Mieszkańcy Strumian, Śledziejowic i Czarnochowic w tym roku na zebrania wiejskie przyszli po coś więcej, niż tylko pogaduszki i obietnice. I w dużej mierze osiągnęli swój cel, co niewątpliwie jest bolesnym policzkiem dla przedstawicieli burmistrza, którzy przywykli do tego, iż na zebraniach wiejskich uchwalane jest tylko to, co burmistrzowi pasuje. Zwłaszcza, że chodzi o grube miliony…
We wrześniu 2020 odbyła się seria zebrań wiejskich w gminie Wieliczka. W tym roku były to zebrania uwzględniające również kwestie, które są zwykle załatwiane na wiosnę (przez COVID-19 się nie odbyły). Miałem przyjemność uczestniczyć w trzech zebraniach: u siebie Strumianach oraz gościnnie jako doradca w Śledziejowicach i Czarnochowicach. O każdym z tych zebrań tu wspomnę, bo tym razem mieszkańcy na te zebrania przyszli po coś więcej, niż tylko chaotyczne pogadanki i głosowania pod dyktando sekretarza gminy.
Zacznijmy od tego, że wedle prawa (statutów sołeckich) „w zebraniu wiejskim biorą udział mieszkańcy oraz zaproszeni goście”. To oznacza, że ani radni miejscy, ani burmistrz, ani tym bardziej sekretarz gminy nie mają żadnych dodatkowych praw – WRĘCZ PRZECIWNIE – jeśli nie są mieszkańcami, są tylko gośćmi, którzy za zgodą przewodniczącego zebrania mogą się wypowiedzieć, na przykład odpowiadając na pytania mieszkańców. Nie mogą głosować, o ile nie są mieszkańcami danego sołectwa. Jedynie w przypadku zwołania zebrania przez burmistrza, może on prowadzić zebranie (udzielać głosu, zarządzać pod głosowanie) lub wyznaczyć do tego sekretarza. Takie sytuacje się jednak nie zdarzają i (przynajmniej formalnie) zebrania zwołuje i prowadzi sołtys wsi, który odpowiada za prawidłowy przebieg zebrania. Należy przy tym pamiętać, że nie ma on na zebraniu żadnych dodatkowych uprawnień poza prowadzeniem zebrania – decydującym organem jest zebranie wiejskie – a więc grono mieszkańców obecnych na zebraniu, wpisanych na listę. To oni w głosowaniu decydują co do uchwał, wniosków czy kwestii spornych – nie sołtys. Ani burmistrz, ani sekretarz nie mają prawa nakazywać mieszkańcom co mają robić na zebraniu, a co nie. Nie mogą decydować kto bierze udział w zebraniu, a kto nie. Burmistrz i sekretarz są jedynie opłacanymi przez mieszkańców urzędnikami, którzy po uprzednim zaproszeniu mogą brać udział w zebraniu, jedynie w celu odpowiadania mieszkańcom na pytania. Jakakolwiek samowolna ingerencja ze strony władz (burmistrza, sekretarza, radnych) to łamanie prawa i zaburzanie oddolnej demokracji bezpośredniej. Ewentualne nieprawidłowości co do prowadzenia zebrania wiejskiego czy działalności sołectwa (czy osiedla) mogą być przedmiotem skargi do Rady Miejskiej.
Dwie takie skargi na sołtysów były składane pod koniec zeszłego roku: dotyczyły Koźmic Wielkich oraz Węgrzc Wielkich. Skarga na sołtysa Koźmic Wielkich dotyczyła złamania statutu sołeckiego, ponieważ sołtys nie zwołał zebrania, do którego był prawnie zobligowany po przyjęciu pisemnego wniosku ok 40 mieszkańców (wystarczy 15 osób pod wnioskiem). Mieszkańcy zostali poniekąd oszukani przez sołtysa, ponieważ ich zebranie wiejskie, które wyznaczyli na konkrety dzień miało dotyczyć rozdysponowania środków finansowych z funduszu sołeckiego. Sprawa opisana jest w artykule:
https://glos24.pl/wieliczka-bronia-swojego-soltysa-jak-niepodleglosci
Druga skarga dotyczyła sołtys Węgrzc Wielkich i dotyczyła odmowy przyjęcia pisemnego wniosku mieszkańców, a zebranie (zwołane rzekomo z inicjatywy Rady Sołeckiej) na które przyszło ponad 120 osób (takiej frekwencji nie było od wielu lat) było prowadzone chaotycznie niezgodnie z przepisami. Prowadząca decydowała o wszystkim nie poddając pod głosowanie żadnej sprawy – a na koniec przerwała zebranie na miesiąc sama ustalając termin. Sprawa była bardzo głośnia i opisana jest w poniższych artykułach:
https://glos24.pl/czy-wegrzce-straca-dzialke-warta-30-milionow
https://glos24.pl/gmina-wieliczka-nerwowo-w-wegrzcach–czy-mieszkancy-zablokuja-strefe-gospodarcza
https://glos24.pl/wegrzce-wielkie-jest-zgoda-na-sprzedaz-ale-warunkowa
Przejdźmy teraz do zebrań, które odbyły się w tym roku (odbywały się w każdej wsi). Zebranie te musiały się odbyć głownie z 2 powodów – zatwierdzenia sprawozdania sołtysa oraz rozdysponowania funduszy sołeckich – a więc pieniędzy którzy są do dyspozycji mieszkańców sołectwa (dla większości wsi są kwoty ok 40-50 tys. na rok). Jednak w Strumianach, Śledziejowicach i Czarnochowicach mieszkańcy przyszli po coś więcej.
Na zebraniu w Strumianach łącznie z gośćmi było ok 20 osób, nieco więcej niż zwykle. Zostałem wybrany na protokolanta. Kwestie formalne przeszły dość sprawnie, jednak na koniec odbyła się burzliwa dyskusja co do kwestii przeznaczenia w 2016 roku terenów wiejskich pod blokowiska w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego (MPZP). Nie skończyło się jednak tylko słowach, ponieważ jedna z mieszkanek wystąpiła z wnioskiem, aby sołectwo Strumiany poprzez głosowanie wypowiedziało się za zmianą miejscowego MPZP, która ograniczy wysokie budownictwo i zwiększy wymaganą ilość miejsc parkingowych. Wniosek nie spodobał się obecnemu na zebraniu sekretarzowi gminy, Adamowi Panusiowi, który stwierdził, że nie ma takiej możliwości, bo zmiany MPZP nie są w kompetencji sołectwa, co jest prawdą, ale nie o to mieszkańcom chodziło. Na jego nieszczęście ja pisząc protokół na komputerze i będąc podpięty do Internetu, odnalazłem statut sołectwa i pokazałem sekretarzowi i sołtysowi odpowiednie zapisy, które uprawniają zebranie wiejskie do występowania z wnioskiem do Rady Miejskiej w Wieliczce. Sołtys poddał wniosek pod głosowanie, w którym nie było żadnego głosu sprzeciwu. Wniosek przegłosowany na zebraniu wiejskim, choć uchwalony przez kilkanaście osób, wyraża wolę całego sołectwa. Nie jest to oczywiście wniosek, który formalnie może zmienić plan, ale wyraża stanowisko mieszkańców sołectwa, co sprawia, iż burmistrz czy radni nie będą mogli stawiać na równi mieszkańców, którzy chcą bloków z tymi, którzy ich nie chcą. Teraz jest jasne, że sołectwo Strumiany bloków nie chce.
W Śledziejowicach na zebranie przyszło ok 40 osób, a to już 2 razy więcej niż zwykle się pojawiało. Skąd taka frekwencja w dobie koronawirusa? Otóż w tym roku, mieszkaniec, który zwykł chodzić na zebrania i prowadzi obywatelską, nieoficjalną stronę sołectwa na facebooku, nagłośnił i zaprosił mieszkańców sołectwa na zebranie, a dodatkowo również mnie. Co więcej, pod zaproszeniem odbyła się dyskusja w kwestii dochodów sołectwa Śledziejowice ze sprzedaży wiejskich działek – w których ja sugerowałem mieszkańcom, by nie oddawali wszystkich pieniędzy gminie na budowę szkoły (którą nota bene Śledziejowice mają, a ta nowa będzie służyć też innym sołectwom, np. Czarnochowicom), lecz połowę przeznaczyli na inne lokalne sprawy, tj. drogi, chodniki, parki, przestrzeń do rekreacji.
Na zebranie tradycyjnie przybył sekretarz gminy, który już na początku (kojarząc mnie i moją działalność) nakazał mi siedzieć cicho i się nie odzywać. Było to zachowanie skandaliczne nie tylko ze względu na pokaz buty i arogancji, ale również bezprawne działanie urzędnika, który to przepisy obowiązujące w gminie i sołectwie powinien znać i szanować.
Na moją próbę zabrania głosu zareagowała sołtysa, która kazała mi wyjść z sali (do czego również nie miała prawa), ale stawiła się za mną część mieszkańców, która mnie zaprosiła, więc sołtyska odpuściła. Niestety nie na długo, bo w dalszej części zebrania sołtyska zaczęła wyganiać kolejną osobę za to, że zaczęła nagrywać zebranie. Tu nie skończyło się już tylko na słowach, bo sołtyska wstała, otworzyła drzwi i kazała wyjść. Temu haniebnemu działaniu przyglądał się i nie reagował zarówno sekretarz Adam Panuś, jak i okoliczny radny Tadeusz Luraniec. I to ponownie świadczy nie tylko o arogancji, ale również ignorancji praw mieszkańców, albo przynajmniej tolerowaniu przez władze łamania praw mieszkańców. Statuty sołeckie mówią jasno: zebranie wiejskie może być rejestrowane na nośnikach elektronicznych. Zatem mieszkańcy na zebraniu mają prawo nagrywać i filmować, ponieważ wedle prawa osoba biorąca udział w zebraniu wiejskim staje się osobą publiczną – taką jak radny czy poseł, ponieważ bierze udział głosowaniu o pieniądzach i sprawach publicznych. Dowodem tego jest choćby zebranie wiejskie w Węgrzcach Wielkich, które było na żywo transmitowane na Facebooku, a nagranie jest publiczne.
To jednak nie jedyny ciekawy wątek z tego zebrania, bo i tutaj znalazł się mieszkaniec, który zgłosił swój wniosek, który poddał pod głosowanie. Dotyczył on przeznaczenia wiejskich pieniędzy ze sprzedaży wiejskich działek w strefie gospodarczej w Kokotowie na wykonanie nakładki asfaltowej na ul. Różanej. Działka (a w zasadzie 2) zostały sprzedane przez gmine w przetargu, tu informacja o jednym z nich:
Tu również mieszkańcy napotkali na opór władz, ale przybyli na zebranie mieszkańcy w głosowaniu przystali na tę propozycję i zagłosowali za przeznaczeniem części tych pieniędzy na tę drogę. Dodatkowo, mieszkańcy zobowiązali sołtys do utworzenia strony internetowej sołectwa i informowania na niej o zebraniach wiejskich – co jest sprawą oczywistą w dzisiejszych czasach. Informowanie mieszkańców o zebraniu wiejskim poprzez plakaty na kilku tablicach ogłoszeniowych, gdzie po chwili mogą zniknąć lub zostać zaklejone, a 90% mieszkańców w ogóle na te tablice nie patrzy, to oczywisty przeżytek na obecne czasy. Warto tu wspomnieć, że gmina ma możliwość wysłania dedykowanego SMSa o zebraniu wiejskim do każdego sołectwa z osobna. Dlaczego tego nie robi? Ano dlatego, żeby na zebraniu było jak najmniej osób, bo wtedy mając wąską grupę „swoich” mieszkańców, można przegłosować to, co burmistrzowi pasuje. Tak było w Śledziejowicach w czerwcu 2018 roku – gdzie kilkunastu mieszkańców podejmowało decyzję o sprzedaży wiejskie działki w strefie gospodarczej w Kokotowie, wartej ponad 10 mln zł, ustalając zarazem, że 50% środków ze sprzedaży tej działki zostanie oddanie gminie.
Niestety burmistrzowi i jego przedstawicielom 50% to za mało i w tym roku na zebraniu utwierdzali mieszkańców, że muszą oddać gminie 100%, czyli wszystkie pieniądze ze sprzedaży działki – na budowę szkoły. Do tego sugerowali, że ta decyzja zapadła już w 2018 roku, kiedy wyrażono zgodę na sprzedaż i ustalono podział procentowy. Było to wprowadzanie mieszkańców w błąd, ponieważ żadnych zapisów o przeznaczeniu środków na budowę nowej szkoły nie było! Co za tym idzie, mieszkańcy Śledziejowic mają do dyspozycji ponad 5 mln zł – a tak naprawdę, gdyby się uwzięli – to mogliby zwołać kolejne zebranie wiejskie i podjąć uchwałę o zmianie udziału procentowego, oddając gminie na przykład tylko 20%, a 80% zostawiając sobie… tak jak zażądali tego mieszkańcy Czarnochowic…
I tu przechodzimy do najbardziej „gorącego” zebrania wiejskiego tego roku – Czarnochowic. Już sama frekwencja w liczbie ok 80 osób (zwykle bywa 20) świadczyła o tym, że będzie się działo. Zebranie zaplanowane na 20 rozpoczęło się z ok 15 minutowym opóźnieniem ze względu na kolejkę do wejścia na salę i wpisanie się na listę obecności. Mieszkańcy „uzbroili się” w kamerę i rejestrowali od początku całe obrady. Widok przepełnionej sali powodował widoczną niepewność i na twarzach młodego sołtysa jak i sekretarza, który akurat w Czarnochowicach jest również mieszkańcem. Już na wstępie mieszkańcy wystąpili z pisemnym wnioskiem o uzupełnienie porządku obrad o wniosek do Rady Miejskiej dotyczący zmian w planie zagospodarowania (na wzór mieszkańców Strumian). Wniosek został przyjęty i dodany do porządku obrad poprzez głosowanie. Następne kwestie formalne (sprawozdanie i uchwalanie budżetu sołeckiego na 2021) obfitowało w burzliwą dyskusję. Samo skwitowanie Sołtysa (zatwierdzenie sprawozdania sołtysa) odbyło się przy ok 15 głosach sprzeciwu – co jest rzadkością. Był to wyraz bezczynności sołtysa w kwestii działalności deweloperów naruszającej prawa mieszkańców oraz braku poparcia dla akcji „Stop blokowiskom”.
Najwięcej emocji wzbudziła jednak uchwała w sprawie zgody na sprzedaż wiejskiej działki w strefie w Kokotowie (podobny wątek co w Śledziejowicach w 2018 roku). Część mieszkańców zostało zaskoczona tą informacją, ponieważ nikt wcześniej o tym nie mówił, a w porządku obrad był jedynie punkt uchwały w sprawie „rozporządzenia mieniem gminnym sołectwa”.
Jak się okazało, mieszkańcy mieli wyrazić zgodę na sprzedaż działki wartej kilka milionów, a zarazem zadecydować o oddaniu gminie połowy kwoty ze sprzedaży działki. Dziwna w tym wszystkim była postawa strażaków OSP (osoby się ujawniły przy temacie rozbudowy strażnicy z funduszu sołeckiego) którzy godzili się na oddanie kilku milionów złotych gminie, gdzie chwile wcześniej odbywała się burzliwa dyskusja o sprawach rzędu 20-30 tys. zł. Różnica 20% czy 50% przy działce wartej 5 mln, to jest dodatkowe 1,5 mln zł dla sołectwa lub gminy. Kończąc dyskusję mieszkańcy zasugerowali, że albo w uchwale będzie podział 80% dla sołectwa i 20% dla gminy, albo nie będzie zgody. Poddano jednak pod głosowanie pierwotną uchwałę oddającą 50% gminie – która zdecydowaną większością głosów (ok 30 do 15) została odrzucona przez mieszkańców.
To niewątpliwie najmocniejszy policzek dla przedstawicieli burmistrza, bo do tej pory udawało się mieszkańców zmanipulować narracją, że albo się zgodzą na 50%, albo nie dostaną nic. W Czarnochowicach mieszkańcy nie ulegli tanim zagrywkom i postawili na swoim, nie tylko dzięki większości w głosowaniu, ale przede wszystkim dzięki znajomości swoich praw i odważnemu, krytycznemu spojrzeniu na postępowania władz. Choć ostateczna decyzja co do sprzedaży działki i podziału środków nie została podjęta, to burmistrz jest tu na przegranej pozycji – w budżecie gminy brakuje pieniędzy, a gminna działka leżąca ugorem nie generuje żadnych podatków, które wpływałyby od firmy inwestującą w te nieruchomość. Szantażowanie i negowanie propozycji mieszkańców Czarnochowic nie przyniesie żadnych korzyści ani finansowych, ani politycznych.
Ostatni rok to niewątpliwie przebudzenie mieszkańców północy gminy Wieliczka. Zaczęło się od Węgrzc Wielkich, gdzie przedstawiciele burmistrza chcieli bez zgody mieszkańców sołectwa zadecydować o sprzedaży działki wartej 20-30 mln zł. Na wiosnę, w marcu, w Domu Ludowym w Zabawie (OSP) zebrało się ok 100 osób z okolicznych wsi, które stanowczo sprzeciwiają się budowie blokowisk na terenach wiejskich.
Ostatnie zebrania w Strumianach, Śledziejowicach i Czarnochowicach pokazują, że świadomość praw obywatelskich rośnie, a mieszkańcy widząc brak troski o ich interesy przez władze, biorą sprawy w swoje ręce. I oby ten proces postępował, bo taka jest istota demokracji bezpośredniej, którą samorząd gminny powinien uznawać i szanować. Niestety od strony przedstawicieli burmistrza korzystnych zmian w postępowaniu nie widać – nadal grają nieczysto, nie informując odpowiednio mieszkańców o zebraniach i ważnych kwestiach, a co więcej, manipulują i wprowadzają mieszkańców w błąd co do przepisów, próbując wykorzystać ich nieświadomość.
Pisać pisma, wnioski i skargi można zawsze, lecz z nich nic nie wynika, gdy nie ma się wpływu na pieniądze. Mieszkańcy wszystkich wielickich wsi co roku decydują o sołeckich pieniądzach, które mogą pójść np na remont drogi czy oświetlenie. W przypadku Brzegów, Śledziejowic, Czarnochowic i Wegrzc Wielkich – mieszkańcy mają do dyspozycji miliony, i choć coraz więcej osób o tym wie, to jednak nadal tylko niewielka ich część ma tę świadomość…
Bartłomiej Krzych