Uczelniane zarobki dwóch radnych Tarnowa i Nowego Sącza wzrosły za nowego rektora o 100 %. W 2021 r. jeden „dorobił” na UEK ponad 300 tys. zł, a drugi 500 tys. Łącznie tylko tych dwóch polityków w 2021 na UEK zarobiło niemal tyle, co roczne koszty utrzymania basenu, który rektor zamknął. A to nie koniec, bo oszczędności mają iść na kolejne podwyżki, a dla studentów zamiast basenu będą piesze wycieczki…
Obecny przewodniczący Rady Miasta Nowy Sącz jest zarazem pracownikiem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Krzysztof Głuc związany z posłem Jarosławem Gowinem (był jego doradcą). Poniżej artykuł na ten temat.
Wg oświadczenia majątkowego radny z Nowego Sącza zarobił w 2021 roku na działalności związanej z Uniwersytetem Ekonomicznym ok PÓŁ MILIONA: To dwa razy więcej, niż w 2019 roku. Szczegóły na porównaniu dochodów z oświadczenia majątkowego
Jak dobrze widać z oświadczeń majątkowych, ogromne kwoty zarobione na uczelni to nie jedyne dochody uczelnianego polityka z Nowego Sącza.
Drugi uczelniany polityk, który za nowego rektora podwoił swoje zarobki, to Jakub Kwaśny, obecny przewodniczący rady Miasta Tarnowa. Związany był wcześniej z SLD, potem został współzałożycielem formacji politycznej Inicjatywa Polskiej Barbary Nowackiej – obecnej posłanki Koalicji Obywatelskiej. Jego etaty i usługi w 2021 roku kosztowały Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie ponad 313 tys zł, szczegóły na oświadczeniach majątkowych za 2019 i 2021 rok
Jak widać, tylko tych dwóch polityków z Tarnowa i Nowego Sącza kosztowało Uniwersytet Ekonomiczny ponad 800 tys zł, a zatem niewiele mniej niż koszty utrzymania basenu. Wg informacji prasowych, roczne oszczędności z zamknięcia basenu maja wynieść 1 mln zł. Łączne oszczedności na oświetleniu i materiałach mają wynieść ok 3 mln zł i trafić na… podwyżki dla pracowników.
Jak pisze radio Kraków:
„Uczelnia te dodatkowe 3 miliony złotych chce przeznaczyć na podwyżki dla pracowników uczelni.”
A studenci? zamiast basenu, mają chodzić na piesze wycieczki… To nie żart, wg artykułu w serwisie eska.pl
„ Będziemy musieli organizować jakieś wycieczki piesze, żeby mogli zaliczyć przedmiot Wychowania Fizycznego.” – mówi Sławomir Żuk, właściciel szkółki pływackiej i pracownik Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Nie wiadomo ile ci dwaj radni zarobią w 2022 roku na uczelni, ale warto mieć na uwadze, że pod koniec roku radni przyznali sobie ok 80% podwyżki – bo takie podwyżki były w radach miast w całej Polsce. Jak można przeczytać, Jakub Kwaśny jako przewodniczący Rady Miasta Tarnowa zarobi w 2022 r. 4,3 tys miesięcznie, a wiec 50 tys rocznie w porównaniu do 32 tys w 2021 r.
Prof. Stanisław Mazur jest od 2 lat rektorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Niedawno pojawił się sondażu wyborczym jako kandydat na Prezydenta Miasta Krakowa.
Niestety wygląda na to, że nowy rektor swoje stanowisko wykorzystuje do budowania kapitału politycznego, kosztem jakości świadczonych przez uczelnię usług dla studentów i możliwości rozwoju. Zamykanie basenu i wysyłanie studentów na „piesze wycieczki”, które mogą sobie zrobić sami, jest w symbolem braku szacunku dla studentów.
Zwracam się z prośbą do mediów o nagłośnienie tematu.
OŚWIADCZENIE UCZELNI
Wg uczelnie to nie podwyżki. Jak to rozumieć?
Wychodzi, ze TE PIENIĄDZE SIĘ IM PO PROSTU NALEŻAŁY!..
OD AUTORA:
Jako absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie na Wydziale Finansów, a obecnie niezależny bloger i działacz społeczny, wyrażam wstyd i ubolewanie nad zaistniałą sytuacją.
Artykuł jest formą krytyki działań rektora Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie w związku z horrendalnymi podwyżkami płac uczelnianych polityków i zamknięciem basenu dla studentów. Jednocześnie jest to forma apelu, o ograniczenie wygórowanych płac dla pracowników mających inne źródła dochodu i uruchomienie basenu dla studentów.
Apel odnosi się również do rektorów innych uczelni, którzy planują oszczędności uderzające w studentów.
Skąd mam oświadczenia majątkowe uczelnianych polityków? Dostępne są w Internecie, każdy może sprawdzić sam:
150 razy przekroczona norma benzoapirenu ze spalania drewne ma znikomy wpływ na zdrowie. Dlaczego zatem strasznono „silnie rakotwórczym” benzo(a)pirenem, a na jego podstawie dla poszczególnych miast alarmy smogowe i media wyliczały ilość wypalonych papierosów przez dzieci? Tu można pobrać opracowania o których mówi Pan profesor. http://badtek.webd.pro/stop-gazolobby/ #TAKdladrewna #STOPgazolobby
Posłuchajcie nagranie z sali rozpraw.
Opracowania, o których mowa, można pobrać stąd: http://badtek.webd.pro/stop-gazolobby/
Mija pół roku od rosyjskiej agresji na Ukrainę, w Rosji nazywanej specjalna operacja której celem jest demilitaryzacja i denazyfikacja Ukrainy. Ukraiński naród wykazał się zaskakującą odpornością i determinacja w obronie ojczyzny, jednak okupione jest to ogromnymi stratami, które z każdym dniem rosną. Rosyjskie cele zostały z grubsza osiągnięte: wpływowy i nacjonalistyczny pułk Azow został rozbity, a bez zachodnich dostaw sprzętu Ukraińskie wojsko nie miałoby się już czym bronić. Działania militarne na Ukrainie trwają, tymczasem sankcje na Rosję, początkowo dotkliwe dla Rosjan, coraz mocniej uderzają w Europe. Rosnące z każdym dniem koszty energii i gazu potęgują obawy o europejska gospodarkę, a bez silnej i stabilnej Europy, nie będzie stabilnej Ukrainy, a destabilizacja grozi też Polsce. Na wojnie najwięcej zyskują Stany Zjednoczone, które zbijają kokosy na dostawach gazu i uzbrojenia, zyskując doświadczenie wojenne i zarazem ograniczając swoje ryzyko do minimum.
Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że rozpoczęta 24 lutego rosyjska specjalna operacja wojskowa nie poszła zgodnie z planem, a to głównie dzięki bohaterskiej odwadze ukraińskich żołnierzy, przy zachodnim wsparciu, w tym ogromnym wsparciu logistycznym, gospodarczym i militarnym Polski, a także tym ludzkim – społecznym Polaków, którzy wykazali się ogromnym sercem..
Nie mniejsza determinacja wykazuje się Rosja, która mimo ogromnych strat swoje cele już z grubsza osiągnęła, choć za pewne kosztem znacznie większym, niż zakładali rosyjscy decydenci. To jednak nie oznacza, że z takim czarnym scenariuszem Rosjanie się nie liczyli i nie przygotowywali. Rosyjskie służby od wielu lat uzależniały Europę od swoich dostaw energii i to właśnie ten czynnik w tej całej wojnie może rozstrzygać o warunkach zakończenia wojny.
Sankcje na Rosja w początkowej fazie były odczuwalne przez Rosję, ale z czasem z coraz większa siła uderzają w Europe. Było to oczywiste, bo wzajemny handel miedzy Europa a Rosja nie wynikał z miłości, ale z korzyści gospodarczych. Rosja dostarczała Europie tanie węglowodory (gaz, ropę, węgiel), dzięki czemu Europa rozwijała się przy stabilnych, relatywnie niskich cenach energii.
Mimo głośnych zapowiedzi bankructwa i zapaści, sytuacja gospodarcza Rosji się stabilizuje. Polityka gaz-za ruble ustabilizowała kurs rosyjskiej waluty, który umocnił się o polowe do złotego (przed wojna za 100 rubli płacono 5 zl, obecnie 8 zl).
Inflacja w Rosji, która początkowo wystrzeliła na skutek sankcji ,zaczyna spadać i jest już niższa niż w Polsce (w Rosji 15,1%, w Polsce 15,6% – dane za lipiec 2022).
Spada też oprocentowanie kredytów i rosyjskich obligacji skarbowych, które obecnie mają podobną rentowność (wiarygodność) jak obligacje węgierskie (Rosja 9,2%, Węgry 8,6%, Polska 6%). Widmo rzeczywistego bankructwa Rosji, które było dość realne w marcu, gdy rubel się drastycznie osłabiał rentowności rosyjskich obligacji dochodziła do 20% obecnie się oddala.
Zatrudnienie (przynajmniej oficjalnie) utrzymuje się w Rosji bez istotnych zmian, a realne dochody Rosjan spadły nieznacznie – o 2% tak wynika z analiz Ośrodka Studiów Wschodnich, który w ostatnich dniach opublikowało film dotyczący rosyjskiej gospodarki:
Trzeba mieć na uwadze, że poziom życia w Rosji, gdzie większość ludzi nie ma dostępu do toalety w domu, jest znacznie niższy ,niż w Europie. Co a tym idzie rosyjskie społeczeństwo jest bardziej odporne na kryzysy gospodarcze, a z racji znacznie zwiększonej produkcji rolnej w ostatnich latach, głód Rosji nie grozi. Tym bardziej kryzys energetyczny, bo węgla, ropy i gazu w Rosji obecnie jest nadmiar. Na zimę są bezpieczni.
Inaczej sytuacja wygląda w Europie. Ceny energii drastycznie wzrosły i końca wzrostów nie widać, to z kolei hamuje gospodarkę i napędza inflacje, co oznacza stagflacje, zjawisko nie widziane od pokoleń, zwłaszcza w Polsce, gdzie młode pokolenie przyzwyczajone jest do tego, że przyszłość może być tylko lepsza.
Ograniczone dostawy gazu z Rosji do Europy wywindowały ceny hurtowe gazu ziemnego dziesięciokrotnie. W połowie 2021 roku kontrakt gazu ziemnego na europejskim rynku kosztował 20 euro, obecnie jest to ok 250 euro. Dzięki tym wzrostom cen, dochody Rosji z importu nie spadają, mimo znacznego spadku dostaw gazu do Europy. W dużym uproszczeniu, przyrównując gaz do jabłek, Rosja zamiast sprzedawać 100 jabłek po cenie 5 zł jak przed wojną, obecnie sprzedaje 20 jabłek po 50 zł…
Podobnie jest z energia elektryczna. Ceny dostaw prądu na przyszły rok rosną niemal z każdym dniem. Na warszawskiej Towarowej Giełdzie Energii tylko w ciągu ostatnich 2 miesięcy cena 1 Megawatogodziny z dostawa w godzinach szczytu wzrosła ponad dwukrotnie, z ok 1300 zl, do 3000 zl za MWH.
Rosnące koszty energii, wraz z dodatkowo rosnącymi kosztami kredytów, dają się powoli we znaki polskiej gospodarce, o czym świadczą ostatnio podane dane PKB:
Na wojnie najwięcej zyskują Stany Zjednoczone, które zbijają kokosy na dostawach gazu LNG i uzbrojenia do Europy, do tego testują swoje technologie i pozyskują rosyjska technologie , będąc zarazem z dala od linii frontu i w minimalnym stopniu narażając swoje wojska na straty. To w interesie USA jest kontynuacja tej wojny i kryzysu osłabiającego Rosję i Europę. Stąd mamy takie propagandowe zagrywki ze strony USA jak raport naukowców z Yale, gdzie w analizach wykazano rychły upadek gospodarczy Rosji.
Bądźmy rozsądni, gdyby w Rosji gospodarczo byłoby tak źle, to byłoby to widoczne gołym okiem i niepotrzebne by były ekspertyzy naukowców z Yale. Takie analizy są robione w celu wzbogacenia antyrosyjskiej propagandy i podtrzymania nastrojów do kontynuacji wojny na Ukrainie, bo już za chwile Ukraina zwycięży, a Rosja upadnie. W taką propagandę zapewne wierzyli tez przedstawiciele polskich władz, który wyszły przed szereg prowadzając embargo na rosyjski węgiel, zapewne z przekonaniem że będzie to gwóźdź do trumny Putina. Tymczasem dla Rosji, polskie embargo jest bez znaczenia, a embargo uderzyło najbardziej w Polskę.
Zatem ta wojna to klasyczny przypadek, gdzie dwóch się bije, a trzeci korzysta. Na wojnie i sankcjach traci zarówno Rosja jak i Europa, a korzysta USA.
Jest jednak zasadnicza różnica miedzy Europa a Rosja. W Rosji, oprócz tego, że mróz i głód im nie grozi, a większość społeczeństwa ma niskie oczekiwania co do poziomu życia, władza też nie musi się zbytnio obawiać protestów i buntu społecznego.
Inaczej jest w Europie. Rosnące ceny prądu i gazu, a co za tym idzie innych produktów, a w Polsce dodatkowo rosnące raty kredytów, powodują narastające niepokoje społeczne i obawy polityków, którzy nie chcą narazić się wyborcom.
O ile w początkowej fazie wojny przeciętny Europejczyk solidaryzował się z Ukraina i popierał sankcje, o tyle teraz pojawia się coraz wiece wątpliwości. Warto sobie zadać pytanie, czy europejskie narody będą chciały zaciskać pasa, likwidować firmy, tracić prace, a nawet marznąć w imię… no właśnie, w imię czego? Czy chcemy mieć nieustającą wojnę na wyniszczenie Ukrainy i kryzys gospodarczy w Europie? Powoli dochodzi do zmian społecznych w Europie, już teraz w Polsce doszło do radykalnej zmiany nastawienia do węgla – ponad 70% społeczeństwa domaga się zwiększenia wydobycia, bo w końcu zdali sobie sprawę choćby z tego, że ciepło i prąd w ich domach nie pochodzi z grzejnika i gniazdka, ale głównie z elektrociepłowni opalanych węglem.
Po pół roku wojny niektóre miasta w Ukrainie nie nadają się do zamieszkania zwłaszcza w zimie, mowa tu na przykład o Mariupolu. Wiele miejscowości na wschodniej Ukrainie ma problemy z dostępem do podstawowych mediów i produktów. Z każdym dniem rośnie liczna wystrzelonych rakiet, pocisków altyleryskich, wyrzuconych granatów i ustawionych min. Każdy rejon działań zbrojnych staje się niebezpieczny na lata z uwagi na miny i niewybuchy.
Zniszczonych jest wiele strategicznych obiektów infrastruktury, kluczowe drogi, mosty huta Azowstal w Mariupolu. Ukraińska waluta jest wymienialna dzięki Narodowemu Bankowi Polskiemu, który wziął na siebie obowiązek utrzymania sztywnego kursu do hrywny.
Każdy dzień to rodzinne tragedie, przybywa martwych i rannych żołnierzy ukraińskich, zdrowie i majątek tracą również cywile. Traumy pozostaną w głowach nawet żywych i zdrowych żołnierzy ukraińskich i po powrocie do domów mogą okazać się zupełnie innymi ludźmi, nie radzić sobie.
Czy Ukraina ma szanse nie tylko odzyskać, ale utrzymać i odbudować utracone tereny? Kto będzie chciał się tam sprowadzać i inwestować, mając świadomość, że Rosja znów może zaatakować?
Ukrainy samej w sobie nie będzie stać na odbudowę zniszczonych terenów, a Europa pogrążona w kryzysie gospodarczym i być może też konflikcie politycznym, też może nie być w stanie udzielić odpowiedniej pomocy. Krym, Ługańsk, Donieck, Mariupol, Cherson trzeba odpuścić, zachowując Odesse i dostęp do morza Czarnego. To przykładowy kompromis, który może pozwolić Ukrainie przetrwać i się odbudować.
Dalsze działania wojenna mające na celu zniszczenie Rosji, może się okazać zagładą dla całej Ukrainy, która przez te ostatnie pół roku zbudowała swoja nową historie. I nawet jak Ukraina formalnie przetrwa, to społeczeństwo nie będzie z tej wojny mieć korzyści, bo bez swojego kapitału gospodarka się nie ożywi, a zagraniczny kapitał będzie oczekiwał wpływów i zysków – a co za tym idzie, Ukraina nie będzie niepodległa, lecz pod wpływem zachodnich polityków i korporacji.
Żal jest Ukraińskich rodzin, które straciły majątek, żal jest dzieci, które nie widują swoich ojców, zwłaszcza tych, którzy ich już nigdy nie zobaczą.
Ukraiński naród musi zdecydować, czy chce przetrwać i się odbudować, czy być tylko historią. Jako Polacy pomogliśmy w trudnej, zaskakującej sytuacji, ale trudno dostrzec sens kontynuacji wojny na wyniszczenie której główne korzyści mają amerykańskie korporacje paliwowe i militarne, notujące już obecnie rekordowe zyski dzięki wysokim cenom surowców.
Jeśli Ukraina chce przetrwać i nie zaprzepaścić tego, co wywalczyli jej bohaterowie przez ostatnie pół roku, musi wykazać się rozsądkiem i pójść na kompromis, by zakończyć te wojnę. Polacy okazali dobre serce dla ukraińskich rodzin w nadzwyczajnej sytuacji, ale zapał do dalszej pomocy już wygasł, a przy zapaści gospodarczej w Polsce i ewentualnych sabotażach lub atakach rosyjskich może przerodzić w rosnącą wrogość i niechęć do wspierania Ukrainy. Zima będzie trudna, a Polacy oszczędzający na ogrzewaniu nie będą zbyt skorzy do przyjmowania ukraińskich uchodźców uciekających już nie tylko przed wojną, ale przed zimnem.
Dalsze decyzje Ukrainy pod dyktando polityczno-biznesowej gry USA i nieustępliwa wojna z Rosja doprowadzi do osłabienia całej Europy i stopniowego wyniszczania Ukrainy, w efekcie czego faktycznie może dojść do takiego podziału terytorium Ukrainy, jaki kiedyś wymyślił Putin na sopockim molo, i jakie teraz przywołuje rosyjska telewizja. W takim wariancie Ukraina straciłaby nie tylko Krym, Donieck Ługańsk Mariupol i Chersoń, ale również Charków oraz co najbardziej wartościowe – Odessę i dostęp do morza.
Podsumowując: przy trwającej wojnie na Ukrainie, nadchodząca zima będzie z pewnością trudniejsza dla Ukraińców i Europejczyków, niż dla Rosjan. Aspekty gospodarcze związane z brakiem dostaw surowców z Rosji mogą okazać się decydujące w tej wojnie, bo cała Europa nie będzie marznąc i umierać w imię fikcyjnej integralności Ukrainy. Niestety takie są uwarunkowania gospodarcze wynikające z wieloletniej pro-rosyjskiej polityki energetycznej w Europie. Putin to wie i to element jego gry. Kryzys gospodarczy w Europie może doprowadzić do takiej sytuacji, w której Ukraina pozostanie bez odpowiedniego wsparcia i przegra o wiele więcej, niż obecnie jest w stanie ugrać, a wtedy cały wysiłek i bohaterska postawa narodu pójdzie na marne. A jest to scenariusz coraz bardziej realny zwłaszcza w kontekście konfliktu na Tajwanie, na którym USA muszą się coraz bardziej koncentrować.
Tutaj mapa terenów Ukrainy kontrolowanych przez Rosję
Tutaj dla niewtajemniczonych, obecna (formalna) mapa obwodów na Ukrainie:
A tak kształtowały się preferencje wyborcze w 2010 roku podczas wyborów prezydenckich (niebieskie to pro-rosyjski Janukowycz, różowe to pro-zachodnie Tymoszenko)
Stosując te samą logikę (porównanie II kwartału z IV kwartałem) można napisać, że gospodarka Polski skurczyła się już o 13%! To oficjalne dane Głównego Urzędu Statystycznego, który każdy może sprawdzić w Internecie na poniższej stronie, wybierając „rachunki narodowe” KWARTALNIE
W gospodarce jest sezonowość i IV kwartał ma zawsze największe PKB, wiec porównywanie II kw z IV kw jest bez sensu. Porównuje sie kwartał do kwartału poprzedniego roku, albo kwartał do poprzedniego kwartału wyrównany sezonowo.
Porównywać II kw z IV kw może tylko ekonomiczny debil i albo manipulant.
Póki co gospodarka Rosji radzi sobie z sankcjami lepiej niż się spodziewano, a sankcje coraz bardziej doskwierają Europie. I stąd są potrzebne takie propagandowe kłamstwa i manipulacje, żeby ludzie w Polsce myśleli: no u nas robi się gorzej, ale tam w Rosji to dopiero jest przejebane!Jeszcze chwila i zdechną!
Nie zdechną. Społeczeństwo rosyjskie jest znacznie bardziej odporne na kryzys niż Europa. W Rosji 2/3 osób nie ma kibla w domu, żyją skromniej.
Co innego w Europie, gdzie codziennie rano musi być caffee latee, a braków ogrzewania nikt nie dopuszcza do myśli. Innymi słowy, Rosja poradzi sobie lepiej bez dóbr luksusowych, niże Europa bez energii z Rosji.
Oczywiście gospodarka Rosji odczuwa skutki sankcji, realnie gospodarka Rosji kurczy się o ok 3-4%, ale w zimie to Europa będzie miała kryzys, bo stanie część przemysłu z powodu braków energii i suma summarum Europa może być bardziej poszkodowana. Czesi krajów Europy to wie, wiec będzie naciskać na pokój z Rosją, ale Amerykanie (a za nimi Polska) będą dążyć do tego by wojna trwała, bo amerykanom to nie przeszkadza. Osłabia się Europa, osłabia się Rosja, w skrócie: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Przykładowo, Amerykanie będą Europie sprzedawać uzbrojenie więcej droższego gazu LNG, który zastępuje rosyjski gaz.
Władze Krakowa skazały mniejszość swoich mieszkańców na drogi gaz, zabraniając im palić w kominkach drewnem, a nawet peletem i to w najnowocześniejszych urządzeniach. Takiego zakazu nie ma nigdzie w Europie – bogaty Londyńczyk może palić drewnem w kopciuchu, ale biedna babcia z Nowej Huty czy Swoszowic musi słono bulić za gaz albo marznąć, a dopłat do węgla nie dostanie. Tymczasem większość mieszkańców Krakowa, domagająca się radykalnej walki ze smogiem, sama ma tanie ciepło z węgla za pośrednictwem elektrociepłowni w Łegu. Co się stanie, gdy w zimie węgla zabraknie albo elektrociepłownia ulegnie awarii z powodu złej jakości węgla lub zostanie uszkodzona w wyniku rosyjskiego sabotażu?Czy dojdzie do powtórki ze stycznia 2004,kiedy to znaczna część Krakowa została bez ogrzewania?
Od 1 września 2019 roku w Krakowie na mocy tzw. „uchwały antysmogowej” obowiązuje całkowity zakaz paliw stałych, tj. węgla, drewna i peletu. W instalacjach domowych dozwolone są tylko gaz i olej opałowy – nota bene – paliwa kopalne, podobnie jak i węgiel, z którego ciepło ma większość mieszkańców Krakowa za pośrednictwem elektrociepłowni w Łegu. Warto też pamiętać, że nawet ci, co mają pompy ciepła – w zimie zużywają prąd wytworzony z węgla. W skrócie – niemal cały Kraków ma ciepło z paliw kopalnych, od których Unia Europejska nakazuje odchodzić, a zabroniono odnawialnych źródeł energii, tj biomasy (drewna i peletu). Zabawne, że niektórzy postępowi politycy stawiają Kraków jako wzór walki o ekologie i klimat.
Zakazywanie stosowanie drewna i peletu nawet w najnowocześniejszych kominkach i piecach, które nie przyczyniają się do smogu, doprowadziło do uzależnienia części mieszkańców i przedsiębiorców od gazu. Z tego powodu, musiało na przykład zniknąć cześć małych pizzerii, które wypiekały ciasto w tradycyjnych piecach na drewno. Ponadto, na początku tego roku, przedsiębiorcy – klienci PGNiG, największego dostawcy gazu w Polsce, dostali pisemną informacje, że są w pierwszej kolejności do odcięcia w przypadku braku gazu. O ile w innych miastach Polski firmy mogą korzystać z pieców na drewno, pelet czy węgiel, o tyle w Krakowie jest to zakazane. I co zrobią krakowskie firmy, gdy braknie gazu dla nich?
Przy wprowadzaniu zakazu drewna i węgla w Krakowie, powoływano się na sukces Londynu w walce ze smogiem, ukazując go jako wzór. Mało się jednak mówi o tym, że w Londynie nigdy nie zakazano spalania paliw stałych – co więcej, nadal można tam palić drewnem w kopciuchach. Przepisy zakazują jedynie emitowania ciemnego dymu oraz palenia mokrym drewnem (ten zapis wszedł dopiero w 2021 r.). Innymi słowy, w Londynie można legalnie palić drewnem w starym kopciuchu czy kominku, który nie ma certyfikatu, pod warunkiem, że nie kopcimy z komina ciemnym dymem. Jedynie nowe kominki i piece muszą spełniać normy Eco-design – ale taki wymóg od 2022 tyczy się całej Unii Europejskiej. Instrukcje palenia drewnem w Londynie można przeczytać poniżej na oficjalnej stronie miasta: https://www.london.gov.uk/what-we-do/environment/pollution-and-air-quality/guidance-wood-burning-london
Głównym motywem do wprowadzenia całkowitego zakazu były względy zdrowotne. Straszono Krakusów przedwczesną śmiercią i rakiem płuc. Wykorzystywano grę na emocjach, twierdząc, że każde dziecko w Krakowie wypala paczkę papierosów tygodniowo. W skrócie, z osób palących drewnem zrobiono morderców dzieci, tak jak na załączonej grafice, która widniała na billboardach.
Nikt oczywiście nie podawał przy tym oficjalnych statystyk dotyczących długości życia w Krakowie, a te wskazywały, że mimo smogu mieszkańcy Krakowa żyją najdłużej w Polsce. Ukrywano też oficjalne dane GUS, wg których na Pomorzu, gdzie smogu w zasadzie nie ma, zachorowalność na raka płuc jest o połowę wyższa niż w Małopolsce. Wypalone przez dzieci papierosy to oczywiście zwykła manipulacja, polegająca na porównaniu tylko jednej substancji znajdującej się w powietrzu jak i w dymie tytoniowym – benzo(a)pirenu, podczas gdy dym papierosowy zawiera tysiące toksycznych związków, w tym wysokie stężenia tlenku węgla, który zakwasza organizm, co z kolei przyczynia się do rozwoju komórek nowotworowych.
Oczywiście nie można negować tego, że piece należy wymieniać i dbać o czyste powietrze. Problem jednak w tym, ze do poprawy powietrza nie trzeba aż tak radykalnych działań, jak całkowity zakaz paliw stałych. Po dwóch latach funkcjonowaniu zakazu i wyeliminowaniu niemal wszystkich kopciuchów, Kraków nadal bywa na czele światowego rankingu smogowych miast. Tak było choćby 16 i 31 grudnia 2021 oraz 1 marca 2022. Mało tego, jeśli chodzi o średnioroczne stężenia benzoapirenu, to mimo całkowitego zakazu palenia, w 2020 Kraków miał najwyższy poziom zanieczyszczeń ze wszystkich miast wojewódzkich w Polsce. Co więcej, od czasu podjęcia „uchwały antysmogowej dla Krakowa” powietrze w Krakowie co prawda się poprawiło, ale najmniej ze wszystkich miast wojewódzkich. Lepsze powietrze ma na przykład Łódź, gdzie nadal funkcjonuje ok 40 tys. starych pieców, czyli dwa razy więcej niż w „krakowskim obwarzanku” (gminach ościennych). Oczywiście, pojawią się zaraz głosy, że Kraków ma specyficzne położenie oraz słabsze wiatry i stąd gorsze powietrze niż w Łodzi. Ale czy władze Krakowa dbają o odpowiednie przewietrzanie miasta? Oczywiście, że nie. Niemal każdy kawałek przestrzeni jest łakomym kąskiem deweloperów. Gdzie by się nie rozejrzeć po Krakowie, tam żurawie wieżowe. Najwięcej ich na Ruczaju, gdzie rosną nowe bloki i biurowce, mimo, że już kilkanaście lat temu mówiło się, że błędem było zabudowywanie zachodniej strony Krakowa, od której najczęściej wieją wiatry.
A co do szkodliwości benzo(a)pirenu, to warto się zastanowić nad zasadnością norm ustalonych przez WHO (Światowa Organizacja Zdrowa). Średnioroczne stężenia benzo(a)pirenu w Nowym Targu przekraczają normę 15 000 % (piętnaście tysięcy procent – 18 ng vs 0,12 ng normy). Skoro te stężenia sa tak drastycznie przekroczone, to dlaczego ludzie w Nowym Targu żyją? Mało tego, żyją dłużej, niż mieszkańcy nadmorskiego Koszalina, gdzie problemu smogu w zasadzie nie ma… Czy zatem te normy mając na celu ochronę zdrowia, czy forsowanie „zielonego ładu”?
Poniżej potwierdzenie w/w danych pismem przez polskie instytucje:
Fakty jednak nie docierają do większości Krakusów, a tym co mieszkają w blokach kominki są niepotrzebne, wiec lepiej żeby ich w Krakowie nie było. Bo przecież wiadomo, że do kominka nie tylko drewno będą wrzucać, tylko też śmieci i gumaki. Tą drogą myślenia należałoby zakazać samochodów, po przecież wsiadają do nich też pijani i głupi kierowcy, którzy następnie zabijają niewinnych pieszych. Głosów o całkowitym zakazie samochodów w Krakowie jednak nie ma, bo wystarczy kontrolować i karać tych, którzy łamią prawo.
Elektrociepłownia w Łegu chwali się, że dostarcza ciepło do ok 70% odbiorców Krakowa. Są to głównie osiedla bloków, podpięte do sieci ciepłowniczej.
Ciepło systemowe z elektrociepłowni w zimie jest oczywiście super rozwiązaniem – ciepło powstaje jako skutek uboczny ze spalania węgla, który wykorzystuje się do produkcji prądu. Jest to jednak super rozwiązanie na dobre, spokojne czasy, a te się niestety skończyły. Warto przypomnieć sobie sytuacje z 20 stycznia 2004, kiedy to w wyniku pożaru w elektrociepłowni zostały wyłączone wszystkie 4 bloki energetyczne i część Krakoaw została odcięta od ogrzewania. Tu fragment artykułu prasowego z 21 stycznia 2004:
Tej zimy pojawiają się nowe, poważne ryzyka, których nie było nigdy wcześniej. Europejska polityka zielonego ładu (energetycznej samozagłady) doprowadziła do ograniczenia wydobycia węgla w Polsce. Dodatkowo COVID zachwiał łańcuchem dostaw, a wojna na Ukrainie ograniczyła produkcje węgla na Ukrainie, a do tego wszystkiego polski rząd wyszedł przed szereg z idiotycznym pomysłem nakładania embarga na węgiel z Rosji.
Już w grudniu 2021 pojawiały się informacje, że aż 23 elektrownie w Polsce miały niedobory węgla i zgłaszały brak ustawowych zapasów węgla. Wśród nich był Kraków, co widać na poniższym obrazku.
Niedobory węgla wynikały to m.in. z malejącej podaży i zwiększonej konsumpcji węgla w Polsce i Europie, wynikającej z kolei z ekstremalnie wysokich cen gazu. Przykładowo, Miasto Tarnów w swojej ciepłowni miejskiej wyłączyło piece gazowe i przerzuciło się na piece węglowe, by oszczędzić mieszkańcom drastycznych podwyżek ogrzewania.
W obecnej sytuacji pojawiają się informacje, że polskie elektrownie mają coraz poważniejsze braki węgla, które wymuszają ograniczenie pracy elektrownie. Dodatkowo, awarii uległ nowy blok węglowy w Jaworznie, ponoć z powodu stosowania złej jakości węgla.
Czy dla krakowskiej elektrociepłowni wystarczy węgla na zimę? Miejmy nadzieje, że tak. Czy jako obiekt strategiczny będzie celem prób sabotażu? Miejmy nadzieje, że nie.
Sygnały idące z Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Krakowie (MPEC) są jednak niepokojące. Władze zakładają optymistycznie, że do końca roku nie powinno zabraknąć węgla, ale potem… „możemy się spodziewać perturbacji, jeśli chodzi o dostawy odpowiedniej ilości węgla – mówił na konferencji prasowej Marian Łyko, prezes MPEC w Krakowie. „
Warto mieć jednak na uwadze fakt, ze będziemy mieli tej zimy do czynienia z dużym zwiększeniem poboru energii elektrycznej na ogrzewanie domów m.in. z pomp ciepła. Gospodarstwa domowe (prosumenci), którzy wyprodukowali fotowoltaika prąd w lecie, będą go „za darmo” odbierać w zimie m.in. do ogrzewania domu i oszczędności na gazie. Ten prąd nie jest „schowany do szufladki”, a będzie musiał być wyprodukowany w elektrociepłowni z węgla. A przy dużych mrozach, konsumpcja prądu z pompy ciepła czy grzejników elektrycznych mocno wzrasta. Czy w związku z tym znów nie dojdzie do przeciążenia, tak jak w styczniu 2004? Oczywiście można myśleć przez różowe okulary, że zima będzie lekka.., a co jak nie?
Zatrzymane pracy elektrociepłowni skutkowałoby odcięciem od ciepła zdecydowanej większości mieszkańców Krakowa, głównie tych, którzy domagali się zakazów palenia węglem i drewnem. Gdyby tak się stało, byłoby to potwierdzeniem tego, ze „karma wraca”, bo skazywanie mieszkańców mieszkających w domach na drogi gaz i zakazywanie im dogrzewania domów drewnem w kominkach, to nie tylko było nierozsądne, ale z pewnością był to grzech.
Oczywiście, znaczna cześć właścicieli domów pozostawiła sobie w zanadrzu kominek lub kopciucha na trudne czasy. Ponoć dostawcy drewna mają w tym roku sporo kursów do Krakowa – a wiec ludzie zabezpieczają się mimo wszystko by palic drewnem, jak by gazu brakło lub wbrew przepisom dogrzewać drewnem, by zaoszczędzić na rachunku. Mieszkańcy domów zawsze jakoś sobie dadzą rade, a przynajmniej mogą się przygotować. Inaczej jest w przypadku mieszkańców bloków, którzy są uzależnieni od elektrociepłowni węglowej w Łegu i nie maja żadnej alternatywy.
Dziś każdy Krakus, mający ciepło z elektrowni węglowej, powinien się zastanowić, czy postępował uczciwie, dyskryminując te mniejszość Krakowa mieszkająca w domach, która nie chciała zakazu palenia drewnem.
Nie życzę mieszkańcom krakowskich osiedli marznięcia z powodu braku węgla w elektrociepłowni lub jej awarii. Przecież wielu z nich ma niewinne małe dzieci lub ma pod opieka osoby starsze, chore. Ale nie zdziwi mnie, jeśli tak będzie, bo nie od dziś wiadomo, ze karma wraca. Naiwność, egoizm, brak solidarności czy zwykłe zachowanie typu „pies ogrodnika” (sam nie mam kominka, to niech inni też nie mają) ma często w życiu swoje negatywne konsekwencje. I tej zimy, te negatywne konsekwencje mogą dotknąć większość Krakowa.
Będąc uczciwym, powinno się naprawić błąd i znieść ten całkowity zakaz palenia w Krakowie dla peletu i drewna, które niektórzy mogą mieć tanio, albo nawet za darmo. Zniesienie zakazu węgla w domach teraz nie ma sensu, bo i tak węgla dla gospodarstw domowych brakuje.
W marcu tego roku obywatelski komitet „TAK dla palenia drewnem, STOP gazolobby” złożył do władz Małopolski obywatelski projekt uchwały, zmieniające uchwały antysmogowe dla Krakowa i Małopolski. Postulaty sa proste – dopuścić spalanie drewna i peletu w Krakowie i odroczyć o 3 lata zakaz bezklasowych kominków i pieców w Małopolsce.
Jeśli przepisy sie nie zmienią to wejda w życie zapisy tzw. uchwała antysmogowej dla Małopolski. W praktyce oznacza to, że bogaty Londyńczyk może palić drewnem w kopciuchy, a od przyszłego roku babcia z małopolskiej Stryszawy czy Budzowa ma bulić za gaz albo mieć pompę ciepła, bo jej kominek czy kuchnia kaflowa z której korzystała od wielu lat palac drewnem, będą zakazane.
Inicjatywę poparło 2,5 tysiąca osób, głównie mieszkańców powiatu krakowskiego, wielickiego i tarnowskiego.
Niestety inicjatywa jest pacyfikowana przez władze, które bezprawnie blokują jej procedowanie. Nie bez znaczenia jest tu fakt, iż władze Krakowa, by przypodobać się większości mieszkańców, stanowczo domagają się utrzymania tego głupiego, złego zakazu…
Jeśli po przeczytaniu tego artykułu uważasz, że zakaz palenia drewnem w Krakowie jest nie fair i chciałbyś coś z tym zrobić, możesz zadzwonić do kancelarii Sejmiku Województwa Małopolskiego lub napisać mejla z kulturalną prośbą, o procedowanie obywatelskiej inicjatywy „TAK dla drewna, STOP gazolobby”, której władze województwa nie chcą poddać pod dyskusje i głosowanie, mimo spełnienia wszelkich warunków formalno-prawnych.
Ikona „Solidarności” z Wieliczki, Piotr Marzec, zniesławił Pana Bartka – lokalnego aktywistę Bartłomieja Krzycha w swoim oświadczeniu z grudnia 2021, gdzie pomówił go o działalność agenturalną. Piotr Marzec ma przeprosić, zapłacić 1 tys. zł nawiązki i koszty sądowe. Sąd nie wymierzył kary, ale ustalił okres 1 roku próby. Wyrok nie jest prawomocny, jednak zachowanie i słowa Piotra Marca w tym procesie wskazują, iż mentalnie pozostał w czasach PRL, gdzie obywatel ma siedzieć cicho, a władza może wszystko.
UWAGA – ten tekst jest opinią autora bloga i ma na celu przedstawienie opinii publicznej okoliczności sporu sądowego i postawy obu stron. Każdy może sam to zweryfikować i wyrobić sobie zdanie odsłuchując uzasadnienie wyroku sądu, które znajdują się na samym końcu tego tekstu.
Dalej Bartłomiej Krzych to Pan Bartek.
W dniach 13 i 14 czerwca 2022 w Sądzie Rejonowym w Wieliczce odbyły się rozprawy w procesie, który Bartłomiej Krzych (autor bloga „Pan Bartek”, przedstawiciel Stowarzyszenia Otwarta Wieliczka) wytoczył Piotrowi Marcowi – działaczowi Solidarności z Wieliczki, pełniącego obecnie funkcje przewodniczącego zarządu osiedla w Wieliczce. Oskarżenie dotyczyło oświadczenia Piotra Marca z 16 grudnia 2021, w którym zarzucił aktywiście m.in. o szerzenie dezinformacji pod pozorem działań społecznych, wychowanie agenturalne oraz posiadanie mocodawców ze środowisk przygotowanych do szerzenia dezinformacji. W oświadczeniu tym dodał, że udział w akcjach Pana Bartka przynosi wstyd i poniżenie, a w jego ustach obelga to pochwala i na odwrót. Dodatkowo pod oświadczeniem załączył zdjęcie wielu osób publicznych z Wieliczki (radnych miejskich, powiatowych, poseł Urszuli Ruseckiej), które treści oświadczenia nie popierały.
Na Sali rozpraw Piotr Marzec stawił się z adwokatem. Pan Bartek swojego dobrego imienia bronił sam. Oskarżenie dotyczyło przestępstwa zniesławienia, tj art. 212 kodeksu karnego, zagrożonego karą roku więzienia.
Według Piotra Marca, jedynego internowanego z Wieliczki w stanie wojennym, jego oświadczenie było odpowiedzią na krytyczny artykuł Pana Bartka na jego internetowym blogu www.panbartek.pl. Artykuł Pana Bartka był z kolei był polemiką z wywiadem Piotra Marca udzielonym redakcji glos24 na dzień przed 40 rocznicą stany wojennego. Wywiad zawierał wspomnienia Piotra Marca z czasów stanu wojennego i odniesienie się do tamtej sytuacji z perspektywy czasu.
Pan Bartek na swoim blogu odniósł się głównie do fragmentu wywiadu Piotra Marca, w którym opozycjonista narzeka, że postulaty Solidarności nie doszły do skutku. Pan Bartek sugeruje, że przemiany po PRL nie poszły po myśli Solidarności, bo dla niektórych patriotyczne postulaty zeszły na dalszy plan i woleli robić swoje polityczno-biznesowe interesy, jako przykład podając Adama Michnika.
Dalej w artykule Pan Bartek przypomina zachowanie Piotra Marca, będącego obecnie przewodniczącym zarządu jednego z osiedli w Wieliczce, z lutego 2021 podczas obywatelskiej zbiórki podpisów pod referendum w sprawie odwołania burmistrza Wieliczki Artura Kozioła. Inicjatywę referendum prowadził kilkunastoosobowy komitet z udziałem Pana Bartka, zarzucając burmistrzowi m.in. łamanie praw obywatelskich i niegospodarność. Piotr Marzec, mimo pisemnej prośby komitetu, nie wsparł tej obywatelskiej inicjatywy, mimo, że wcześniej jako radny miejski przez wiele lat był w opozycji do burmistrza Artura Kozioła. Co więcej, w tym czasie obywatelskiej akcji, spotkał się w urzędzie z burmistrzem i tym samym wsparł go swoim wizerunkiem, udostępniając na swoim Facebooku wspólne zdjęcie.
Na koniec w swoim artykule Pan Bartek przywołał słowa Danuty Siedzikówny pseudonim „Inka”, skazanej na śmierć za działalność wolnościowo-patriotyczną, która w swoich ostatnich słowach powiedziała „powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”. Dodał, że w jego ocenie w lutym 2021 Piotr Marzec nie zachował się jak trzeba, a solidaryzowanie się z burmistrzem w tym czasie jest plamą na życiorysie. Takie podsumowanie spotkało się z „ciętą ripostą” działacza solidarności – tj. wydaniem oświadczenia, o którym mowa na wstępnie.
Oświadczenie poniżające wielickiego aktywistę zostało następnie opublikowane na FB przez wiceburmistrz Wieliczki Agnieszkę Szczepaniak oraz sekretarza urzędu – Adama Panusia. Takie oświadczenie oczywiście było na rękę dla współpracowników burmistrza, którego Pan Bartek chciał odwołać i na którego składał skargi i zawiadomienia do prokuratury.
Co dziwne, do oświadczenia szkalującego Pana Bartka, Piotr Marzec załączył zdjęcie kilkunastu osób publicznych (m.in. posłanki Urszuli Ruseckiej, radnych miejskich), którzy wraz z nim uczcili 40 rocznicę stanu wojennego pod pomnikiem w Wieliczce, co w ocenie Pana Bartka było manipulacją, mającą na celu sprawienie wrażenia, iż osoby na zdjęciu popierają to oświadczenie. Na rozprawach okazało się, że osoby na zdjęciu te nie znały treści tego oświadczenia przed publikacją, a Piotr Marzec nie pytał ich o zdanie, twierdząc, że nie musi mieć ich zgody do publikowania tego zdjęcia.
Rozprawy miały charakter jawny na wniosek Pana Bartka. Mimo, iż w procesie oskarżonym był Piotr Marzec, to przez większość rozprawy zamiast bronić się, atakował aktywistę, a sam uważał się za pokrzywdzonego w tym całym zamieszaniu. Twierdził, że porównanie jego działalności do oprawców „Inki” jest krzywdzące i niedopuszczalne. Pan Bartek wyjaśniał, że nigdy nie negował jego działalności opozycyjnej i nie porównywał do oprawców Inki, a jedynie wskazał, że Marzec w lutym 2021 „nie zachował się jak trzeba”, bo solidaryzował się z niegospodarną i łamiącą obywatelskie prawa władzą lokalną w Wieliczce.
Piotr Marzec obywatelską inicjatywę odwołania burmistrza nazwał „prywatną sprawą Pana Krzycha”. Uzasadniał to tak, że kto nie jest on ani sołtysem, ani radnym i nie zasiada w żadnych władzach, a reprezentuje tylko swój prywatny interes. Z tym kompletnie nie zgadzał się Pan Bartek, zadając pytanie, czy działalność „Inki” (z wykształcenia sanitariuszki nie zasiadającej w żadnych władzach) oraz strajkujących w latach 70-80 to też była ich prywatna sprawa? Na to pytanie Piotr Marzec już nie chciał odpowiedzieć, twierdząc, że to dwie różne sprawy.
Pan Bartek zaznaczał, że jak w 2016 roku Piotr Marzec jako radny miejski zarzucał burmistrzowi zaniżenie miejsc postojowych w miejscowym planie zagospodarowania, to wtedy była to sprawa publiczna, a jak teraz po kilku latach robi to Pan Bartek wraz z mieszkańcami, to wg Piotra Marca jest to sprawa prywatna.
Na rozprawie Pan Bartek zarzucił Piotrowi Marcowi wywyższanie się i brak szacunku do ludzi, przywołując słowa z jego wywiadu dla redakcji glos24, gdzie osobę z obsługi hotelu nazwał „cieciem hotelowym”.
Sędzia prowadząca proces czterokrotnie upominała Piotra Marca, aby na tej rozprawie zaprzestał ataków na pokrzywdzonego i skoncentrował się na swojej obronie, tj. wyjaśnieniu swojego postępowania i przedstawieniu dowodów na prawdziwość tez zawartych w oświadczeniu, gdzie padły poważne zarzuty o przeszłość agenturalną wielickiego aktywisty. Pan Bartek sugerował, że jeśli Piotr Marzec czuł się pokrzywdzony artykułem na blogu, to mógł również wytoczyć proces, albo przynajmniej żądać sprostowania – a tego nie zrobił. W ocenie Pana Bartka, Piotr Marzec nie zniósł krytyki i wolał dokonać „samosądu” w postaci pomówień bez oparcia ich o jakiekolwiek fakty.
Piotr Marzec nie przedstawił żadnych dowodów na agenturalne kontakty Pana Bartka, nie potrafił nawet wskazać potencjalnych mocodawców. Pan Bartek natomiast dokładnie uzasadnił i opisał swoją działalność społeczną w obronie praw obywatelskich przedstawiając twarde dowody w postaci pism Rzecznika Praw Obywatelskich, który na wniosek Stowarzyszenia Otwarta Wieliczka (które prowadzi Pan Bartek) skrytykował burmistrza Artura Kozioła za bezprawne naliczanie mieszkańcom Wieliczki podwyższonych opłat za śmieci.
Oprócz zatajenia dochodu, którą dostaje z urzędu, Piotr Marzec wielokrotnie mówił nieprawdę twierdząc np, że nielegalnie uzyskałem jego adres (jego adres znajduje się w Internecie w związku z tym, ze prowadził działalność gospodarczą), że Pana Bartka opuścili współpracownicy (nie mówiąc o co i kogo chodzi). Bezpodstawnie Zarzucał Panu Bartkowi kłamstwa twierdząc, że nowa kadencja rady miejskiej nie trwa 3-4 lata, tylko mniej niż 3 lata (w rzeczywistości trwa ponad 3,5 roku) i że nie jest przewodniczącym osiedla, tylko przewodniczącym zarządu osiedla (to nie kłamstwo, tylko błąd i nieistotne przeoczenie).
Sąd nie dopuścił na świadków osób wskazanych przez Piotra Marca, tj. Ewy Ptasznik i Doroty Stec-Fus, twierdząc, że ich zeznania nie będą miały wpływu na rozstrzygniecie sprawy, mając zapewne na uwadze sprzeciw Pana Bartka, który uznaje te osoby za stronnicze (Ewie Ptasznik również miała proces za zniesławienie Pana Bartka, a Dorota Stec-Fus to znajoma Piotra Marca z osiedla).
Podczas procesu, w kontekście „wychowania agenturalnego” Piotr Marzec poruszył temat rodziców Pana Bartka, których rzekomo w Wieliczce nikt nie zna. Pan Bartek na koniec rozprawy wyjaśnił, że rodzice, którzy go wychowali mieli nic wspólnego z agenturą. Ojciec nie żyje od 10 lat, a matka jest niepełnosprawna po udarze. Dodał, że wolałby, aby Piotr Marzec nazwał go „debilem”, niż rzucał tak mocne i bezpodstawne oskarżenia rzucające również podejrzenia na rodziców. Pan Bartek dodał również, że myślał, że Piotr Marzec ujawni w procesie, że jakieś osoby z którymi Pan Bartek ma kontakt, są agentami służb, o czym nie wie. Jednak Piotr Marzec nie wskazał żadnych osób.
Cała rozprawa wypada stanowczo na niekorzyść Piotra Marca. Bez względu na wyrok, bezpodstawne rzucanie podejrzeń i poniżanie w Internecie lokalnego aktywisty tylko dlatego, że podjął się polemiki i krytyki zachowania Piotra Marca jako przedstawiciela władzy samorządowej – do czego ma prawo, jest niedopuszczalne. Zadziwiające jest, że na posiedzeniu pojednawczym w marcu 2022 (jeszcze przed rozprawą główną) Piotr Marzec żądał usunięcia wszystkich wpisów Pana Bartka na jego temat. Oznacza to, że Piotr Marzec w ogóle nie dopuszcza krytyki swojej osoby, a osobie która go skrytykuje, grożą bezpardonowe pomówienia z „poparciem” zdjęcia znanych osób. Co gorsza, Piotr Marzec twierdził przed sądem że Pan Bartek nie prowadzi żadnej działalności społecznej, bo … nie ma go na uroczystościach ani na zdjęciach. Podczas ogłaszania wyroku, sędzia tłumaczyła byłemu opozycjoniście, że działalność społeczna nie musi się wiązać z pojawianiem się na zdjęciach i uroczystością, a może np. się przejawiać np. zbiórkami podpisów pod petycjami, udziałem w budżecie obywatelskim.
Zachowanie Piotra Marca w całej tej sprawie budzi wątpliwości i rodzi pytanie: czy w latach 80-tych walczył z komuną, czy walczył o władzę? Pytanie to bierze się stąd, iż zabranianie obywatelowi krytyki władz i uznawanie społecznej aktywności obywatelskiej za prywatną sprawę, nie idzie w parze z ideą demokracji i obywatelskiego państwa prawa. Ponadto, dyskredytowanie osoby działającej niezależnie i społecznie w obronie praw obywatelskich poprzez pomówienia, to nie są metody, które przyświecają w demokracji, a raczej praktyki znane z działalności służb PRL.
Osiągnięciem przemian ustrojowych niewątpliwie są szersze prawa obywatelskie, to jest np. możliwość zainicjowania referendum, uzyskania informacji publicznych czy zgłaszaniu i głosowaniu w budżecie obywatelskim. Wśród tych praw jest prawo do krytyki, a zwłaszcza krytyki władz publicznych, które za swoją działalność biorą pieniądze. Taką osobą jest właśnie Piotr Marzec, choć na pytanie sądu zataił fakt otrzymywania z urzędu miasta ponad 1 tys. zł diety za pełnioną funkcję przewodniczącego zarządu osiedla, co dopiero w dalszej części rozprawy wygarnął mu Pan Bartek.
Cała ta sprawa z pewnością rzutuje negatywnie na autorytet, który do tej pory miał Piotr Marzec w Wieliczce, znany głównie z działalności patriotycznej, troski o pamięć historyczną i lokalną działalność na rzecz swojego osiedla. Jednak udzielanie wywiadów w mediach, prowadzenie działalności samorządowej i angażowanie się w lokalną politykę rodzi pewne konsekwencje, z którymi w demokracji przedstawiciel władz musi się liczyć.
Być może Piotr Marzec po złych przeżyciach za czasów PRL miał nadzieję, że po zmianie ustroju wszyscy będą mu już tylko dziękować, podziwiać za dawną działalność opozycyjną i obecną działalność samorządową. Widocznie do tej pory nie spotkał się z krytyką swoich działań.
Piotr Marzec powinien sobie przede wszystkim sam odpowiedzieć, czy solidaryzowanie się z burmistrzem Wieliczki i ocieplanie jego wizerunku w czasie, gdy trwała obywatelska akcja ku odwołania go w referendum, było słuszną postawą. Czy tym ruchem faktycznie nie przekreślił swojej opozycyjnej działalności ku lepszej Polsce? Jeśli nawet sytuacja wymagała spotkania z burmistrzem, to czy konieczne było ocieplanie jego wizerunku poprzez wspólne zdjęcia na facebooku?
Błędy się zdarzają, na błędach się uczymy. Jednak zemsta na tych, którzy wytykają nam błędy, nie przynosi żadnych korzyści społecznych, a jedynie straty. Praktykowanie i tolerowanie takich działań to powrót do czasów poprzedniego ustroju.
Mała plama na życiorysie Piotra Marca z lutego 2021, która z czasem mogła wyblaknąć, rozlała się znacznie mocniej po jego szkalującym oświadczeniu w grudniu 2021. Natomiast jego zachowanie i postawa w procesie sądowym, gdzie nie przedstawił żadnych dowodów na wychowanie agenturalne i mocodawców Pana Bartka, a ponadto nie wykazał ani odrobiny skruchy, a jedynie wywyższał siebie i negował wszelkie zasługi Pana Bartka dla mieszkańców, wskazują już na upadek moralny wielickiego opozycjonisty z Solidarności.
To kolejny autorytet z czasów Solidarności, który w ostatnim czasie upada. Nie tak dawno opinia publiczna doświadczyła moralny upadek innego opozycjonisty-patrioty, który nazwał polskich żołnierzy „śmieciami” i „watahą psów”. Mowa o Władysławie Frasyniuku, który w sierpniu 1980 był uczestnikiem strajku we wrocławskim MPK, a następnie angażował się w tworzenie podziemnej „Solidarności”.
Proces sądowy zapewne nie zmieni mentalności Piotra Marca i ludzi go wspierających, a dla kręgu ludzi burmistrza Artura Kozioła zapewne pozostanie on na zawsze zasłużony. Nie za walkę z PRL, lecz za walkę z Panem Bartkiem, znienawidzonym przez obóz burmistrza za krytykę, protesty i ujawnianie niewygodnych informacji, skargi czy zawiadomienia do prokuratury.
Czy bliscy współpracownicy burmistrza, którzy tak ochoczo lajkowali i udostępniali oświadczenie Piotra Marca szkalujące Pana Bartka, przeproszą za sianie dezinformacji?
Na koniec, Pan Piotr powinien się zastanowić, czy w oczach swojej Babci zachował się „jak trzeba”, czy bardziej „jak świnia”.
Rzucanie zmyślonych pomówień i podejrzeń na niewinną osobę i jej rodziców, poniżanie drugiego człowieka z zimną krwią, bez okazania odrobiny skruchy, to z pewnością nie powód do dumy, jaką mogła czuć Inka i jej babcia. To zachowanie prostackie, niemoralne, nieludzkie.
Mimo wszystko Pan Bartek życzy, żeby tego moralnego upadku Pan Piotr Marzec powstał. Być może napój Powerrade pomoże…
Poniżej nagranie z ogłoszenia wyroku i uzasadnienia:
Jeśli ktoś ma wątpliwości, mogę udostępnić do wglądu wyrok sądu oraz protokoły z rozprawy, można pisać na kontakt@panbartek.pl
A tutaj jeszcze, dla ciekawskich kolegów Piotra Marca, wywiad z „agentem” który wychował Pana Bartka:
Tu artykuł redakcji glos24, gdzie Piotr Marzec udziela wywiadu w 40 rocznice stanu wojennego:
Bartłomiej Krzych (Pan Bartek), pełnomocnik komitetu referendalnego w sprawie odwołania burmistrza Wieliczki, musiał zmagać się przed sądem z konsekwencjami obywatelskiej inicjatywy. Komisarz Wyborczy z Krakowa, Pan Wojciech Andrzej Makieła żądał sprawozdania finansowego z referendum, czego nie miał prawa żądać. Mimo to sprawę zgłosił do organów ścigania, a Sąd w Wieliczce wyrokiem nakazowym wymierzył Panu Bartkowi grzywnę. Po odwołaniu , przy wsparciu Rzecznika Praw Obywatelskich kara została anulowana, sprawa została umorzona, a wszelkie koszty „wybryku” komisarza ponosi Skarb Państwa.
Dla przypomnienia, w styczniu i lutym 2021 zawiązał się obywatelski komitet, który prowadził zbiórkę podpisów w celu przeprowadzenia referendum dotyczącego odwołania burmistrza Artura Kozioła. Zarzutów było 5: rosnące opłaty za usługi komunalne, zadłużanie gminy na nieprzemyślane inwestycje, zaniedbana infrastruktura, chaos w planowaniu przestrzennym oraz brak poszanowania praw obywatelskich. Aby referendum doszło do skutku, potrzebne było ok 5 tys podpisów z Pesel.
Burmistrz na te akcje zareagował akcją „Dialog” i plakatami z tym słowem zaklejał plakaty informujące o zbiórce podpisów pod referendum. Ponadto od razu znalazło się 6,5 mln zł na drogi, których wcześniej przez 20 lat nie można było zrobić, a ponadto rozpoczęły się spotkania on-line z sołtysami i przewodniczącymi osiedli, którzy wcześniej mieli problem by porozmawiać z burmistrzem.
Wymaganej ilości podpisów nie udało się zebrać, wiec komitet dokonał protokolarnego zniszczenia podpisów (spalenie) i powiadomił o tym komisarza wyborczego w Krakowie.
Na tym, zgodnie z ustawą o referendum lokalnym, rola komitetu się skończyła. Komisarz wyborczy jednak zażądał od Pana Bartka (pełnomocnika komitetu) wypełnienia sprawozdania finansowego z referendum.
Pan Bartek odpisał dwukrotnie Komisarzowi, że nie ma obowiązku wypełniania sprawozdania finansowego, które wymaga m.in. podania daty przeprowadzenia referendum, a przepisy jasno mówią, że takie sprawozdanie nie jest obowiązkowe, gdy referendum się nie odbyło. Innymi słowy, Komisarz oczekiwał wpisania przez Pana Bartka fikcyjnych danych do sprawozdania.
Poniżej treść drugiego pisma Pana Bartka do Komisarza.
Komisarz jednak uparł się, że sprawozdanie ma zostać wypełnione, a jak nie, to sprawa zostanie skierowana do organów ścigania. W konsekwencji sprawa została zgłoszona na Policje, która przekazała sprawę do sądu, a ten wyrokiem nakazowym uznał Pana Bartka winnym wymierzając karę 300 zł grzywny.
Pan Bartek skierował zapytanie do Rzecznika Praw Obywatelskich, który niezwłocznie przesłał opinię wskazującą, że obowiązek składania sprawozdania finansowego nie dotyczy przypadku, gdzie nie złożono wniosku z podpisami.
W efekcie odwołania Pana Bartka od wyroku nakazowego i opinii Rzecznika Praw Obywatelskich, na posiedzeniu w kwietniu 2022 Sąd Rejonowy w Wieliczce stwierdził brak podstaw do ukarania Pana Bartka i umorzył postępowanie.
Pozostaje pytanie, czym kierował się Komisarz Wyborczy w Krakowie uparcie nękając Pana Bartka pismami i doniesieniami na policję? Czy Pan Andrzej Makieła nie zna podstaw prawa, czy chciał ponękać Pana Bartka za to, że ośmielił się podjąć inicjatywę odwołania Artura Kozioła? Czy warto było obciążać tą sprawą obywatela, organy ścigania, sąd i Skarb Państwa ?
Miejmy nadzieję, jedyny pożytek z tej sprawy, to taki, że Komisarz Wyborczy czegoś się nauczył i w przyszłości nie będzie niepotrzebnie nękał obywateli, którym nie podoba się lokalna władza.
27 kwietnia 2022 Rada Miasta Krakowa uchwaliła rezolucję w sprawie odcinka trasy S7 Kraków-Myślenice, w której sprzeciwia się wariantom 1-5 i jest za kontynuacją prac nad wariantem 6, omijającym Kraków i przecinającym Wieliczkę od północy po samo południe. Okazji do wyrażenia sprzeciwu nie wykorzystał burmistrz Wieliczki Artur Kozioł, którego niefortunne słowa z 2019 roku zostały przez Kraków wykorzystane jako argument za budową trasy S7 przez Wieliczkę.
Poniżej treść uchwalonej rezolucji Miasta Krakowa:
Część radnych Krakowa, mając na uwadze m.in. głos przybyłych na sesję mieszkańców broniących interesów Wieliczki, chciała w rezolucji zawrzeć sprzeciw wobec wszystkich 6 wariantów. Ta poprawka jednak nie uzyskała większości. (tekst poprawki poniżej).
Mimo, iż oficjalnie władze Wieliczki (zarówno radni miejscy jak i burmistrz Artur Kozioł) są przeciwni planowaniu trasy S7 przez Wieliczkę, nikogo z nich nie było na sesji rady Miasta Krakowa. Swoich interesów bronili sami mieszkańcy zabierając głos w krótkich wystąpieniach – Pani Aleksandra Błaszczyńska-Śmigielska – radca prawna, która zaangażowała się po stronie mieszkańców sprzeciwiających się wariantowi 6 oraz Pan Andrzej Warzecha – sołtys wsi Lednica Górna, w której miałby się zaczynać tunel.
Krakowski radny Michał Starobrat wybrany z dzielnicy Swoszowice po przyjętej rezolucji na FB napisał, że cieszy się z jej treści, a Wieliczka powinna wziąć na siebie plany, które rozpoczęła. Przytoczył przy tym artykuł w Dzienniku Polskim z 2019 roku, gdzie padają słowa burmistrza Artura Kozioła wyrażające aprobatę dla S7 przez Wieliczkę.
Radni Krakowa postawili zatem na obronę interesu swoich mieszkańców i wykorzystali błędne wypowiedzi burmistrza Artura Kozioła oraz jego nieobecność podczas uchwalania rezolucji, świadcząca poniekąd o braku chęci wyjaśnienia i sprostowania swoich błędnych słów z 2019 roku. Przy ogromnej uwadze mediów była dziś ku temu najlepsza okazja. Brak zaangażowania włodarza Wieliczki podcina skrzydła tysiącom mieszkańców, którzy obawiają się S7 i robią co mogą, by trasa nie szła przez Wieliczkę.
Zaistniała sytuacja w dużym stopniu zwiększa prawdopodobieństwo poprowadzenia trasy S7 wariantem 6, bo stanowisko stolicy Małopolski, z którego pochodzi wielu prominentnych i znanych osobistości, nie może zostać zlekceważone przez GDDKiA.
Warto zaznaczyć, iż z Wieliczki nie płynie jasny przekaz. Co prawda Rada Miejska w Wieliczce w lutym podjęła rezolucje sprzeciwiającą się wariantom 2-6 (wszystkim, które idą przez gminę Wieliczka), ale burmistrz Artur Kozioł już ma odmienne stanowisko – neguje wszystkie warianty, nie proponując w zamian żadnej alternatywy. To w połączeniu z niefortunnymi, nieprawdziwymi słowami medialnymi burmistrza Wieliczki z 2019 roku (w istocie rzeczy brak jest rezerwy terenu na drogę ekspresową w Czarnochowicach, a wariant 6 wiązałby się z ogromnymi wyburzeniami) sprawia, że stanowisko władz Wieliczki nie będzie poważnie brane pod uwagę – choć mimo to, GDDKiA powinna mieć na uwadze niespotykany wręcz opór społeczny mieszkańców Wieliczki.
Jednak i wśród mieszkańców nie ma spójności – wiele osób jest przekonanych, że trasa S7 przez Wieliczkę może rozwiązać problem korków, co jest kwestionowane choćby przez samego burmistrza. Natomiast nie ulega wątpliwości, że głos przeciwników S7 w Wieliczce jest o wiele silniejszy, o czym świadczyły choćby protesty pod siedzibami GDDKiA w Krakowie i Warszawie, poparte tysiącami podpisów pod kilkoma petycjami z szeroką argumentacją i profesjonalnymi ekspertyzami sfinansowanymi z prywatnych zrzutek.
Nie bez znaczenia są też krytyczne stanowiska wobec planów S7 przez Wieliczkę władz Powiatu Wielickiego oraz posłów z Wieliczki – Urszuli Ruszeckiej i Rafała Bochenka (oboje z koalicji rządzącej PiS).
Decyzje będą jednak podejmowane centralnie – przez GDDKiA w Warszawie.
Poza petycjami mieszkańców do GDDKIA, Ministerstwo Infrastruktury zarejestrowało też petycję Stowarzyszenia Otwarta Wieliczka, które domaga się przeprowadzenia dodatkowych analiz dla wspólnego korytarza planowanej trasy S7 oraz linii kolejowej Kraków-Myślenice, o której też obecnie się mówi na poważnie. Na razie brak jednak odpowiedzi.
Warto pamiętać, iż Wieliczka ma mocne argumenty, których niestety władze (radni miejscy i burmistrz) nie wykorzystują w odpowiedni sposób, czego dowodem była dzisiejsza absencja nie tylko burmistrza, ale i radnych miejskich – nie pojawił się nikt z przedstawicieli wielickich władz. Te argumenty to, oprócz Kopalni Soli i strefy UNESCO, to fakt, iż wariant 1 omijający Wieliczkę został przez GDDKiA uznany jako najbardziej optymalny kosztowo w studium korytarzowym. Ponadto, wariant 1 mógłby iść w parze z linią kolejową Kraków-Myślenice, która jest mile widziana przez lokalne społeczności i samorządy. Pociągnięcie obu tych inwestycji jednym korytarzem mogłoby obniżyć koszty finansowe, środowiskowe i społeczne.
Burmistrz Artur Kozioł oczywiście sprzeciwia się twierdzeniu, że kiedykolwiek wyrażał aprobatę dla S7 przez Wieliczkę. Dał temu wyraz na ostatniej sesji rady miejskiej w Wieliczce. Czy jednak przekonywanie radnych Wieliczki ma sens, skoro wszyscy zgodnie wyrazili już dawno swój sprzeciw? Nie lepiej było to wystąpienie wygłosić w Krakowie? W poniższym artykule można je odsłuchać (jest nagranie).
Podsumowując, przy jasnym stanowisku Krakowa, które szeroko obiegło dziś media, na nic zdaje się solidarność burmistrza Wieliczki z kilkoma małymi gminami, które sprzeciwiają się kontynuacji trasy S7, nie podając przy tym alternatywnych rozwiązań. Całkowite negowanie inwestycji, której oczekuje Polska i Europa, to w tej dyskusji to głos nieważny i niepoważny, tak jak niepoważne były medialne słowa burmistrza Wieliczki z 2019 roku, które z kolei okazały się ważne… dla radnych Krakowa.
Dla przypomnienia:
32 minutowy film „S7 przez Wieliczkę okien Pana Bartka”
Opis 6 planowanych wariantów trasy S7 przez redakcję Glos24:
Trwa wojna na Ukrainie, która nie toczy się po myśli rosyjskich władz. Ukraina się twardo broni, wspierana logistycznie i militarnie m.in. przez Polskę. Rosyjskie wojska ponoszą ogromne straty a ponadto – ich gospodarka i społeczeństwo zostało dotknięte bardzo ostrymi sankcjami państw Zachodu. Polska forsuje kolejne sankcje – embargo na rosyjskie paliwa, w tym gaz. Czy jednak bez gazu z Rosji jesteśmy bezpieczni?
Od kilku lat w Świnoujściu funkcjonuje terminal LNG – tzw. gazoport, który umożliwia dostawy skroplonego gazu tankowcami z całego świata.
Ponadto, na jesienie ma być oddany do użytku gazociąg Baltic Pipe, który ma dostarczać gaz do Polski z Norwegii.
Gazoport w Świnoujściu i gazociąg Baltic Pipe powinny zapewnić takie dostawy gazu, że import z Rosji będzie zbędny. Oznacza to, że w zasadzie Polska jeszcze w tym roku może odciąć się od dostaw gazu z Rosji i takie kroki są zapowiedziane.
Wspomnę pokrótce o ważnej kwestii cen dostaw gazu, bo przecież dla dobra społeczeństwa i gospodarki powinniśmy dążyć do tego, aby mieć jak najtańszą energię. W tym momencie ceny gazu, w uproszczeniu, są 10-krotnie wyższe niż rok temu. Można powiedzieć, że Putin ma obecnie na gazie największe zyski, tj. dziesięciokrotną przebitkę. W 2020 roku ceny „europejskiego” gazu na giełdzie w Holandii kształtowały się na poziomie 10-15 euro za Megawatogodzinę. Przed zimą 2021 nastąpiły drastyczne wzrosty i ceny kształtowały się na poziomie ok 100-150 euro, chwilami nawet 200-300 euro…
Warto mieć na uwadze, że ceny gazu na giełdzie w USA również wzrosły, choć nie bardziej 2-3 krotnie, niż 10-ciokrotnie. W 2020 roku kształtowały się na poziomie 2 dolarów za tej zimy wynosiły ok 4-6 dolarów.
Warto dodać, iż na ropie naftowej przy obecnej cenie ok 110 dolarów za baryłkę, Rosja ma ok 60 dolarów zysku, bo powszechnie mówi się że cena 50 dolarów za baryłke to granica opłacalności wydobycia w Rosji. Podobnie jest w kwestii węgla kamiennego, gdzie przebitka jest podobna jak na ropie – z pewnością znacznie mniejsza niż obecnie na cenach gazu, który w uproszczeniu produkuje za 10 euro, a sprzedaje za 100 euro.
Budowa gazoportu i gazociągu Baltic Pipe, czyli dywersyfikacja dostaw gazu jest zatem słusznym podejściem, zwłaszcza, jeśli nasz dotychczasowy partner handlowy staje się naszym wrogiem politycznym i militarnym i żąda drastycznych cen. Jednak forsowanie embarga na rosyjski gaz ma się nijak do dywersyfikacji dostaw, zwłaszcza, że nasz wróg jest naszym sąsiadem. Obecnym problemem nie jest to, że bierzemy gaz z Rosji, tylko że płacimy za niego za dużo, a dodatkowe zyski idą na zbrojenia.
Drastyczne ceny gazu w Europie były spowodowane głównie tym, że Europa (głównie Niemcy, Włochy, ale też Polska) w dużym stopniu uzależniły się od rosyjskiego gazu. Działania polityczne rosyjskich władz (ograniczanie dostaw, groźba wojną na Ukrainie) wywindowały ceny gazu i zmusiły Europę do płacenia Rosji ogromnych pieniędzy za gaz, które to pieniądze następnie wykorzystane zostały do działań zbrojnych na Ukrainę. Polskie władze, ulegając polityce klimatycznej UE, ale również pod naciskiem rosyjskiego lobby, ukrytego pod różnymi organizacjami ekologicznego, uzależniły polskie społeczeństwo i gospodarkę od gazu. W ostatnich 5 latach polityka Polski sprowadzała się do eliminacji paliw stałych na rzecz gazyfikacji. Dotyczyło to nie tylko elektrowni (wyburzono planowany nowy blok węglowy w Ostrołęce by zamienić go na gazowy) ale również gospodarstw domowych i firm, które przymusza się do likwidacji pieców na węgiel, a nawet drewno i pelet – tak jak w Krakowie. W praktyce, wielu ludzi pod pretekstem walki ze smogiem zostało uzależnionych od gazu, bo dając dotację na piec gazowy, nakazano zlikwidować piec na węgiel czy drewno.
Mimo drastycznie rosnących cen gazu i konfliktu na Ukrainie, polskie władze rządowe i samorządowe działają, jak by nic się nie stało i nadal prowadza politykę wymiany pieców na gazowe – w tym roku zakazano nawet dotowania najnowocześniejszych pieców węglowych w programie Czyste Powietrze. Mieszkańcy sami starają się zadbać o swoje prawo do niezależności energetycznej – w Małopolsce pod obywatelską inicjatywą „TAK dla palenia drewnem, STOP gazowemu lobby” podpisało się 2,5 tysiąca osób. Projekt znoszący zakaz palenia drewnem w Krakowie i odraczający przymus wymiany pieców na drewno i węgiel w Małopolsce czeka na rozpatrzenie przez sejmik województwa – ale póki co jest lekceważony i blokowany przez władze. Więcej o tej inicjatywie poniżej:
O ile możemy optymistycznie założyć, że gazoport w Świnoujściu i gazociąg z Norwegii na dnie Bałtyku faktycznie będą w stanie zapewnić nam odpowiednie dostawy gazu, to rodzi się pytanie, co stanie się, jeśli gazoport i gazociąg zostaną trwale uszkodzone przed przyszłą zimą?
Polskie władze prowadziły w ostatnich latach nieodpowiedzialną politykę eliminacji paliw stałych z gospodarki i uzależniania społeczeństwa od gazu. Obecnie, prowadzona jest nieodpowiedzialna polityka zagraniczna, w której padają słowa o konieczności zniszczenia Rosji raz na zawsze. Tu przykład z TVP info, gdzie w ciągu 30 sekund zarówno redaktor, jak i dwoje gości mówi o zniszczeniu Rosji.
W „operacji specjalnej” na Ukrainie wojska rosyjskie koncentrowały się na przejmowaniu elektrowni, w tym elektrowni atomowych. Niszczyli również takie obiektu jak huty stali.
Skoro Polska chce zniszczyć Rosję, to zniszczenie gazoportu i gazociągu może być oczywistym celem zdesperowanych władz rosyjskich, która będzie pogrążona w zapaści gospodarczej spowodowanej przez Zachód. Uderzenie w gazoport i gazociąg (czy to oficjalnie rakietami czy torpedami lub nieoficjalnie przez sabotaż) spowodowałoby nie tylko paraliż polskiej gospodarki, ale również paraliż milionów gospodarstw domowych i instytucji, które zostałyby przez nieodpowiedzialną politykę energetyczną pozbawione bezpieczeństwa energetycznego.
Co w takim przypadku zrobi Polska? Czy nie będzie tak, że następnej zimy będziemy błagać o ruski gaz po jeszcze bardziej kosmicznych cenach?
Tak wiem, jaka jest odpowiedź polskich elit politycznych.
Ogromne zadłużenie gminy Wieliczka, które w tej kadencji zwiększyło się o połowę generuje ogromne koszty odsetkowe w czasie rosnącego oprocentowania kredytów. To mocno ogranicza możliwości inwestycyjne gminy, choć problemów jest więcej. Bez pieniędzy zewnętrznych, w tym tych wstrzymanych z Unii Europejskiej, nie uda się zrealizować wielu koniecznych inwestycji, w tym budowy szkół, przedszkoli i wodociągów.
Oprocentowanie kredytów WIBOR6M zbliża się do 5%, wraz z marżą jest to ponad 6%. Przy takiej stawce od zadłużenia gminy Wieliczka na poziomie 200 mln roczne odsetki wynoszą 12 mln zł. Tymczasem gmina zaplanowała 4,5 mln, a nie można wykluczyć, iż oprocentowanie wzrośnie w II połowie roku nawet do 7-8%, a w sytuacji niepewności geopolitycznej, może i 10%. Co gorsza, te 200 mln zł nie uwzględnia zadłużenia spółek komunalnych i przychodni, a to może być kolejne 50 mln zł długu z oprocentowaniem zmiennym.
To nie jedyne koszty, które drastycznie uderzają w budżet gminy. Kolejne to koszty paliwa, energii, ogrzewania. Do tego mocno drożeją roboty budowlane. Co prawda wyższa inflacja to też wyższe wpływy do budżetu gminy, natomiast wszystko wskazuje na to, że wiele obiecanych – zaplanowanych inwestycji nie będzie realizowanych.
W ostatnich dniach gmina unieważniła przetarg na modernizację stacji uzdatniania wody i sieci wodociągowej w Węgrzcach Wielkich. Ceny 2 wykonawców to prawie 14 mln złotych, niemal 2 razy więcej niż zaplanowane 7 mln (z czego 5 mln to dotacja).
Pod znakiem zapytania jest budowa ścieżki rowerowej wzdłuż ul. Krakowskiej. 1,5 roku temu była wyceniona na 3 mln zl. Ścieżka jest w fazie projektowej, ale trudno uwierzyć, by wykonawca zarobił na tej inwestycji, kiedy materiały i usługi budowlane podrożały o kilkadziesiąt procent, wiec niewykluczone, że będzie chciał się wycofać lub renegocjować umowę.
Inwestycje takie jak budowa szkoły w Śledziejowicach i Grabiu czy przedszkoli w Zabawie i Koźmicach Wielkich raczej też pozostaną na razie na papierze i nie zostaną zrealizowane w tej kadencji burmistrza. Obietnice medialne najprawdopodobniej skończą się tylko na projektach, bo szacowane kwoty (2 mln na przedszkola, 8 mln na nowy kompleks szkolny w Śledziejowicach Kokotowie) trzeba by obecnie przemnożyć dwa lub trzy razy.
Dodatkowym problemem jest brak finalizacji sprzedaży działek w nowej strefie w Węgrzcach Wielkich z powodu wycofania się nabywcy. To oznacza ok 15 mln zł mniej w budżecie, a nie wiadomo, czy nowi nabywcy się znajdą na wszystkie działki.
W tej kadencji zadłużenie wzrosło już o ok 60 mln złotych, z ok 140 do 200 mln. Przykładowo, w Przemyślu, ludnościowo porównywalnym do Wieliczki nowy włodarz zredukował zadłużenie o 40 mln, z ok 152 mln do 112 mln zł
Jednym z najbardziej drenujących wielicki budżet wydatków jest wielicka komunikacja (zielone autobusy) na którą w ostatnich latach przeznaczono już prawie 50 mln złotych. Warto wiedzieć, iż wieliccy prywatni przewoźnicy chcieli partnerskiego rozwiązania, które byłoby dla gminy bez kosztowe lub kosztowało o wiele, wiele mniej.
Gmina jednak wybrała własną spółkę transportową, która jest mocno deficytowa – bilety pokrywają jedynie ok 5% kosztów (średnio w Polsce bilety pokrywają ok 40-50% komunikacji publicznej). Obecne zielone autobusy spalają ok 35 litrów oleju napędowego na 100 km. Z informacji medialnych wynika, że gmina chce zakupić (z dotacją) dodatkowe autobusy – te nowe mają być elektryczne.
Podsumowując, sytuacja finansowa gminy nie wróży realizacji ważnych inwestycji. Bez dotacji zewnętrznych, takich jak Krajowy Program Odbuodwy i unijnych funduszy (wstrzymanych niestety z aprobatą wielu europosłów z Polski) gminy nie będzie stać na realizację nawet zaplanowanych w budżecie inwestycji, które są konieczne i oczekiwane od wielu lat.
Dla przypomnienia post sprzed kilku miesięcy z wykazem kredytów Wieliczki.
EDIT: Od października 2023 zaczeły sie problemy finansowe w Wieliczce. Regionalna Izba Obrachunkowa uchyliła dokumenty finansowe gminy, które przewidywały m.in. wzrost zadłużenia. Tu decyzje: