Kandydat PiS jest bez znaczenia. Będzie wycofany.

Mamy falę spekulacji co do kandydata PiS w wyborach prezydenckich. Moim zdaniem jest to bez znaczenia, bo kandydat PiS prezydentem nie będzie, choć w kampanii może wystartować. Bardzo prawdopodobne nawet, że wystartuje i zostanie wycofany po tym, jak władze partii zdadzą sobie sprawę, że struktury nie mają motywacji do popierania marionetki skazanej na porażkę.

Władze PiS myślą, że wygrana Donalda Trumpa zmieni nastroje i da wygraną kandydatowi PiS w wyborach prezydenckich. W mojej ocenie to myślenie błędne. Wygrana Trumpa może co prawda pomóc, by wyborów nie wygrał ktoś z ekipy Donalda Tuska (najpewniej Rafał Trzaskowski), ale na pewno nie gwarantuje wygranej kandydata PiS, bez względu kto to będzie.

Władze partii myślą również, że uda się powtórzyć historię z 2015 roku, kiedy wystawiono mało znanego kandydata – Andrzeja Dudę, któremu udało się wygrać z Bronisławem Komorowskim. Obecna sytuacja różni się jednak diametralnie.

W 2015 roku Duda był świeży, a PiS był na fali wzrostowej, bo PO miało za sobą masę afer (np. z budową bardzo drogich autostrad, gdzie wykonawcy nie dostali pieniędzy) no i po prostu zmęczenie ekipą, która rządziła 8 lat. Poza tym Bronisław Komorowski nie był dobrym prezydentem i miał fatalną kampanię. Ludzie chcieli zmiany, widać to było tez po wyniku Pawła Kukiza, który zdobył 20% w I turze.

Innymi słowy Komorowskiego wstyd było popierać, miękki elektorat nie widział w nim autorytetu. A cała batalia w wyborach prezydenckich jest walką właśnie o miękki elektorat. Żeby poszedł na wybory i zagłosował – tak jak stało się to w wyborach parlamentarnych 2023, gdzie miękki elektorat poszedł i zagłosował na „Trzecią Drogę”, czego pewnie teraz wielu z nich żałuje. Młodzi ludzie myśleli, ze fajny prezenter telewizyjny będzie dobrodziejem. No niestety. Ktoś Szymona Hołownie wylansował i ktoś musi z tego mieć korzyści. Bynajmniej nie polskie społeczeństwo.

Wracając do wyborów prezydenckich 2025. Teraz sytuacja jest zgoła odmienna. Wychodzi coraz więcej afer rządu PiS, znaczna część elektoratu już się odwraca choćby dlatego, że PiS zgadzał się na politykę klimatyczną, lockdowny covidowe i nadmierną pomoc dla Ukrainy. Do przesady pokazuje to obecny Prezydent Andrzej Duda, który odznaczył orderami prezydenta Zełeńskiego, który popiera ruchy banderowskie na Ukrainie. Oczywiście partia PiS może nadal liczyć w Polsce na ok 30% pozytywnego elektoratu, ale negatywny elektorat PiS stanowczo przekracza 50%, co uniemożliwia wygranie wyborów.

Zapewne władze partii też przejawiają pogląd, że ludzie pójdą zagłosować na PiS z nienawiści do PO, czyli przeciwko ekipie Tuska. I to może doda kilka procent, ale nie przeważy szali. Mimo to, gorące głowy we władzach partii chcieliby kandydata wystawić. Skończy się jak z Małgorzatą Kidawą-Błońską w wyborach prezydenckich w 2020 roku, która w kampanii chodziła ze sztabem składającym się z 5 osób. Nikt w nią nie wierzył i przy okazji zamieszania z wyborami kopertowymi od razu ją zmieniono na Rafała Trzaskowskiego, który miał już solidne poparcie i zdobył bardzo dobry wynik.

Inaczej niż w PiSie będzie w ekipie PO z Rafałem Trzaskowskim. Na niego są w stanie zagłosować nie tylko ludzie  PO, ale cały antyPiS, w tym miękki elektorat. Na Trzaskowskiego w II turze jest w stanie zagłosować nawet część elektoratu Konfederacji, byle nie głosować na PiS.  Ludziom co prawda jest generalnie coraz gorzej w Polsce jeśli chodzi o byt i zdają sobie sprawę, że Tusk i jego ekipa ściemniają, że wszystko naprawią, ale nadal Polakom jest wystarczająco dobrze, żeby kierować się głupimi kryteriami  ładniejszego uśmiechu czy straszeniem PiSem.

Dlatego uważam, że finalnie, nawet jak PiS wystawi kandydata, to w końcu go wycofa, bo z czasem będą sobie zdawać sprawę, że przegrają. W USA to Trump i jego wyborcy ciągnęli Republikanów, a nie Republikanie ciągnęli Trumpa.

Warto tu przywołać ostatnie wybory samorządowe w Krakowie. Wyłanianie kandydata na Prezydenta Krakowa również trwało bardzo długo, w końcu został nim były wojewoda Łukasz Kmita, który w I turze zyskał tylko 20%. To mniej niż lista PiS do Rady Miasta Krakowa (23%) i mniej niż lista PiS do Sejmiku województwa w okręgu miasto Kraków (25%). Można z tego wywnioskować, że w elektoracie PiSu część wyborców wolała niezależnego (a kiedyś związanego z PO) Łukasza Gibałę, niż Łukasza Kmitę z PiSu. Warto mieć tez na uwadze, że w Krakowie było aż 9 kandydatów na prezydenta, z czego 2 się wycofało i poparło obecnego prezydenta Aleksandra Miszalskiego z PO.

Podobnie było w Warszawie. Do Sejmiku Mazowieckiego i Rady Miejskiej PiS miał ok 23% i tyle też miał Tobiasz Bocheński na Prezydenta Warszawy. Chłopak po prostu nie znany, wystawiony chyba tylko po to, abym ja sobie w tym wpisie analizował ten eksperyment społeczny, który potwierdził, ze taki mało znany kandydat namaszczony przez partię ma po prostu takie poparcie jak partia.

I warto mieć tu na uwadze, że Rafał Trzaskowski miał w Warszawie znacznie wyższe poparcie (57%), niż sama lista PO do Rady Miasta czy Mazowieckiego Sejmiku (poniżej 50%).

Dodatkowo, warto też przypomnieć sytuacje z wyborem Marszałka Województwa Małopolskiego. Forsowany przez władze partii Łukasz Kmita kilkukrotnie nie uzyskał poparcia większości w sejmiku. Innymi słowy, radni sejmiku wybrani z PiS nie poparli tej kandydatury i centrala partii musiała uznać porażkę i zgodzić się na kandydata, który był akceptowalny lokalnie.

PiS teraz nie ma za dużo pieniędzy na kampanię, więc też musi się z tym liczyć, że trudno będzie wypromować i przekonać ludzi do kogoś świeżego z szyldem PiS.

Wystawianie kandydata PiSu w wyborach prezydenckich po prostu skazane jest na porażkę. A tu przecież nie chodzi tylko o wygraną i o to kto będzie prezydentem, tylko o to jaki będzie los partii i ludzi, którzy z PiSem byli związani. Pamiętajmy, że stanowisko Prezydenta wiąże się z istotny wpływem na władzę i wskazywaniem wielu innych stanowisk i nominacjami na ważne stanowiska. Wybór nowego prezydenta spoza ekipy Tuska może doprowadzić do nowych wyborów parlamentarnych.

Dlatego ja uważam, ze nie tyle władze PiSu, ale ludzie związani ze strukturami  woleliby kandydata bez szyldu, którego poprze nie partia, ale elektorat PiSu plus miękki elektorat, który pójdzie zagłosować na dobrego kandydata z charyzmą, a nie na partię.

Zmierzam do tego, ze najrozsądniejszym scenariuszem dla PiSu byłoby poparcie  kandydatury Marka Jakubiaka, który oprócz elektoratu PiSu jest w stanie pociągnąć za sobą dodatkowy elektorat, tak jak przyciąga internatów na swoje kanały Facebook, Tik Tok i youtube, gdzie ma jedne z największych zasięgów i na czwartkowych live’ach ogląda go po kilka tysięcy osób. Jakubiak zyskałby na pewno też część elektoratu Konfederacji, który nie przepada za Sławomirem Mentzenem. Z całym szacunkiem do jego wiedzy i tego co robi – ja jestem przekonany, że jeśli Menzten wystartuje, to będzie miał słaby wynik, on się po prostu nie nadaje na prezydenta. I tu działacze Konfederacji też powinni się przestać okłamywać.

Jakubiak oczywiście nie wykonywałby z automatu poleceń władz PiSu, ale na pewno by jej nie szkodził. Z drugiej strony, jest zdeterminowany do zatrzymania burdelu w gospodarce i demontażu państwa przez obecny rząd.

Poza tym Marek Jakubiak od dawna wspiera środowiska wolnościowe, jest patriotą, nie lubi zielonego ładu, jest zwolennikiem referendów, do tego przedsiębiorcą, ROZUMIE gospodarkę i jako były wojskowy zna się na obronności  – co w kampanii wyborczej będzie ważne.

Do tego Marek Jakubiak jest Warszawiakiem, a zatem w sposób naturalny i skuteczny punktowałby nieudolność Rafała Trzaskowskiego jako prezydenta Warszawy. Nie chcę się rozpisywać na temat Rafała Trzaskowskiego, ale wiadomo, że ja z moim hasłem PALE DREWNEM, JEŻDZĘ DIZLEM, TO MÓJ KLIMAT, nie będę popierał  eurokraty, któremu „planeta się pali” i chce zniszczyć polską gospodarkę dla ratowania klimatu, który Chiny, USA i Rosja mają w dupie.

Ja sam widzę oczywiście bliższych mi kandydatów na prezydenta, którzy tez się przymierzają do startu. Takich jak np. Jan Kubań z którym na bieżąco współpracuję edukując społeczeństwo ekonomicznie i promując demokrację bezpośrednią czy Rafał Piech, z którym się widziałem kilkakrotnie i wspierałem  jego ruch Polska Jest Jedna kandydując z jego komitetu na senatora. Trzeba być jednak pragmatykiem i realistą. Wybory prezydenckie  wygrywa jedna osoba, która przekona do siebie większość, a nie ten, który zdobędzie dobry wynik, a potem się rozpłynie, jak Paweł Kukiz w 2015 roku. I tu z całym szacunkiem do jego osoby i jego postulatów, ale nie udało mu się zbudować stabilnego zaplecza, przez co musiał lawirować od PSL do PiS, przy czym dla swoich wyborców nie ugrał niestety nic – nawet drobnych zmian w referendach lokalnych.

Jakubiak oczywiście nie jest postacią krystaliczną, bo samo to, że jest się przedsiębiorcą niesie za sobą pewnie bagaż złych doświadczeń. Ale Trump też święty nie jest, a jednak zdecydowanie przekonał do siebie ludzi. Bo to nie wybory na papieża i nie chodzi o to, żeby być świętym, tylko być sobą, być prawdziwym i rozsądnym. I mówić jak jest, prostym przekazem, bez ściemy i lawirowania, bo od ściemniania i lawirowania będzie ekipa Tuska, która już zgrywa, że wcale nie popierała zielonego ładu i nie walczyła z krzyżami w szkołach ani marszem niepodległości. Kandydat tej ekipy będzie po prostu sterowanym aktorem.

Podsumowując, tak jak Republikanie w USA nie przepadali za Trumpem i nie chcieli go jako kandydata, bo był zbyt niezależny, ale musieli go uznać, bo tak chciał elektorat, tak teraz PiS powinien się pogodzić z tym, że w Polsce wybory wygrać może tylko ktoś z własnym kapitałem i charyzmą, a nie partyjna marionetka czy wieloletni zasłużony działacz partii.

Pytanie jednak, czy wybory prezydenckie się odbędą – bo jak sam Marek Jakubiak zauważa – obecnej ekipie na rękę jest to, żeby wyborów nie było, bo wtedy z automatu funkcję prezydenta przejmuje Marszałek, czyli Szymon Hołownia, który przed wyborami płakał nad Konstytucją, a po wyborach już ją miał w dupie i nie przeszkadzał mu bezprawny wjazd do TVP i blokada nadawania.

Tak nawiasem mówiąc, Pana Marka miałem okazję poznać osobiście w 2019 roku, kiedy zbierałem podpisy pod jego kandydaturą na Posła z Krakowa z listy Bezpartyjnych Samorządowców.  Myślę, że i w tych wyborach prezydenckich byłbym skłonny go wspierać – oczywiście bez szyldu PiS. Tutaj fotka z Panem Markiem, której fragment użyłem na początku wpisu. Rynek w Krakowie.

Na Wieliczkę idzie wielka fala. Fala cięć i podwyżek.

Nieunikniona fala cięć wydatków oraz podwyżek opłat i podatków czeka Wieliczkę. Falę tę można porównać do fali powodziowej, która zalała miejscowości na Dolnym Śląsku. Będą to cięcia i podwyżki, których nie było w historii Wieliczki i na którą mieszkańcy i władze, podobnie jak na Dolnym Śląsku, nie są przygotowani. Można też, tak jak na obrazku, sytuację porównać do Tytanika, gdzie jeszcze nadal gra muzyka. Pozytyw jest jeden. Wieliczanie będą mieli solidną lekcję ekonomii, którą zafundował im były burmistrz – dr Artur Kozioł.

 Piszę ten artykuł, bo w przestrzeni medialnej temat kryzysu finansowego Wieliczki w zasadzie nie istnieje. Wieliczka jako jedna z nielicznych, znanych miast, ma nad sobą widmo przymusowego programu naprawczego, ale nie przebija się to do opinii publicznej. Można by odczuć, że „sytuacja nie jest nadmiernie alarmująca” – jak to powiedział premier Donald Tusk na 2 dni przed wielką powodzią na Dolnym Śląsku. W rzeczywistości, tak jak prognozy zapowiadały powódź, tak obecnie w Wieliczce prognozy zapowiadają wielki kryzys, wiążący się z brakiem inwestycji, remontów, cięciami w komunikacji, a zarazem mocnymi podwyżkami opłat i podatków.

 Sytuacja w finansach publicznych ogólnie nie jest dobra – spadają dochody podatkowe w budżecie państwa. Ponadto samorządy od kilku lat są w słabej kondycji z uwagi na reformy podatkowe, które uderzyły w dochody gmin. Poza tym wielu włodarzy miast przyzwyczaiło się do łatwego wydawania pieniędzy, często na głupoty, nie myśląc o gospodarności i o tym, że długi kiedyś trzeba spłacać.

W ostatnim tygodniu można było przeczytać jak na trudną sytuację finansową żalą się m.in. nowy Prezydent Krakowa oraz nowy burmistrz Zakopanego – obaj odziedziczyli budżet po poprzedniku, podobnie jak w Wieliczce. Różnica jest jednak zasadnicza : Kraków i Zakopane mogą nadal ratować się pożyczkami – Wieliczka już nie. W uproszczeniu: Wieliczka wykorzystała zdolność kredytową wynikającą ze wskaźników, czyli tak zwanej dyscypliny finansów publicznych.

Na koniec 2023 roku zadłużenie Wieliczki wynosiło 279 mln zł wobec 405 mln zł dochodów ogółem, co stanowi 69%. Deficyt wyniósł 79 mln zł, czyli 20% dochodów. Należy dodać, że w 2023 r. Wieliczka otrzymała dodatkowe 34 mln zł subwencji wyrównującej, która nie wiadomo czy w tym roku będzie, a jeśli nawet się pojawi, to na pewno nie tak wysoka. Wg. Sprawozdań na koniec II kw. 2024 zadłużenie Wieliczki wyniosło już 310 mln zł. Źle wygląda też sytuacja finansowa spółek komunalnych i ośrodka zdrowia. Za 2023 rok Spółka Zakład Gospodarki Komunalnej w Wieliczce miała 6,5 mln straty i 38 mln długu, spółka Solne Miasto miała 2,9 mln straty i 35 mln długu, przychodnia SPZLO miała 0,7 mln straty i 15 mln długu. Łącznie w tych podmiotach jest prawie 90 dodatkowego mln zł długu. Od kilku lat wydatki bieżące Wieliczki przekraczały mocno dochody bieżące – innymi słowy gmina żyła na kredyt. Sytuację Wieliczki, wbrew pozorom, dobija też napływ mieszkańców, w tym przyrost dzieci, co generuje rosnące koszty utrzymania szkół i przedszkoli. A nowi rodzice, nie zawsze wybierają urząd skarbowy w Wieliczce do rozliczeń PIT.

Nowy burmistrz Rafał Ślęczka odziedziczył po poprzedniku, Arturze Koziole, nierealny budżet. I trzeba to jasno podkreślić, że do obecnej kryzysowej sytuacji przyczyniła się Regionalna Izba Obrachunkowa w Krakowie (RIO). Kolegiant zajmujący się Wieliczką wnosił o stwierdzenie nieważności tego budżetu, co wiązałoby się z obowiązkiem przyjęcia przez Wieliczkę programu postępowania naprawczego – czyli przymusowych cięć wydatków i podwyżek podatków. Taki stan rzeczy, tuż przed wyborami, pogrążyłby Artura Kozioła ubiegającego się o reelekcję. W ostateczności, po sugestii ówczesnego prezesa RIO o przeczekaniu na końcowe sprawozdania i wyniki kontroli,  RIO wydało dla budżetu opinię pozytywną z zastrzeżeniem.

Budżet został zaplanowany z deficytem na 20 mln zł. Jednak nie deficyt jest był problemem. Podstawową nierealną kwotą w budżecie na rok 2024 były dochody ze sprzedaży nieruchomości gminnych, wpisane na 52 mln złotych. W uzasadnieniu wpisano działki, które nie nadawały się na sprzedaż pod wieloma względami. Zawyżono też dochody z opłat za śmieci, a zaniżono wydatki na śmieci.

Do kwietnia były burmistrz Artur Kozioł wykorzystał całą przysługującą rezerwę burmistrza na rok. Według informacji uzyskanych z urzędu, przez pierwsze 4 miesiące były burmistrz wydał ok 200 tys zł na catering oraz 500 tys zł na promocję i usługi foto-wideo. Było to znacznie więcej, niż przez cały rok 2022. W uproszczeniu można powiedzieć, że były burmistrz wydał niemal cała rezerwę na propagandę i kiełbasę wyborczą.

Wróćmy jednak do budżetu. Po 6 miesiącach z zaplanowanych 52 mln ze sprzedaży działek, zrealizowano dochód w wysokości 9 tys. zł (słownie: dziewięć tysięcy złotych). Większości działek, które miały być sprzedane, nawet nie wystawiono do przetargu. Innymi słowy, odchodzący burmistrz zostawił następcy wielką minę.

W rezultacie, by zachować nadzieję na utrzymanie płynności finansowej do końca roku, trzeba było wstrzymać nierozpoczęte inwestycje i zacząć cięcia wydatków w urzędzie. To jednak za mało – nadzieje na utrzymanie płynności oparta była na tym, iż wpłyną dodatkowe pieniądze od rządu jako subwencja wyrównująca, bo taka wpłynęła w sierpniu 2023 do Wieliczki w wysokości ok 35 mln zł. W tym roku liczono przynajmniej na podobną kwotę, czyli na ok 30-40 mln złotych.

Okazuje się jednak, że rządowa „kroplówka” na pewno nie będzie w takiej kwocie jak poprzednio, a poza tym, nie ma co na nią liczyć do końca października. W praktyce, rząd dołoży Wieliczce może połowę tego, co rok wcześniej. Czyli bardziej 15 mln, i to dopiero w listopadzie.

Promyk nadziei dały przetargi na sprzedaż nieruchomości w sierpniu, z których w tym roku powinno wpłynąć ok 14 mln złotych. To jednak niewiele, w porównaniu do planowanych 52 mln zl.

Sytuacja budżetowa stała się na tyle napięta, że z końcem sierpnia zrezygnował wieloletni skarbnik gminy. Rozpoczęły się desperackie próby ratowania budżetu. Z dniem 1 września, w zasadzie bez uprzedzenia, obcięto kursy komunikacji miejskiej. Na sesję 18 września przedstawiono radnym, również bez uprzedzenia, projekty uchwały dotyczące sprzedaży 10 nieruchomości, z których można byłoby pozyskać kilkanaście milionów złotych. Część radnych była jednak w szoku: do sprzedaży przedstawiono m.in. zabytkowy budynek w centrum miasta przy szybie Regis, a ponadto park przy ul. Św. Barbary oraz budynek nowego przedszkola na osiedlu Lekarka. Protesty radnych i mieszkańców były tak silne, że zanim rozpoczęły się obrady, burmistrz wycofał już z porządku obrad część uchwał o sprzedaży, a kolejna część odpadała w głosowaniach. Innymi słowy, ten ruch budżetu nie uratuje.

Pomóc ratować budżet miała też podwyżka opłat za śmieci. Od 2020 roku w Wieliczce nie było żadnej podwyżki śmieci – obowiązywała stawka 30 zł od osoby ze zniżką 1 zł na kompostownik. Burmistrz Artur Kozioł, szykujący się do szeregu wyborów (dla przypomnienia: do Sejmu, na burmistrza, do Europarlamentu) nie chciał ludzi do siebie zrażać podwyżkami opłat i koszty w znacznej części pokrywał z kredytu, które mógł brać. Nowy burmistrz przedstawił radnym propozycję stawki 45 zł od osoby – bo przy takiej kwocie bilansują się dochody i koszty. Z komisji gospodarki komunalnej wyszła jednak propozycja 42 zł, obowiązująca, co ważne, od listopada br. Ta propozycja wstępnie została pozytywnie zaopiniowana przez radnych z tej komisji. Podczas obrad 18 września jednak większość radnych, wybranych z komitetu Artura Kozioła oraz Koalicji Obywatelskiej – wycofała się z poparcia podwyżki. A to oznacza ok 2 mln mniej do końca tego roku.

Innymi słowy, próby ratowania budżetu nową sprzedażą nieruchomości oraz podwyżką opłat za śmieci spełzła na niczym. To jednak nie wszystko, bo urzędnicy z Wydziału Gospodarki Komunalnej przesłali radnym informację, że w ich budżecie skończyły się pieniądze i od 1 października nie mają umów na odbiór i utylizację śmieci. O ile śmieci w Wieliczce odbiera gminna spółka komunalna ZGK (Zakład Gospodarki Komunalnej), to już utylizacją zajmują się dwie prywatne firmy z Krakowa: Remondis i MIKI. I tu może być problem, aby świadczyły usługi dla Wieliczki na „kreskę”. Bo na taką „kreskę” usługi świadczy póki krakowska spółka miejska Wodociągi Krakowskie, gdzie Wieliczka zalega na ok 10 mln złotych za dostarczanie wody oraz przyjmowanie ścieków (Wieliczka nie ma swojej oczyszczalni ścieków).

Sytuacja jest zatem kryzysowa i nie widać ratunku, a w przypadku, gdy zagrożone jest wykonywanie zadań gminy (takich jak odbiór śmieci) Regionalna Izba Obrachunkowa powinna nakazać program naprawczy. Plusem programu naprawczego jest to, że można skorzystać z korzystnie oprocentowanych pożyczek rządowych. Minusem jest to, że trzeba dokonać radykalnych cięć i podwyżek opłat i podatków, żeby doprowadzić do stabilizacji finansowej gminy.

Przykładowo, uruchomienie postępowania naprawczego zawiesza fundusze sołeckie, które właśnie uchwalane były na zebraniach wiejskich w 29 sołectwach wokół Wieliczki. Na zebraniach można wyczuć, że mieszkańcy zupełnie nie rozumieją sytuacji i liczą na to, że nowy burmistrz może w końcu rozwiąże ich problemy, których poprzednik nie rozwiązał. Problemy, które zwykle wiążą się z ogromnymi nakładami finansowymi – czy to rozbudowa szkoły, czy to nowa linia autobusowa, czy chodnik, czy droga, czy kanalizacja… Tylko jak nowy burmistrz ma rozwiązać problemy, których poprzednik nie rozwiązał mając do dyspozycji setki milionów z kredytów? Kredytów, który a nowy burmistrz (i nowi radni) brać już nie mogą, a muszą stare długi spłacać.

Do tej pory w Wieliczce panowało przekonanie, że od gminy można coś dostać, że gmina może coś dać, pomóc. Teraz sytuacja się zmieni. To gmina będzie potrzebowała pomocy – głównie finansowej. A ponieważ kredyty się skończyły, pomoc ta będzie musiała iść z kieszeni mieszkańców, ewentualnie ze zbycia majątku gminy jakim są cenne nieruchomości, co do których, jak pokazały obrady 18 września, nie ma zgody.

Bez radykalnych decyzji kryzys będzie się pogłębiał. Rozpoczęte zostały inwestycje oświatowe – przedszkole na ul. Grottgera w Wieliczce, przedszkola w sołectwach Koźmice Wielkie i Zabawa, nowy budynek szkoły w Kokotowie (filia szkoły w Śledziejowicach). Wszystkie te inwestycje wymagają dodatkowych nakładów na wykończenie, infrastrukturę i utrzymanie – a na to póki co pieniędzy nie ma.

Kryzys uderzyć może w organizacje typu kluby sportowe, które co roku dostawały pieniądze na prowadzenie działalności. Tutaj, niestety, bez wsparcia mogą pojawić się ofiary, bo nawet dotychczasowe wsparcie nie wystarczało i np. klub Wiślanka Grabie musiał zawiesić działalność.

Najbardziej bolesne cięcia mogą dotyczyć komunikacji miejskiej – bo ta generuje olbrzymie koszty. To z pewnością wywoła niezadowolenie społeczne, bo komunikacja to element codzienności mieszkańców – dojazdy do pracy, do szkoły, do lekarza itp. Nie jest to jednak tak twardy obowiązek gminy, jak utrzymanie szkół i przedszkoli czy odbiór śmieci.

Sytuacja jest tym bardziej trudna, ze w radzie miejskiej nie ma zrozumienia problemu, a tym bardziej nie ma żadnych propozycji rozwiązania problemu. Większość radnych zachowuje się tak, jak by kryzysu nie było. Wynika to z dotychczasowego przeświadczenia, że radny to tylko bierze pieniądze z diety i domaga się, aby to i to było zrobione w jego okolicy. Czyli taki koncert życzeń i zero odpowiedzialności. Minie jeszcze sporo czasu, zanim radni zrozumieją, że ich kaprysy i bierność pogłębią kryzys, który odczują na własnej skórze.

Nawet jeśli jakimś cudem uda się zamknąć rok 2024 wykorzystując kruczki prawne i inżynierię finansową pozwalającą się zadłużać poza budżetem, to z pewnością będą trudności z uchwaleniem realnego budżetu na rok 2025. Rząd co prawda obiecuje samorządom wyższe dochody, ale realnie, w praktyce one wcale wyższe nie będą, bo mają zastąpić tzw. pieniądze kartonowe, czyli dotacje celowe na inwestycje typu drogi, kanalizacja, szkoły. Wieliczka, ewentualne dodatkowe pieniądze będzie musiała przeznaczać na spłatę długów. I pytanie, czy radni poprą taki jałowy budżet, gdzie nie będą widzieć inwestycji, które obiecali mieszkańcom?

Jedyny pozytyw, jaki w tym wszystkim może się pojawić, to aspekt edukacyjny, czyli „Polak mądry po szkodzie”. Kryzysu można było uniknąć, gdyby w 2021 roku udała się inicjatywa odwołania burmistrza Kozioła w referendum – bo już wtedy na ulotkach pisaliśmy, że dalsza niegospodarność i zadłużanie to ryzyko bankructwa gminy i wyższe opłaty.

Kryzys i działania naprawcze nowych władz spowoduje rozmowy i nakłoni do myślenia –  z czego wynika pogorszenie sytuacji? Innymi słowy, kryzysowa sytuacja Wieliczki to dobra lekcja ekonomii i ci, co mają odrobinę oleju w głowie, zrozumieją, że będzie to konsekwencja bierności mieszkańców wobec fatalnego zarządzania i zadłużania gminy przez byłego burmistrza Artura Kozioła – doktora nauk społecznych w dyscyplinie Nauki o Zarządzaniu i Jakości.

Poniżej spis umów kredytowych, które Wieliczka ma do spłaty.

Bartłomiej Krzych

Radny Rady Miejskiej w Wieliczce

Stowarzyszenie Otwarta Wieliczka

Nowy system dochodów nie uratuje Wieliczki. Dzieci rujnują solne miasto.

Budowa przedszkola publicznego w Zabawie, gm Wieliczka. Brak pieniędzy na wykończenie. Foto wieliczka.eu

Tylko 4% – o tyle mają wzrosnąć dochody Wieliczki w 2025 roku wg propozycji Ministerstwa Finansów. To mniej, niż 94% miast i gmin w Polsce, których dochody wzrosną relatywnie więcej – nawet o 12%. Nowe zasady nie uratują Wieliczki, która już obecnie w rankingu kondycji finansowej 267 miast powiatowych jest na trzecim miejscu od końca. Solne miasto jest niestety osamotnione ze swoim problemem, który wynika głównie z ogromnego przyrostu liczby dzieci i systemu finansowania gmin.

Ministerstwo Finansów przedstawiło projekt zmian w dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Po zmianach dochody gmin nie będą już ustalane jako udział w PIT i CIT, ale mają być ustalane wg nowego wzoru. Ministerstwo wyliczyło również symulację wskazującą jaka konkretnie kwotę uzyska każda z gmin w 2025 na bazie nowych zasad. W przypadku Wieliczki nowe zasady mają zwiększyć dochód o 12 milionów złotych, co stanowi ok 4% rocznych dochodów wyliczonych na 311 mln zł.

Pod względem tego wzrostu dochodów, na 2477 miasta i gminy, Wieliczka plasuje się dopiero na 2343 miejscu. Dla ponad 400 miast i gmin nowe zasady będą o wiele korzystniejsze – nowe zasady zwiększą ich dochody o ponad 10%. Niektóre z nich kwotowo zyskają kilkakrotnie więcej niż Wieliczka, mimo iż mają niższy budżet. Przykładowo, Bełchatów na nowych zasadach zyska 25 milionów przy łącznych dochodach 236 mln, co daje wzrost o 12%. Przy tym wg sprawozdań za 2023 rok zadłużenie Bełchatowa roku wynosiło 5** milionów, a Wieliczki … uwaga… 280 milionów.

*KOREKTA: 5 milionów dotyczy tylko gminy Bełchatów, a nie Miasta Bełchatów. Połączony dług Miasta i Gminy Bełchatów to 45 milionów złotych. W odróżnieniu do Wieliczki, w Bełchatowie Miasto oraz Gmina to osobne jednostki samorządu.

Dług Wieliczki tylko w ostatnich 5 latach się podwoił – a mówimy tu tylko o oficjalnym długu, bo do tego dochodzi ok 70 mln ukryte w podmiotach zależnych.

Pod względem finansowym sytuacja Wieliczki to katastrofa. W rankingu kondycji finansowej samorządów opublikowanym przez redakcje Wspólnota w 2023 roku, spośród 267 miast powiatowych, Wieliczka plasuje się na 265 miejscu.  

Skąd tak tragiczna sytuacja finansowa samorządu, który ma na swoim terenie perłę, jaką jest Kopalnia Soli, a od niedawna też rozwijającą się strefę gospodarcza przy łączniku autostrad A4 i S7?

Nowy system dochodów gminy nie premiuje gmin rozwijających się, a taką jest Wieliczka. Przez ostatnie 15 lat ludność Miasta i Gminy Wieliczka (czyli miasta oraz 29 okolicznych wsi) zwiększyła się niemal o połowę, z 49 tys. do ok. 70 tys. mieszkańców. Napływ ludzi, głównie młodych rodzin z dziećmi, generuje olbrzymie koszty oświaty i wychowania, co nie odzwierciedla się w płaconych podatkach, bo często rodzice nie płacą podatków w Wieliczce. W 2023 roku wydatki na oświatę i wychowanie w Wieliczce stanowiły aż 51% dochodów gminy. Przeciętnie w Polsce wydatki miast na oświatę stanowią 30-40% dochodów, a we wspomnianym Bełchatowie, tylko 19%. **

**KOREKTA: 19% dotyczy gminy Bełchatów, a nie Miasta Bełchatów. Połączone wydatki na oswiatę Miasta i Gminy Bełchatów stanowią 32% ich dochodów, a nie 19%

Bełchatów ma zatem sporo pieniędzy na sprawy inne niż oświata, a na nowych zasadach, będzie miał ich jeszcze więcej. Tymczasem bez istotnego wzrostu dochodów i wsparcia rządu Wieliczka pogrąży się w kryzysie, bo w zasadzie nie ma możliwości zwiększenia dochodów.

Samorządy mają oczywiście dodatkowe dochody z podatku od nieruchomości – ale tutaj stawki również regulowane są przez rząd. I tak od powierzchni lokalu mieszkalnego stawka maksymalna wynosi 1,15 zł za metr kwadratowy. Czyli od mieszkania 50 m2, rocznie właściciel płaci tylko 60 zł podatku. Jeśli właściciel ma dziecko w przedszkolu, czy to publicznym, czy prywatnym, kosztuje ono gminę ok 10-20 tysięcy złotych. Według danych GUS, w Gminie Wieliczka liczba dzieci w wieku 3-6 lat w latach 2017-2022 wzrosła o 33%. Co ciekawe, w 2017 roku liczba dzieci w wieku 3-6 lat w Wieliczce i Bełchatowie były podobne: ok 2,5 tysiąca dzieci. 5 lat później w Wieliczce liczba ta wzrosła do 3,6 tysiąca, a w Bełchatowie, spadła do 2,1 tysiąca.

Można zatem powiedzieć, że dzieciaki rujnują budżet Wieliczki – ale wynika to niestety z systemu podatkowego. Gminy mają ograniczone możliwości samodzielnego zwiększania dochodów, a z drugiej strony mają obowiązki zapewnienia wychowania przedszkolnego i edukacji dzieci.

Sytuacja finansowa Wieliczki jest na tyle zła, że pod koniec 2023 roku Regionalna Izba Obrachunkowa w Krakowie (RIO) kilkukrotnie wszczynała, a później umarzała postępowania nadzorcze dotyczące nierealnych planów finansowych i nadmiernego zadłużenia, które generuje ogromne koszty odsetek – w 2024 roku będzie to ok 20 milionów złotych. Ostatecznie, aby nie robić przykrości urzędującemu burmistrzowi Koziołowi przed wyborami, plany finansowe Wieliczki na rok 2024 zostały zaopiniowane przez RIO pozytywnie z zastrzeżeniem, że brak działań redukujących wydatki bieżące i zadłużenie doprowadzi do programu postępowania naprawczego. I takie postępowanie Wieliczce realnie grozi w roku 2025. Do czego się to sprowadza? Zgodnie z art. 240a ustawy o finansach publicznych, w czasie postępowania naprawczego zakazuje się dotacji dla innych samorządów, co doprowadzi do wstrzymania dotacji z budżetu Wieliczki dla Miasta Krakowa i Województwa Małopolskiego na przewozy autobusowe, a to przełożyłoby się na zaprzestanie lub ograniczenie kursowania autobusów MPK do Krakowa oraz autobusów ALD w inne rejony sąsiednich gmin. Postępowanie naprawcze to także ograniczenie zadań innych niż obligatoryjne ze środków własnych, co z kolei doprowadzi do likwidacji wielickich przewozów autobusowych, które nie są obligatoryjne tak jak szkoły, przedszkola czy spłata zadłużenia.

Jak to się stało, że miasto, do którego przyjeżdża rocznie ponad milion turystów, mające taką perłę jaką jest Kopalnia Soli, stała się na przestrzeni kilku lat bankrutem? I jak to jest, że Wieliczka ma problem z dziećmi w sytuacji niżu demograficznego? Oprócz wielu błędnych decyzji i niegospodarności, za co Wieliczanie pożegnali burmistrza Artura Kozioła w ostatnich wyborach, główną przyczyną są miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego (MPZP) w Wieliczce, które w latach 2010-2016 do granic możliwości pozwoliły na zabudować wolne tereny zabudową wielorodzinną (bloki do 5 kondygnacji) i szeregową (do 3 kondygnacji). Relatywnie tańsze mieszkania w sąsiedztwie Krakowa cieszą się dużym popytem młodych rodzin. Stworzono tym samym raj biznesowy dla deweloperów, którzy szkołami i przedszkolami oraz pozostałą infrastrukturą się nie przejmowali. W ostatnich latach Wieliczka zmuszona była do budowy lub rozbudowy kilku szkół i przedszkoli na wartość ok. 100 mln zł – większości na kredyt. Dwie rozpoczęte budowy dużych przedszkoli zostały wstrzymane z uwagi na brak pieniędzy na ich wykończenie. W ostatnim roku, po wielu protestach mieszkańców udało się w pewnym stopniu ukrócić budowę nowych osiedli, ale na pewno nie zatrzyma to napływu nowych rodzin.

Dziś w Wieliczce, oprócz problemów  finansowych, występują poważne problemy z dostępnością i jakością wody, problemy z kanalizacją i infrastrukturą pieszo-drogową, na co w Wieliczce pieniędzy nie ma. I nie chodzi tu o pokrycie 100% inwestycji – pieniędzy nie ma nawet na 10% wkład własny.

Wskaźniki ustawowe zabraniają już Wieliczce dalszego zadłużania, a stare długi trzeba spłacać. Do tego w 2025 roku kończą się przepisy COVID-owe, które pozwalały samorządom na deficyty operacyjne, tj. wyższe wydatki bieżące niż dochody bieżące, co było odstępstwem od jednej z zasad równoważnia budżetu zawartej w art. 242 ustawy o finansach publicznych.

Niestety Wieliczka, jako jedna z nielicznych gmin w Polsce zaludniająca się „kosztownymi dziećmi”, jest ze swoim problemem finansowym osamotniona, bo 99% miast i gmin takiego problemu nie ma. A bez braku wsparcia rządowego i zasadach przedstawionych w obecnej formie, nawet w przypadku usprawnienia zarządzania finansami i usługami gminy przez nową władzę, Wieliczka skazana jest na głęboki kryzys, bo z „pustego i Salomon nie naleje”.

P.S. Aby lepiej zrozumieć temat, polecam jeszcze ten artykuł:
https://www.prawo.pl/samorzad/finansowanie-wychowania-przedszkolnego-przez-gminy-coraz-drozsze,515887.html

Bartłomiej Krzych

Radny Rady Miejskiej w Wieliczce

Stowarzyszenie Otwarta Wieliczka fb.com/OtwartaWieliczka

Źródła danych:

https://www.gov.pl/web/finanse/ministerstwo-finansow-zaprezentowalo-projekt-nowej-ustawy-o-dochodach-jednostek-samorzadu-terytorialnego

https://wspolnota.org.pl/fileadmin/user_upload/Ranking_do_nr_23-2023_Nadwyzka_operacyjna.pdf

Bank Danych Lokalnych GUS bdl.stat.gov.pl

Cena wody jako instrument polityki retencyjnej gminy.

Foto własne

Zadajmy sobie pytanie, czy uzdatniona woda z wodociągu powinna być droga, czy tania? Z jednej strony można powiedzieć, że powinna być droga, aby ludzie ją oszczędzali, ponieważ uzdatnianie i badanie generuje koszty. Z drugiej strony, woda to podstawa do życia, więc powinna być łatwo dostępna i tania. Jak to pogodzić?

Zastanówmy się teraz nad dostępnością wody wodociągowej na przykładzie Wieliczki. W związku z szybki przyrostem mieszkańców i zabudowy, konsumpcja wody z wodociągu rośnie. Nie jest to jednak związane tylko z celami bytowymi, ale w coraz większym stopniu z nawadnianiem przydomowych trawników i ogródków, często zautomatyzowanym. W efekcie podczas długotrwałych upałów w wielu rejonach gminy Wieliczka występują wieczorne spadki ciśnienia wody, co wiąże się z wyłączeniem ogrzewaczy wody, a co za tym idzie, utrudnieniem wzięcia prysznicu czy kąpieli dzieci. Innymi słowy, dostępność w niektórych rejonach Wieliczki wody bywa ograniczona.

Z drugiej strony, po upalnych dniach zwykle przychodzą ulewne deszcze, które co roku zalewają niektóre rejony w okolicy Wieliczki, powodując tzw. powodzie błyskawiczne. Technicznie problem jest oczywiście do rozwiązania, ale wymaga dodatkowych, dużych nakładów finansowych.

Oba problemy można by częściowo zniwelować dzięki mikro retencji. Innymi słowy, gdyby właściciele nieruchomości z ogródkami i basenami gromadzili wodę deszczową, a następnie nawadniali nią ogródki, skala problemu niskiego ciśnienia wody w wodociągu oraz zalewania miasta byłaby mniejsza.

Co władze samorządowe mogą w tym kierunku zrobić? I tu wracamy do ceny wody. Jeśli cena wody byłaby wysoka, byłby to czynnik motywujący do mikro retencji. Z drugiej jednak strony, uderzyłoby to w osoby najuboższe.

Jak pogodzić te dwie kwestie? Gmina ma możliwość wprowadzenia dopłat do cen wody do ograniczonej ilości przypadającej na mieszkańca. Już obecnie niektóre gminy w Polsce stosują taką politykę – przykładem jest Gmina Podgórzyn i zakład wodociągowy Karkonoski System Wodociągów i Kanalizacji. Taryfowa cena wody stosowana przez zakład wodociągowy jest wysoka, bo aż 11 zł za m3. Gmina Podgórzyn jednak dopłaca 1,50 zł do m3, ale tylko do ilości 3 m3 miesięcznie na 1 mieszkańca, czyli średniego zużycia wody w Polsce na osobę. Zatem osoby chcące wykorzystać uzdatnioną wodę ponad miarę, muszą płacić więcej. Poniżej link do dokumentu z cenami wody dla gminy Podgórzyn.

https://kswik.bip.net.pl/kategorie/50-gmina-podgorzyn/artykuly/223-gminy-podgorzyn-w-okresie-od-01012023r-do-30062023r?lang=PL

Taki system dopłat ma też inny pozytywny walor zarządzania gminą. Motywuje do meldowania w gminie nowych mieszkańców i deklarowania nowych osób do opłaty za śmieci, co jest problemem zwłaszcza w Wieliczce, gdzie znaczna część przyjezdnych mieszkańców nie płaci podatków ani opłat za śmieci. W efekcie, często zużycie wody dla danej nieruchomości wskazuje, że zamieszkuje ją kilka osób, a zameldowana i zgłoszona do opłat za śmieci jest tylko jedna.

Wracając do meritum – można sobie wyobrazić, że cena wody w wodociągu w Wieliczce kosztowałaby 5 zł za pierwsze 3 m3 wody, a kolejne – 10 zł m3 . Dodatkowy dochód można wykorzystać na dofinansowanie mikro-retencji i modernizacje infrastruktury wodnej. Wdrożenie konkretnego rozwiązania i cen musi być jednak poprzedzone analizą ekonomiczną i konsultacjami społecznymi. Należy mieć też na uwadze, iż w obecnym stanie prawnym gmina oraz zakłady wodociągowe ma ograniczoną możliwość kształtowania cen taryfowych, ponieważ taryfa ustalana jest na 3 lata do przodu, a jej zamiana wymaga szczegółowego uzasadnienia kosztów i zatwierdzenia przez Wody Polskie. Należy rozważyć, czy z perspektywy w/w kwestii nie lepiej przywrócić radom gminy ustawową kompetencji zatwierdzania taryfowych cen zbiorowego zaopatrywania w wodę i ścieki.

Kozioł przegrał, bo startował. Wieliczka nie dała się ogłupić.

Kurz wyborczy powoli opada, wiec dobrze sobie podsumować kampanię i wynik wyborów w Wieliczce. Wynik, który jest sromotną porażką burmistrza Artura Kozioła i przy okazji wielickiej Koalicji Obywatelskiej.

Ludzi którzy mnie bliżej znają wiedzą, że wątpiłem w to czy Kozioł będzie startował. Po pierwsze, dlatego, że czułem klimat do zmiany burmistrza, a po drugie, że wg mnie biznesowa szara eminencja w Wieliczce potrzebowała układu Kozioła i nie mogła przyzwolić na kandydata, który przegra.

Kiedy minął termin na zgłaszanie kandydatów i okazało się, że Koalicja Obywatelska faktycznie nie zgłosi kandydata, tylko poprze Kozioła, spełnił się dla mnie najbardziej optymistyczny scenariusz. Bo przecież do ostatniego dnia zgłaszania kandydatów nie można było wykluczyć, że KO wystawi nową osobę, a Artur Kozioł wycofa swoją kandydaturę, przekazując nowej twarzy swoje poparcie. A nowej twarzy z obozu Kozioła czy Koalicji Obywatelskiej obawiałbym się dużo bardziej, niż Kozioła, którego wielu ludzi miało już po prostu dość po tych 18 latach. Nowy kandydat dla ludzi byłaby zmianą, choć układ pozostał by po staremu. Tak jak w Niepołomicach, gdzie nowy burmistrz zapewne będzie kierowany przez poprzedników. Gdyby kandydatką KO była choćby Anna Polańska, trudno byłoby jej cokolwiek zarzucić. Przecież nie można jej winić za grzechy Kozioła, a nawet gdybym to robił, to zyskałbym więcej wrogów, niż zwolenników.

Cieszy mnie niezmiernie, że mieszkańcy Wieliczki i okolic nie dali się ogłupić kolejnymi obietnicami i wizerunkami Kozioła na każdym kroku. Takiej dawki propagandy to nikt się nie spodziewał. Ale jak widać, na nic się zdało. Na nic zdało się też poparcie 5 komitetów. Ludzie w Wieliczce, myślę że też dzięki mojej kilkuletniej działalności informacyjno-edukacyjnej, nie dali się ogłupić.

7 kwietnia pękła bańka, w której Artur Kozioł i jego środowisko żyło sobie w ostatnim czasie. Czytali i wierzyli w propagandę, którą sobie tworzyli. Myśleli, że jak zablokowali Pana Bartka na wszystkich profilach urzędowych na Facebooku, to uda się zakłamać rzeczywistość. Jeszcze w piątek przed wyborami, 5 kwietnia, rozmawiałem z wpływową osobą blisko układu Koziołowego, która wyliczała procenty kandydatów na burmistrza. I wychodziło, że Kozioł miał mieć ponad 50% w I turze… Mnie dawali tam 8-10%. Nie wiadomo na jakich podstawach. Skoro w wyborach na Senatora, przy bardzo skromniej kampanii miałem w Wieliczce 12%, to trzeba było być ignorantem, żeby dawać mi gorszy wynik w wyborach na burmistrza, mając szerszy komitet i bogatszą kampanię. Ostatecznie wyszło mi 16%, a Koziołowi 34%. Wygrałem z Koziołem w 3 komisjach: Strumiany, Wegrzce Wielkie i Osiedle Bogucice.

Po wynikach I tury faworytem był Rafał Ślęczka, który miał taki wynik jak Kozioł – 34%, a ponadto mógł liczyć na głosy przeciwników Kozioła. Już nawet statystycznie rzecz biorąc, jeśli urzędujący gospodarz w I turze nie wygrywa zdecydowanie, to ma bardzo niskie prawdopodobieństwo wygranej w II turze. Bo świadczy to klimacie do zmiany. I tak było w przypadku Wieliczki.

W dniu II tury wyborów miałem przygotowaną symulację głosów i rozpiskę na każdą komisję. Liczyłem na to, że w rejonach, w których Rafał Ślęczka wygrał zdecydowanie, znów wygra. A w rejonach, gdzie w I turze wygrał Kozioł, wystarczył remis albo nawet niewielka przegrana. Przykładowo, w Brzegach nawet porażka 20 głosami była dobra dla Rafała Ślęczki. I akurat z Brzegów miałem pierwszą informację – okazało się, że Rafał Ślęczka wygrał tam 20 głosami! To był wyznacznik, który wskazywał, że Kozioł dostanie łomot. Następne były głosy z Małej Wsi – tu remis brałbym w ciemno – a okazało się, że głosów na Ślęczkę było o połowę więcej niż na Kozioła – 240 do 150! Wtedy było już pewne, że Ślęczka wygra. Jednak głosy z Węgrzc Wielkich to już była miazga – dwa razy więcej na Śleczkę niż na Kozioła 579 do 292. Takiego wyniku nikt się nie spodziewał. W Węgrzcach Wielkich względem I tury Kozioł stracił prawie 50 głosów, a Ślęczka zyskał aż 350 – czyli niemal tyle, co ja uzyskałem w I turze. Podobnie było na osiedlu Bogucice.

W II turze Kozioł dostał srogi łomot, wygrywając tylko w 3 z ok 40 komisji. Ostateczny wynik 61% do 39% to większa przepaść, niż sobie wyobrażałem, bo liczyłem bardziej na 55% do 45%. Okazało się jednak, że moi wyborcy z I tury poszli na II turę wyborów i zagłosowali przeciwko Koziołowi. Zapewne swoje zrobiło moje oświadczenie w Internecie oraz akcja z banerami, plakatami i ulotkami wzywające do pójścia no wybory i oddanie głosu na nowego burmistrza, ale i cała moja działalność – w tym książka „Wieliczka – miasto grzechu. Od samorządu do nierządu”, która się w kampanii dobrze rozchodziła.

Oprócz zmęczenia mieszkańców Koziołem, było też kilka innych powodów przegranej. Po pierwsze – ludzie mieli szerszy wybór. Pisałem o tym przed wyborami, że Kozioł będzie miał silniejszych konkurentów niż w poprzednich latach i już samo to doprowadzi do II tury. Po drugie, ludzie są w stanie władzy wiele wybaczyć, dopóki mają wodę w kranie. Czystą wodę w kranie. A tego w ostatnich latach nie ma – jakość wody w Wieliczce się pogorszyła. Po trzecie, tak tępej propagandy i banerozy ludzie mieli dość. Kozioł bał się otwartych spotkań, bał się debaty. To też pokazuje, jak niski poziom mediów i demokracji jest w Wieliczce, skoro walka wyborcza odbywała się w odosobnieniu. Debata była tylko jedna, współorganizowana przez mój komitet przed I turą. Poprowadziła Pani Marzena Gitler w Centrum Kultury i Turystyki w Wieliczce. Ale odważnych kandydatów było tylko dwóch, Bartłomiej Krzych i Przemysław Staroń. Przed II turą nie było żadnej debaty.

Artur Kozioł przegrał, ale pewnie jakoś da sobie radę, choć politycznie jest spalony po takiej przegranej mimo kampanii na bogato i szerokiemu poparciu polityków – tu też warto się zastanowić, czy takie polityczne zabiegi mają sens w wyborach samorządowych.

Gorzej będą mieć sympatycy Kozioła, którzy go tak ochoczo popierali w tej kampanii, licząc na to, że wygra i się odwdzięczy. No raczej się nie odwdzięczy, a fotki z kampanii pozostaną w Internecie, a ludzie i nowe władze będą pamiętać, kto bronił chorego układu i walczył przeciwko zmianie.

Ja się ogromnie cieszę, że wraz niezależnymi kandydatami z komitetu Otwarta Wieliczka przeprowadziliśmy wspaniałą kampanię i od początku byliśmy za zmianą, która zdecydowanie wygrała.

Oświadczenie w sprawie II tury wyborów w Wieliczce

Poniżej oficjalne stanowisko Pana Bartka – Bartłomieja Krzycha w sprawie II tury wyborów na burmistrza Wieliczki

Poniżej wersja tekstowa:

Wieliczka, 14 kwietnia 2024 r.

OŚWIADCZENIE

W sprawie wyborów na burmistrza Wieliczki

W II turze wyborów 21 kwietnia mieszkańcy Wieliczki i sołectw będą mieli do wyboru obecnego burmistrza Artura Kozioła i byłego wiceburmistrza Rafała Ślęczkę, którzy w I turze uzyskali podobną ilość głosów: po 34%.

Te wybory były dla mnie ogromnym poświęceniem. Wziąłem w nich udział, ponieważ uznałem, że w Wieliczce konieczna jest zmiana. I nadal tak uważam, że burmistrza trzeba zmienić. A że nie na mnie – no cóż – taki był wybór mieszkańców i trzeba to uszanować. Gratuluję Rafałowi Ślęczce dobrego wyniku.

Wyniki I tury wskazują, że moi wyborcy zdecydują o przyszłości Wieliczki. Osobiście nie wierzę w zagrywki z przekazywaniem poparcia z fotkami wspólnych uścisków dłoni czy podpisywania papierów. Moi wyborcy to nie owce, które można zapędzić do odpowiedniej zagrody.

Ponad 4 tys. wyborców (16%) chciało Bartłomieja Krzycha na burmistrza Wieliczki. Krzycha, który pali drewnem, jeździ „dizlem”, walczy z „patodeweloperką” i domaga się lepszej wody w kranie, a do tego jest uczynny, konkretny i prawdziwy. Uważam, że Pan Rafał Ślęczka powinien sam ich przekonać do głosowania w II turze, bo nie uzyska „z automatu” moich głosów tylko w imię zmiany burmistrza.

Przy okazji dziękuję moim wyborcom za głosy, które oprócz trzeciego wyniku na burmistrza, pozwoliły mi dostać się do rady miejskiej z najwyższym wynikiem w okręgu, znacznie przebijając moich konkurentów: obecnego wiceburmistrza Piotra Krupę i przewodniczącego rady Tadeusza Lurańca.

Dziękuję też kandydatom Otwarta Wieliczka za udział w wyborach. Mamy 2 radnych. To była wspaniała przygoda i doświadczenie, które będzie procentować w przyszłych działaniach dla dobra Wieliczki i okolic.

Bartłomiej Krzych

Debata wyborcza w Wieliczce. Tylko 2 odważnych kandydatów

W piątkowy wieczór, 22 marca, w Centrum Kultury i Turystyki w Wieliczce odbyła się debata kandydatów na burmistrza. Ze wszystkich pięciu startujących kandydatów zjawiło się tylko dwóch…

W przeciwieństwie do Krakowa i innych miast, do tej pory nie było w Wieliczce żadnej debaty. Z inicjatywą przedwyborczego pojedynku kandydatów wyszedł komitet Otwarta Wieliczka, z którego kandyduje Bartłomiej Krzych. Z zaproszenia skorzystał jednak tylko Przemysław Staroń z komitetu Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy. Troje pozostałych kandydatów, startujących z własnych komitetów: Joanna Kordula, Rafał Ślęczka oraz urzędujący burmistrz Artur Kozioł – mimo zaproszenia nie zjawiło się na debacie.

Debatę prowadziła Marzena Gitler, dziennikarka na bieżąco zajmująca się tematami Wieliczki. Kolejność odpowiedzi losowana była monetą. Najciekawszą częścią była „krótka piłka”, czyli szybkie pytania i szybkie odpowiedzi „Tak” lub „Nie”. Na wszystkie 4 pytania Krzych odpowiedział „Nie”: nie chce przyłączenia Wieliczki do Krakowa, nie chce szpitala w Wieliczce, nie chce szkoły wyższej w Wieliczce i nie chce utrzymywać ośrodka dla uchodźców w Grabiu. „Nie” dla połączenia z Krakowem argumentował mniejszą autonomią w działaniach i podporządkowanie się władzy, na którą mieszkańcy nie mają wpływu. „Nie” dla szpitala i uczelni argumentował tym, że wieliczanie mają blisko Kraków, z którym w kwestiach szpitali i uczelni Wieliczka nie wygra. „Nie” dla ośrodka dla uchodźców argumentował tym, że powinny one być w miastach, które się wyludniają, a nie w Wieliczce, która ma przepełnione szkoły i przedszkola.

Przemysław Staroń „nie” odpowiedział co do przyłączenia Wieliczki do Krakowa oraz budowy szkoły wyższej, a „tak” dla szpitala i utrzymywania ośrodka dla uchodźców Wieliczce. „Nie” dla łączenia z Krakowem argumentował podobnie do Krzycha, a co do uczelni wyższej stwierdził, że najpierw trzeba odpowiednio zadbać o szkoły podstawowe i przedszkola. Co do ośrodka dla uchodźców opowiedział się na „tak”, dodając, że należy pomagać na „odpowiednim poziomie”. Staroń odpowiedział „tak” dla szpitala w Wieliczce, ale pod pewnymi warunkami finansowymi.

W dalszej części debaty obaj kandydaci zgodzili się co do bardzo trudnej sytuacji finansowej Wieliczki, która będzie wymagać podnoszenia opłat i cięć wydatków. Staroń wskazywał, że burmistrz Kozioł postawił przyszłe władze Wieliczki z ogromnymi długami do spłacenia. Krzych przywołał opinię Regionalnej Izby Obrachunkowej ze stycznia br., z której wynika, że miastu grozi przymusowy program naprawczy. Obaj kandydaci zgodzili się, że Wieliczka nie jest przygotowana na przyjmowanie nowych mieszkańców, ze względu na brak odpowiedniej infrastruktury.

Padły też pytania od publiczności, m.in. dotyczące S7. Obaj kandydaci deklarowali sprzeciw wobec przebiegu nowego odcinka drogi ekspresowej z Krakowa do Myślenic przez Wieliczkę. Krzych zarzucił przy okazji obecnemu burmistrzowi Arturowi Koziołowi, że nie pojawiał się na ważnych spotkaniach dotyczących wariantów S7, nawet w tych które były w urzędzie.

W końcowej fazie debaty konkurenci zadawali pytania sobie nawzajem. Krzych zapytał Staronia jak chce połączyć nowe inwestycje w Wieliczce z hasłem „niskie i proste podatki”, które promuje Konfederacja. Staroń odwdzięczył się pytaniem skąd Krzych chce wziąć pieniądze na swój pomysł – budowę amfiteatru, skoro Wieliczka jest w kryzysie finansowym. Obaj odpowiedzieli sobie w podobnym tonie, że najpierw konieczne będzie uporządkowanie finansów, a inwestycje można finansować ze środków zewnętrznych.

Nie zabrakło też zabawnej małej sprzeczki. Przemysław Staroń kilkukrotnie zwrócił się do Bartłomieja Krzycha mówiąc „Panie Bartoszu”. Za czwartym razem Krzych przerwał wypowiedź Staroniowi i powiedział „Przemku, ja jestem Bartłomiej. Jeśli mówisz do mnie Bartosz, to tak jak byś do Agnieszki mówił Agato” – na co publiczność zareagowała śmiechem.

Na koniec kandydaci wydali krótkie oświadczenia. Przemysław Staroń zapewniał, że będzie sprzeciwiał ograniczaniu praw obywatelskich i bronił wolności. Przedstawił hasło wyborcze „Łączy nas wolność”, która w ocenie Staronia w najbliższych latach będzie zagrożona. Zaznaczył, że potrzebny jest samorząd, który będzie potrafił sprzeciwić się chaotycznej polityce idącej od góry. Zachęcił do głosowania na komitet Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców.

Bartłomiej Krzych zarzucił nieobecnym konkurentom, że to wyraz ich braku szacunku dla mieszkańców. Powiedział, że kandyduje z hasłem „prawdziwy burmistrz”, który nie boi się ludzi i trudnych zadań. Zachęcał do głosowania na kandydatów Otwartej Wieliczki, którzy według Krzycha są kandydatami niezależnymi, mającymi odwagę i chęć bronić interesów mieszkańców Wieliczki, a nie deweloperów czy partii. Skrytykował masową „banerozę” w mieście i zachęcił wyborców do rozmów między sobą o tych wyborach.

Obaj kandydaci na koniec życzyli mieszkańcom wesołych świąt wielkanocnych. Warto wspomnieć, że debacie przysłuchiwał się Adam Kociołek, starosta wielicki.

Podsumowując debatę prowadząca Marzena Gitler zachęcała mieszkańców do dopisania się do spisu wyborców i zakończyła debatę z nadzieją, że w Wieliczce wygra demokracja.

Zapis video z debaty poniżej:

Kominek, rajdówka, czy krawężnik? Kogo wybiorą Wieliczanie?

W najbliższych wyborach na burmistrza i do rady miejskiej w Wieliczce zapowiadają się 4 znaczące komitety: Otwarta Wieliczka, komitet Rafała Ślęczki, komitet Artura Kozioła oraz Koalicja Obywatelska. Oczywiście do rejestracji kandydatów i wyborów jeszcze jest czas, wszystko się może zmienić i może pojawia się „czarne konie zawodów”, ale przeanalizujmy to, co obecnie mówią ludzie „na mieście”.

Formalnie kampania wyborcza się jeszcze nie zaczęła, ale obóz obecnego burmistrza Artura Kozioła już gra nieuczciwie. W okolicy Wieliczki już pojawiły się billboardy reklamujące komitet Porozumienie Samorządowe i ludzi związanych z burmistrzem Arturem Koziołem – m.in. Łukaszem Sadkiewiczem – prezesem basenu, aspirującym na stanowisko starosty, które obecnie piastuje Adam Kociołek, który z kolei musiał „sprzątać bałagan” i wyprowadzać powiat z nadmiernego zadłużenia po rządach Sadkiewicza i Jacka Juszkiewicza (którzy kierowali Powiatem w latach 2014-2018). Na bilboardzie Sadkiewicza widzimy hasło z nową szkołą średnią. Pytanie, dlaczego jak był u władzy to nie budował nowej szkoły, tylko rozbudowywał stare?

Wiele można Koziołowi i jego ludziom zarzucić, ale w tępej propagandzie i ogłupianiu ludzi są mistrzami lepszymi od Jacka Kurskiego z TVP. Najlepiej o tym świadczy co miesięczna gazetka Puls Wieliczki, gdzie Kozioła na zdjęciach można czasem zobaczyć na pierwszych 15 stronach. Redaktor tej urzędowej gazetki, Pani  Magdalena Kot, dyrektorka CKIT, robi burmistrzowi propagandę jakiej nie ma w żadnym innym mieście.

Prowadzenie kampanii przed oficjalnym ogłoszeniem komitetu jest niezgodne z prawem – kodeksem wyborczym, ale grożą za to tylko kary grzywny, które ewentualnie będzie trzeba zapłacić po wyborach. Świadczy to jednak dobitnie o braku poszanowania prawa i nieuczciwości ludzi Kozioła i jego Porozumienia Samorządowego.

Wracając do wyborów – na ten moment można brać pod uwagę trzech kandydatów na burmistrza. Pan Bartek – czyli Bartłomiej Krzych działacz społeczny znany z walki o kominki i prawo do palenia drewnem, Rafał Ślęczka – obecny radny miejski i sekretarz starostwa powiatowego, znany z zamiłowania do rajdówek oraz Artur Kozioł, obecny burmistrz Wieliczki, ostatnio znany z krawężnika od ścieżki rowerowej, wstawionego na głównym wjeździe do Wieliczki od Krakowa. Ponoć Kozioł zabiega o poparcie Koalicji Obywatelskiej i prosi, by nie wystawiali kandydata w zamian za stanowisko menedżera w Przychodni SPZLO na Szpunara. Takie chodzą plotki, choć tak naprawdę nie jest pewne czy Kozioł będzie kandydował na burmistrza, bo kto się choć trochę orientuje to wie, że narobił długów i za bardzo nie ma czym już ludzi przekupić, więc chce z Wieliczki chce uciec do krajowej polityki

Rozpoczynając analizę tego, co może się wydarzyć po wyborach 7 kwietnia 2024, wróćmy do poprzednich wyborów w październiku 2018. Wybory na burmistrza wygrał wtedy zdecydowanie urzędujący już wtedy burmistrz Artur Kozioł, uzyskując 57% poparcia. Jego rywalami były dwie kobiety, ówczesna już poseł Urszula Rusecka z komitetu PiS, która zyskała 29% oraz Joanna Kordula z Koalicji Obywatelskiej, wcześniej mało znana w lokalnej polityce. Dostała 14% głosów.

W nadchodzących wyborach wynik zapowiada się już zupełnie inaczej. Po pierwsze, Artur Kozioł nie będzie już postrzegany jako „młody, konserwatywny, niezależny  samorządowiec” z sukcesami, bo po spartaczeniu kanalizacji deszczowej przez co Wieliczkę zalewa powódź co roku, a następnie zmarnowaniu 20 mln dotacji na budowę zbiorników retencyjnych trudno go mieć za dobrego samorządowca.

Po drugie, ma za sobą szereg afer w urzędzie związanych z deweloperami i nie tylko, wiele niespełnionych obietnic i klap wizerunkowych oraz łatkę partyjną związaną z wyborami do Sejmu, gdzie startował  z list Koalicji Obywatelskiej z okręgu krakowskiego. Zatem nie dość, że zmienił front z pro-PiS na anty-PiS, to jeszcze chciał uciec z Wieliczki.

Po trzecie, będzie miał trudniejszych oponentów. Nie będzie to już tak jak w 2018 roku, kiedy były to dwie kobiety, które statystycznie są rzadziej wybierane. Nie będą to tak jak w 2018 roku kandydaci z logo partyjnym PO-PIS. Będą natomiast to dwaj młodzi i popularni kandydaci z własnych komitetów, mających też znanych kandydatów do rady miejskiej. Sam Rafał Ślęczka ma dużo sympatyków w urzędzie, bo wcześniej był wiceburmistrzem. Ponadto publicznie poparła go już poseł Urszula Rusecka (w radio Kraków). Poparcie Bartłomieja Krzycha zapowiedzieli m.in. znany wielicki przedsiębiorca Bogdan Śmigielski oraz radny miejski Kazimierz Windak. To wszystko sprawi, że Artur Kozioł nie wygra już w I turze tak jak ostatnio, a prawdopodobnie przegra w II turze, bo mieszkańcy mają już dość kolesiostwa, tępej propagandy, błędów i wstydu za Wieliczkę. Zapewne lokalny układ urzędowo-biznesowy będzie popierał Artura Kozioła i jego ekipę, ale trzeba mieć na uwadze dwa czynniki. Po pierwsze, w ostatnich 5 latach do Wieliczki przybyło bardzo dużo nowych mieszkańców, głównie młodych i bardziej świadomych, korzystających z mediów społecznościowych. Po drugie, frekwencja w wyborach to nie będzie już 40-50% jak w poprzednich wyborach, ale bardziej 70%. I do urn pójdą ludzie, którzy nie są w urzędowej sitwie, ale w ostatnich latach poznali jak ona działa na własnej skórze i dostrzegają zaniedbania władzy.

Zapewne nie będziemy mieli wiarygodnych sondaży dla Wieliczki i na ten moment nie miałyby one większego sensu, bo preferencje wyborcze rozstrzygną się w kampanii. Można przyjąć pewne założenia i sformułować prognozę wyborczą. Zastanówmy się jak może wyglądać przyszła rada miejska, co również ma istotne znaczenia, bo bez większości w radzie burmistrzowi trudniej działać.

W poprzednich wyborach w 2018 r. do rady miejskiej w Wieliczce komitet Artura Kozioła miał 44% poparcia i wprowadził 11 radnych. PiS miał 29% i wprowadził 8 radnych, a KO 19 % i 4 radnych. Zatem komitet burmistrza Kozioła nie miał większości w radzie i potrzebował koalicji z KO, która niestety popierała jego głupie pomysły budowy „pseudoszpitala” na ul. Szpunara i broniła przed skargami mieszkańców (wszystkie uznano za bezzasadne).

Jak może się kształtować rozkład radnych po nadchodzących wyborach 7 kwietnia 2024?

Zasadniczą zmianą będzie to, że pojawi się nowa, niezależna siła – Otwarta Wieliczka, której nie było w poprzednich wyborach. Zainteresowanie komitetem jest duże i można liczyć na wystawienie pełnych list radnych we wszystkich 3 okręgach. Kolejną zasadniczą zmianą jest też to, że Rafał Ślęczka, który w poprzednich wyborach startował do rady z komitetu Artura Kozioła, teraz ma tworzyć swój własny komitet, co znacząco zmienia układ sił.

Wybory do rady miejskiej odbywają się w trzech okręgach: okręg 1 – Miasto Wieliczka, Okręg 2 – południowe wsie (wokół Koźmic Wielkich) oraz okręg 3 – północne wsie (wokół Węgrzc Wielkich). Mandaty (czyli miejsca w radzie) rozdzielone są tak, że z miasta wchodzi 8 radnych, z południowych wsi 8 radnych, a z północnych 7 radnych. W uproszczeniu obrazuje to poniższa mapka.

Ilość radnych w okręgu dla poszczególnych komitetów przydzielana jest tzw. metodą d’Hondta, opisaną poniżej w linku, gdzie można też samemu dokonać symulacji:

https://fklar.pl/przeliczanie-poparcia-na-mandaty-metoda-dhondta/#results

Zacznijmy od okręgu 1 – miasto. W 2018 roku komitet Artura Kozioła miał 31% głosów oraz 3 radnych. Komitet PiS 28% i również 3 radnych. Komitet PO miał 25% i 2 radnych. Pozostałe komitety nie przekroczyły realnego progu 10%. Jak będą się kształtować te wyniki w 2024 roku? W scenariuszu bazowym można założyć, że wszystkie 4 komitety będą miały między 20 a 30%, co przełoży się po 2 radnych dla każdego komitetu. Przykładowy rozkład głosów i mandatów jest w poniżej tabeli. Warto mieć na uwadze, że zarówno 20% jak i 29% może dać ten sam wynik jeśli chodzi i ilość kandydatów, którzy wejdą do rady.

Okręg 1 – Miasto Wieliczka – symulacja wyborów 

https://fklar.pl/przeliczanie-poparcia-na-mandaty-metoda-dhondta/#results

W drugim okręgu (południowe wsie wokół Koźmic Wielkich) komitet Artura Kozioła w 2018 roku miał 52% poparcia, co dało 4 mandaty. PiS miał 33% i 3 mandaty, a KO 12% i 1 mandat. Ta sytuacja się z pewnością zmieni, bo wysoki wynik komitetu Kozioła zrobiony był głównie dzięki Rafałowi Ślęczce, który pochodzi z tego rejonu i w poprzednich wyborach zrobił najwyższy wynik wśród kandydatów. Teraz Ślęczka tworzy swój i komitet ma być kandydatem na burmistrza. Do gry w tym okręgu wejdzie Otwarta Wieliczka z bardzo uczynnym radnym Kazimierzem Windakiem na czele, co też osłabi wynik obozu Artura Kozioła.

Mając na uwadze powyższe względy, rozkład głosów i mandatów w tym okręgu może kształtować się tak jak w tabeli.

Okręg 2 – południowe wsie (wokół Koźmic Wielkich) symulacja wyborów 

W okręgu 3 (północne wsie wokół Węgrzc Wielkich) w 2018 roku obóz Kozioła miał 50% poparcia i 4 radnych. PiS 28% i 2 radnych, a KO 18% i 1 radnego. Najwięcej głosów zdobył wtedy Tadeusz Luraniec, ale obecnie jego notowania mocno spadły po tym, jak ludzie dowiedzieli się, że w 2016 roku zgodził się na blokowiska miedzy domami w Śledziejowicach, Zabawie Strumianach i Czarnochowicach, gdzie wyrasta blok za blokiem. Ponadto nie chciał wyjaśnić afery z fałszerstwem dokumentów związanych ze sprzedażą działek wiejskich Śledziejowic i podrobieniem listy obecności. Tym fałszerstwem, potwierdzonym już przez prokuraturę pozbawiono prawa mieszkańców do decydowania o milionach złotych. Do tego niespełnione obietnice Kozioła dla Węgrzc Wielkich o budowie ronda, orlika i adaptacji sal w szkole. Obietnic zawartych w kontrakcie wyborczym nie spełniono też dla Kokotowa. Mieszkańcy północy gminy przekonali się również, że nie mają żadnego dodatkowego pożytku ze strefy gospodarczej w Kokotowie/Brzegach, tylko rozjeżdżone drogi i błąkające się TIRy. Do tego jakość wody zamiast się polepszyć, to się pogorszyła – często jest brudna. W tym okręgu można liczyć na to, że komitet Artura Kozioła mocno straci, a Otwarta Wieliczka z pochodzącym z tego rejonu Panem Bartkiem (Krzychem) będzie mieć bardzo dobry wynik, za działalność przeciwko budowie bloków i hal przemysłowych między domami w Węgrzcach Wielkich, a ponadto aktywność w szkolnej Radzie Rodziców i sukcesy w budżecie obywatelskim, z którego w końcu zrobiono ścieżkę spacerową.

Okręg 3 – północne wsie (wokół Węgrzc Wielkich) – symulacja wyborów 

Gdyby tak ułożyły się głosy, obóz Artura Kozioła miał by w radzie miejskiej w sumie 6 radnych, Koalicja Obywatelska 4 radnych, komitet Rafała Ślęczki 7 radnych, a Otwarta Wieliczka 6 radnych. Oznaczałoby to, że obecny układ Kozioła i Koalicji Obywatelskiej mógłby stracić większość władzy, zwłaszcza gdy zmieniłby się burmistrz, co wydaje się bardzo prawdopodobne.

Trzeba mieć na uwadze, że na ten moment wszystko co jest w tym artykule opisane to spekulacje i symulacje oparte na tym, jak mogą zmienić się wyniki w stosunku do poprzednich wyborów z 2018 roku. Ostateczne wyniki będą zależały od tego, jakich kandydatów na radnych przedstawią komitety i jak poprowadzą kampanię wyborczą, choć od razu trzeba zaznaczyć, że burmistrz Artur Kozioł i jego urzędowa świta propagandową kampanię wyborczą prowadzą na okrągło i tego ludzie mają już dość. Natomiast kampania jest polem do działania dla nowych osób, które z pewnością pojawią się zwłaszcza na listach Otwartej Wieliczki.

Bez względu kto wygra wybory, nadchodząca kadencja będzie trudna dla każdego burmistrza, ponieważ Artur Kozioł za przyzwoleniem swoich radnych i radnych KO, doprowadził gminę na skraj bankructwa. Wieliczka jako JEDYNA z wielu gmin podlegających Regionalnej Izbie Obrachunkowej ma postępowanie nadzorcze dotyczące limitu zadłużenia, nierealnych prognoz finansowych i groźby wymuszenia planu naprawczego (drastyczne cięcia wydatków i wzrost opłat i podatków). Podczas ostatnich obrad skarbnik gminy Krzysztof Pakuła publicznie przyznał, że gmina prosiła kontrahentów o wydłużenie terminów płatności, bo brakowało pieniędzy. Ponadto wiele ważnych spraw zostało zaniedbanych i jest w rozgardiaszu, jak choćby nowe plany zagospodarowania i infrastruktura.

Tak czy inaczej, zapowiada się wiatr zmian, który może wywrócić starą wielicką układankę, która trzyma się w Wieliczce przez wiele lat, bez względu na to, jaka ekipa była w rządzie w Warszawie.

foto z 25 stycznia, info wieliczka/Grupa Wieliczanie i Wieliczka na FB

Radny Windak najbardziej aktywny. Hartabuz najmniej.

foto: FB Rafał Ślęczka

Według statystyki wypowiedzi podczas obrad oraz złożonych pisemnych interpelacji, w kończącej się kadencji Rady Miejskiej to Kazimierz Windak był najbardziej aktywnym radnym. Wypowiadał się łącznie 462 minuty i podpisał się pod 25 Interpelacjami. Najczęściej też odnosił się w dyskusji do wypowiedzi innych radnych (Ad vocem).

Serwis esesja.pl umożliwia wgląd w statystyki wystąpień radnych. I tak najwięcej minut wypowiedzi naliczono radnemu Michałowi Roehlichowi, który przemawiał w tej kadencji 738 minut. Następni są Kazimierzowi Windak – 462 minuty oraz Stanisław Dziedzic – 418 minut. Najmniej aktywnym radnym był Włodzimierz Hartabuz z Sygneczowa, który nie wypowiadał się wcale – system pokazuje 0 minut, choć uczestniczył we wszystkich obradach rady. Hartabuz nie składał też żadnej interpelacji.

Najwięcej pisemnych interpelacji i zapytań złożyli Rafał Ślęczka i Kazimierz Windak. Oboje złożyli 7 indywidualnych oraz dodatkowo 18 jako grupa radnych. Jeśli chodzi o interpelacje indywidualne, najwięcej złożył ich radny Kamil Jastrzębski, tj. 8 – z czego 1 w roku 2019 i 7 w roku 2020.

Większość radnych (głównie związanych z burmistrzem Arturem Koziołem) nie złożyła żadnej pisemnej interpelacji ani zapytania.

Radny Kazimierz Windak najczęściej też odnosił się do wypowiedzi innych radnych podczas obrad (tzw. Ad vocem). Robił to 128 razy, najczęściej w kontrze do radnego Piotra Ptaka, który z Ad vocem skorzystał 122 razy. 90 razy z Ad vocem w dyskusji skorzystali radna Joanna Kordula i Michał Roehlich.

Wszyscy radni mieli wysoką, ponad 85% frekwencję w posiedzeniach rady.

Radny Kazimierz Windak wielokrotnie krytykował burmistrza Artura Kozioła za brak wysłania zawiadomień o podwyżce opłat za śmieci, a następnie wysyłanie wezwań do zapłaty wstecz. Ponadto wskazywał na fałszerstwo dokumentów w urzędzie, dotyczące Śledziejowic, co przewodniczący rady Tadeusz Luraniec chciał ukryć, mimo iż miał obowiązek podjąć działania. Obrazuje to fragment dyskusji podczas obrad (1 minuta).

Ze względu na to, iż radny Windak od początku kadencji był niepokorny wobec burmistrza Artura Kozioła, został podany do prokuratury za rzekome przywłaszczenie pieniędzy i ukrywanie dokumentów, co okazało się nieprawdą. Śledztwo zostało umorzone, a radny Kazimierz Windak wydał publiczne oświadczenie podczas obrad.

Interpelacje radnych

https://bip.malopolska.pl/umigwieliczka,m,314801,interpelacje-radnych.html

Wypowiedzi radnych w kadencji 2018-2023

https://wieliczka.esesja.pl/