Chodzi o odpowiedź na pytanie, skąd wynika różnica w stężeniach benzo(a)pirenu w Zgorzelcu (niemieckie Goerlitz) między stacjami pomiarowymi po polskiej i niemieckiej stronie. Stacje pomiarowe po polskiej stronie wykazują stężenia benzo(a)pirenu wielokrotnie wyższe, niż oddalona o 2,5 km stacja pomiarowa po niemieckiej stronie. W odniesieniu do Krakowa, odległość ta to mniej więcej dystans między Rynkiem Głównym a Rynkiem Podgórskim. Przykładowo, średnioroczne stężenia w roku 2015 wynosiły odpowiednio 0,75 ng/m3 po niemieckiej stronie i 3,58 ng/m3 po polskiej stronie. Na przestrzeli lat 2010-2020 średnio stężenia były ok 4,3 razy wyższe po polskiej stronie. Odpowiedzi na to pytanie mogą być dwie. Pierwsza – zanieczyszczenia powietrza wynikające ze spalania paliw nie migrują w istotnym stopniu dalej niż 2,5 kilometra, co podważałoby tezę, że obwarzanek truje Kraków. Druga – niemieckie instytucje używają innych metod i urządzeń pomiaru, dzięki czemu mają znacznie niższe pomiary niż Polska, co w mojej ocenie byłoby skandalem. Faktem jest, że stężenia benzo(a)pirenu na polskich stacjach pomiarowych dokonywane są raz na tydzień – w poniedziałki, nie wiadomo o której godzinie, co może mieć istotnych wpływ na poziom stężeń średniorocznych. Natomiast niemieckie instytucje dokonują pomiaru co 3 dni, więc na pewno jedna różnica w metodach pomiarowych jest.
Zakładając, że stężenia benzo(a)pirenu są skorelowane z pyłami PM10, które mierzone są co godzinę, moment pomiaru może skutkować różnicą pomiarów rzędu 50%. Upraszczając, ustanowienie godziny pomiaru np. na godz. 12:00 da znacznie niższe średnioroczne wyniku pomiarów niż ustawieni godziny pomiaru na godz. 20:00.
Konkludując, niezwykle ważne i pilne jest ustalenie faktów obalających emocjonalne manipulacje i fałszywe dogmaty dotyczące smogu i zdrowia oraz rozpoczęcie rzetelnej debaty społeczno-naukowej i kampanii informacyjno-edukacyjną dla społeczeństwa.
Myślę, że fakt, iż Pan Profesor jako naukowiec doświadczony w analizie danych jest zarówno przedstawicielem władz Sejmiku będzie sprzyjał merytorycznej i rzeczowej debacie i obraniu poprawnego kursu w polityce antysmogowej.
Z poważaniem
Bartłomiej Krzych
Załącznik: Linki do artykułów źródłowych związanych z apelem.
26 września 2022 w Sejmiku Małopolskim odbyła się debata w sprawie zmian w uchwałach antysmogowych. Pan Bartek (Bartłomiej Krzych) jako przedstawiciel Stowarzyszenia Otwarta Wieliczka i obywatelskiego komitetu TAK dla palenia drewnem, STOP gazolobby reprezentował ok 2,5 tys osób sprzeciwiających się zakazom palenia drewnem, którzy podpisali inicjatywę #TAKdladrewna Całe nagranie obrad jest tutaj: https://bip.malopolska.pl/umwm,a,2168083,nagranie-lix-sesji-sejmiku-wojewodztwa-malopolskiego.html