Dotychczasowy wójt gminy Będzino uzyskał ledwo 12% poparcia w przedterminowych wyborach organizowanych w styczniu 2023. Został zdeklasowany przez nową konkurentkę Sylwię Halamę, która uzyskała 88% głosów. Problem w tym, że były wójt Mariusz Jaroniewski poparcia społecznego nie miał już od dawna, a trwał u władzy dzięki przepisom, które go chroniły. Takich przypadków trwania przy korycie niechcianych włodarzy w Polsce jest zapewne setki, jednak ten w Będzinie to dobitny dowód, który warto przeanalizować i wyciągnąć wnioski, zwłaszcza w kontekście nowelizacji ustawy o samorządzie w 2018 roku i wydłużeniu kadencji z 4 do 5 lat, a w stosunku do obecnej kadencji, nawet 5,5 roku.
Zacznijmy od tego, że mieszkańcy Gminy Będzino już z początkiem 2021 r. podjęli działania w celu odwołania wójta, zarzucając m.in. niegospodarność, nieskuteczność w pozyskiwaniu dotacji zewnętrznych i brak należytego wykonania budżetu, mimo iż gmina dostała extra 3 mln zł odszkodowania za wiatraki. Mieszkańcy rozpoczęli zbiórkę podpisów pod inicjatywą referendum odwoławczego, co spotkało się z atakiem ze strony wójta i groźbami, a następnie procesami sądowymi, które wytoczyli szkalowani i zastraszani inicjatorzy wobec aroganckiego wójta. Wyroki sądów na szczęście były korzystne dla obywateli – wójt został prawomocnie skazany za zniesławienie, a dodatkowo musiał wypłacić 8 tys. odszkodowania.
Zebranie podpisów pod referendum to nie lada wyzwanie. W dużych miastach – trudne do przeprowadzania, ale w małych gminach – jak niespełna 10 tysięczna gmina Będzino – realne. Groźby i pomówienia nie zraziły mieszkańców i wymaganą ilość podpisów, jaką nakazuje ustawa (tj. przynajmniej 10% wyborców) zebrali w stosownym terminie (tu ustawa daje tylko 2 miesiące) i złożyli wniosek do komisarza wyborczego, który najpierw wyznaczył termin na maj, a następnie przesunął go na czerwiec 2021.
W praktyce, od decyzji obywatelskiej inicjatywy do przeprowadzenia referendum trzeba liczyć nawet 5 miesięcy. W tym czasie wójt może za pieniądze podatników zintensyfikować lokalną propagandę, ale również w rożny sposób zniechęcać ludzi do podpisywania się pod referendum, a następnie zniechęcać do udziału w referendum. Włodarze maja do tego oczywiście publiczne pieniądze mieszkańców, za które mogą „przekupić” radnych czy sołtysów remontami dróg czy wykorzystać lokalne organizacje takie jak kluby sportowe, które staną za murem za włodarzem i w zamian za np. remont boiska będą dokuczać i utrudniać działanie inicjatorom referendum. Jako przykład można też podać Wieliczkę, gdzie w styczniu-lutym 2021r. po rozpoczęciu obywatelskiej inicjatywy referendalnej burmistrz nagle znalazł dodatkowe 6 mln zł na nakładki asfaltowe na wsiach i w mieście, zaczął nagle aktywnie współpracować z sołtysami, dla których wcześnie nie miał czasu. W lokalnych gazetach trwała intensywna kampania propagandowa o świetności gminy i wspaniałych osiągnięciach burmistrza. Plakaty informacyjne inicjatorów referendum zaklejane były przez ludzi burmistrza plakatami z akcją „DIALOG”, która miała polegać na konsultacjach społecznych i wskazywaniu przez mieszkańców nowych terenów zielonych, a w Internecie pojawiły się videoprezentacje ukazujące nowe rozwiązania zakorkowanych skrzyżowań.
Takie działania są stosunkowo skuteczne, bo ludzie nie widzą i nie znają kwot wydanych na propagandę, a wizja naprawy dróg i odkorowania miasta nastraja ich pozytywnie, nawet jak nie dojdzie do skutku. W Wieliczce wymaganej ilości podpisów zebrać się nie udało, choć sama akcja miała wiele pozytywnych skutków. Burmistrz Wieliczki zatem trwa w przekonaniu, że ma ok 55% poparcia, które zdobył w wyborach, choć obecnie w rzeczywistości to poparcie może być nawet o połowę mniejsze. Podobnie jest z Prezydentem Tarnowa, który kilkukrotnie nie uzyskał absolutorium, w kilka miesięcy temu zadeklarował nawet, że zrezygnuje, ale w ostateczności „dla dobra” Tarnowa pozostał na stanowisku.
W gminie Będzino zebrać podpisy się udało, jednak wywołanie referendum przez mieszkańców to jednak połowa sukcesu, bo kolejną barierą do pokonania jest próg referendalny. I tu pojawił się problem. Mimo iż w czerwcu 2021 aż 93% glosujących w referendum chciało odwołania wójta, wśród ok 6,7 tys mieszkańców uprawnionych do głosowania zabrakło ok 200 głosów, aby referendum osiągnęło próg referendalny i było wiążące.
Należy tutaj zaznaczyć, iż przy takich referendach włodarze zwykle przybierają tę samą strategię: twierdzą, że referendum to strata pieniędzy (trzeba opłacić członków komisji) i nawołują do bojkotu referendum. Innymi słowy, ten kto idzie na referendum, jest wrogiem włodarza. Taka sytuacja wypacza tajność głosowania i jest sprzeczna z Konstytucją, ponieważ osoba idąca na głosowanie do lokalu wyborczego, gdzie zwykle w komisjach zasiadają przedstawiciele włodarza, z automatu staje się wrogiem panującej władzy, za co mogą spotkać ją konsekwencje w postaci zwolnienia z pracy w urzędzie czy wykluczenia z zamówień publicznych dla urzędu, czy innego rodzaju wrogich konsekwencji. Dotyczy to nie tylko samej osoby, która uda się do lokalu wyborczego – ryzyko ponosi cała rodzina.
Wracając do gminy Będzino, przez próg referendalny cały wysiłek inicjatorów spełzł na niczym, a niechciany wójt miał przynajmniej 10 miesięcy spokoju, bo to gwarantowała mu ustawa o referendum lokalnym. W praktyce jest to jednak więcej, bo po złożeniu wniosku z podpisami do komisarza trzeba jeszcze odczekać dodatkowe 2-3 miesiące na samo referendum, a 10 miesięcy to najwcześniejszy termin na ponowne złożenie wniosku z podpisami po nieudanym referendum.
Nieudane referendum zwykle dodaje pewności włodarzowi miasta czy gminy, bo to poniekąd jego zwycięstwo, choć w zwykle jest to zwycięstwo patologicznego, antyobywatelskiego prawa w Polsce.
Mieszkańcy gminy Będzino byli jednak niezłomni i nie zamierzali pozwolić na to, by arogancki wójt z ich podatków trwał na ciepłej posadce do końca kadencji. Z pomocą przyszła rada gminy, która nie udzieliła wójtowi absolutorium, a następnie widząc wysiłek i starania mieszkańców, podjęła uchwałę o drugim referendum w sprawie odwołania wójta. Drugie referendum odbyło się w lipcu 2022 r i tym razem udało się przełamać barierę progu referendalnego, a ponad 90% mieszkańców zagłosowała przeciwko wójtowi.
Wydawać by się mogło, że to już koniec kariery wójta. Nic bardziej mylnego, polskie prawo daje możliwość odwołanemu wójtowi ponownego startu w przedterminowych wyborach, z czego niechciany wójt gminy Będzino skorzystał. I może to i dobrze. Opinia publiczna przekonała się o jego rzeczywistym poparciu, bo w wyborach progu już nie ma, a więc tu już wójt nie zniechęcał, lecz zachęcał do udziału. Na niewiele się to zdało, wynik 12% to sromotna porażka, a frekwencja w wyborach przedterminowych była niewiele wyższa niż w referendum, które zdecydowało o odwołaniu. W referendum brało udział 2,2 tys mieszkańców, w wyborach przedterminowych 2,7 tys, przy 6,7 tys uprawnionych.
Podsumowując, wójt gminy Będzino, mając rażąco niskie poparcie społeczne, trwał sobie na stanowisku, które gwarantowało mu prawo i gdyby nie ogromne zaangażowanie i determinacja obywateli w referendum i dodatkowe kilkaset osób, dzięki którym udało się przełamać próg referendalny, trwałby sobie do końca kadencji i robił co mu się podoba, nie przejmując się opinią publiczną. Trzecie referendum byłoby już niemożliwe, ponieważ wg przepisów kolejny wniosek może być złożony po 10 miesiącach, ale nie później niż 8 miesięcy przed wyborami. Ponieważ wybory maja być na wiosnę 2024, pozostaje za mało czasu na okienko referendalne.
W ostatnim czasie z inicjatywa odwołania włodarza miasta w referendum wystąpili też mieszkańcy Elbląga. Niestety, nie udało się zebrać wymaganej ilości podpisów, więc referendum nie będzie, choć pamiętajmy, że nawet jak by było, to szanse na przekroczenie progu w większym mieć są marne.
Pojawia się zatem pytanie, czy obywatelskie inicjatywy referendalne mają w ogóle sens? Szanse na skuteczne odwołanie wójta tą drogą są niewielkie – natomiast ryzyko szykanowania obywateli-inicjatorów ze strony władz – bardzo duże. Straszeniem referendum można jednak co nieco wyegzekwować od włodarza miasta, tak jak to się stało w Wieliczce w 2021 roku, gdzie w końcu po 20 latach oczekiwań wielu mieszkańców dostało asfalt na dziurawe drogi.
Oczywiście, referendalną inicjatywę odwołania lokalnego włodarza ma też rada gminy czy rada miasta. Skorzystali z tego prawa właśnie radni gminy Będzino przy drugim referendum, które okazało się skuteczne. Trzeba mieć jednak na uwadze inną ordynację wyborczą w małych gminach, gdzie obowiązują jednomandatowe okręgi wyborcze, dzięki czemu radni są bardziej niezależni (mogą powołać swój komitet do wyborów, nie muszą prosić się o miejsce na listach). Natomiast w gminach i miastach powyżej 20 tys. mieszkańców, po reformie w 2018 roku, zmieniono ordynację na listy wyborcze tworzone przez komitety. I tak w wielu miastach i gminach włodarz wygrywa wybory ze „swoimi” radnymi w jednym komitecie, którzy następnie stoją za nim murem w głosowaniach nad absolutorium, bo zwykle mają powiązania z urzędem, spółkami komunalnymi lub inne interesy wynikające z wdzięczności włodarza za przychylność.
W sejmie od ponad roku leży poselski projekt ustawy o zmianie ustawy o referendum lokalnym, który jest mniej „zaporowy” wobec obywateli jeśli chodzi o ilość podpisów oraz próg referendalny. Byłyby to z pewnością korzystne zmiany, które pozwoliłyby skuteczniej eliminować patologię z samorządów, jednak nie rozwiązuje kwestii tego, że nadal ktoś musi wystąpić z inicjatywą referendalną, co jednocześnie oznacza narażenie się obywateli na szkalowanie i groźby ze strony włodarza i jego układu.
Warto zatem rozważyć, czy przy wydłużeniu kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów do 5 lat, nie należałoby wprowadzić obowiązkowego referendum absolutoryjnego w połowie kadencji. Obowiązkowego w sensie, że w każdym mieście i gminie w Polsce takie bezprogowe referenda poparcia dla włodarza by się odbywały z automatu, bez inicjatorów, którzy muszą tracić czas na zbiórkę podpisów, wykładać swoje pieniądze na promowanie inicjatywy i prawników.
Przy okazji takiego referendum lokalnego można by było przeprowadzać referendum merytoryczne, tj. zadawać mieszkańcom pytania w kluczowych sprawach lokalnych. Prawo do ustalania pytań miałaby rada miasta czy gminy oraz mieszkańcy po uzbieraniu odpowiedniej ilości podpisów.
Obecne prawo chroni patologię w samorządach i w praktyce uniemożliwia skuteczną kontrolę obywatelską oraz niezwłoczną eliminację włodarza, który nie ma poparcia społecznego. Dzięki zaporowemu prawu niechciany włodarz i jego prezesi w spółkach mogą arogancko trwać przy władzy pobierając sowite wynagrodzenia i opłacając swój układ z podatków mieszkańców.
Bez zmian w prawie patologia w samorządach jest bezpieczna, a kontrola obywatelska jest fikcją. W obecnym stanie prawnym w Polsce słuszne jest powiedzenie, że obywatele przed wyborami są wyborcami, a po wyborach już tylko podatnikami.
Bartłomiej Krzych („Pan Bartek”)– ekonomista-analityk, działacz społeczny, bloger na stronie www.panbartek.pl. Przedstawiciel Stowarzyszenia Otwarta Wieliczka, działającego na rzecz ochrony praw obywatelskich w Wieliczce i okolicach. Miłośnik kominków, przeciwnik przepisów zakazujących drewna, walczący z kłamliwą propagandy alarmów smogowych. Zwolennik szwajcarskiego modelu społecznego.